Connect with us

CELEBRITY

Permanentne zmęczenie? “Pozycja lotosu nie pomoże, jeśli popełniamy te grzechy”

Published

on

Pędziłam w oszałamiającym tempie. Aż otworzyły mi się oczy i wprowadziłam mikrokorekty kilku nawyków, które spowodowały gigantyczną zmianę w jakości mojego życia. Dziś jestem 50 plus i czuję się bardzo dobrze – o życiu w permanentnym zmęczeniu mówi psycholożka dr Joanna Heidtman.

Usłyszałam smutny żart: Jak rozpoznać, że weszło się w dorosłość? Jeśli nie spotykasz się z przyjaciółmi, bo nie macie czasu, a jak już się spotkacie, rozmawiacie tylko o tym, jak bardzo jesteście zmęczeni – to już ten moment. Jak wyjść z kołowrotka permanentnego wyczerpania?
Trzeba się nauczyć zarządzać własną energią. Zdaję sobie sprawę, że to wyświechtane hasło – dzisiaj wszystkim się zarządza – ale akurat to warto opanować, ponieważ jeśli tego nie potrafimy, bardzo szybko łapiemy deficyt energetyczny. Dlaczego jesteśmy permanentnie zmęczeni? Ponieważ zazwyczaj popełniamy te same grzechy główne. Kardynalny to brak – albo bardzo słaba – regeneracja okołodobowa, na którą składają się: zdrowy sen, zdrowe nawyki żywieniowe i aktywność fizyczna.

A zatem potwierdza się święte trzy razy osiem: osiem godzin pracy, osiem godzin odpoczynku i osiem godzin snu.
Co do proporcji nie byłabym restrykcyjna, ale zapewnienie sobie czasu na odpoczynek to na pewno rzecz podstawowa. Święta!

Proszę opowiedzieć o typowym dniu grzeszników, czyli osób, które tego nie robią.
W pracy nie jemy, a energii dodajemy sobie, podjadając słodycze. Nie stosujemy zasady, że po półtorej godziny efektywnego skupienia organizm potrzebuje mniej więcej 20 minut przerwy i zamiast wstać od biurka, by się dotlenić, wypijamy kolejny energetyk i “ciśniemy”, bo chcemy “więcej, lepiej, dalej!”.

Wydaje mi się, że warto. Być może tradycyjne papierosy pali mniej osób, natomiast tytoniowe nowinki zyskują na popularności.
Z papierosami jest tak samo, jak ze wszystkimi innymi substancjami, które działają na nasz centralny układ nerwowy: w pierwszym momencie faktycznie czujemy zrelaksowanie.

Ponieważ poprawia się koncentracja. Owszem, na krótką metę – właśnie okołodobowo – możemy nie odczuwać tego, w jaki sposób nikotyna na nas wpływa, natomiast w skali lat to jest zabójca. Skutki długotrwałego stosowania nikotyny odczuwamy zazwyczaj w drugiej połowie życia. Pomijając nowotwory, dopada nas właśnie permanentne zmęczenie, które wynika z niedotlenienia i mniejszej wydolności płuc.

Wróćmy do osób, które nie zapewniają sobie okołodobowej regeneracji. Po całym dniu pracy, który utrzymywał nas w maksymalnej koncentracji, mózg jest wyczerpany – pamiętajmy, że w naszym organizmie najwięcej energii pobiera właśnie mózg – a napięcie nadal utrzymuje się w ciele.

Dlaczego? Ewolucyjnie organizm mobilizował się w związku z jakimś zagrożeniem. Dawno temu gonił nas tygrys szablozębny, a jak nas nie dogonił, to siadaliśmy wyczerpani pod drzewem, a organizm automatycznie przestawiał się na tryb relaksu i regeneracji. Całą adrenalinę i kortyzol spalaliśmy podczas ucieczki lub w fizycznej walce. Dziś mobilizujemy się, siedząc za biurkiem, wobec czego hormony stresu cały czas krążą w naszym krwiobiegu i są tam ciągle, gdy już wracamy do domu.

Fizjologicznie nie ma innego sposobu jak tylko ruch. Potrzebujemy zwiększenia tętna do mniej więcej 120 przez minimum 20 minut. Czy to będzie szybszy spacer, rower, bieganie czy taniec to nie ma znaczenia, ale ruch jest niezbędny.

Hormony stresu nas niosą i mobilizują, ale wszystko kończy się dobrze, kiedy potem są eliminowane z krwiobiegu. System nerwowy przełącza się z mobilizacji na regenerację. Jeżeli tak się nie dzieje, w dłuższej perspektywie te same pomocne substancje stają się naszymi zabójcami. Kortyzol stale obecny w krwiobiegu powoduje np. stany zapalne.

A ponieważ czujemy napięcie, szukamy czegoś, co by nas od niego uwolniło. Najprostszym – legalnym i popularnym – środkiem jest alkohol, który jest substancją psychoaktywną działającą na centralny układ nerwowy w ten sposób, że wchodzimy w tryb relaksu. Tu i teraz czujemy, że jest nam lepiej. Różnorakie drinki zawierają do tego sporo cukru, więc dodatkowo robi się nam przyjemnie.

W prostej drodze może to prowadzić do uzależnienia, którego nawet nie dostrzegamy. Nie mam zamiaru nakłaniać czytelników do restrykcyjnej abstynencji, ale chcę uczulić, że jeśli sięgamy po alkohol każdego dnia, ponieważ jest to jedyny środek, za pomocą którego się relaksujemy, to – prędzej czy później – będziemy go desperacko potrzebować, żeby nie czuć się źle.

Do domu często wracamy głodni, bo przecież w pracy szkoda nam było czasu na jedzenie, więc otwieramy lodówkę i zaczynamy buszować w niej pod koniec dnia. Połączenie alkoholu z przejedzeniem sprawia, że sen jest zaburzony. Możemy nawet zasnąć szybko i przespać osiem godzin, ale to raczej nie będzie zdrowy sen.

Trawienie obfitego posiłku tuż przed snem i alkohol będą zaburzać sen głęboki, w którym odbywa się regeneracja oraz uczenie się. A ponieważ dziś praktycznie wszyscy się w pracy uczymy – bo “w firmie idą zmiany” – wobec tego nie tylko jesteśmy zdziwieni, jak to możliwe, że po ośmiu godzinach snu budzimy się zmęczeni, ale też dlaczego nie potrafimy utrwalić wiedzy.

A jeśli robota idzie opornie, pomimo że dajemy z siebie wszystko – “od biurka nie odchodzimy!” – to wywołuje niepokój, bo mamy poczucie, że coś z nami nie tak.
Dodajmy, że alkohol jest silnym depresantem. Bezpośrednio po napiciu się dostarcza doznań euforycznych, ale następnego dnia spada poziom serotoniny, w związku z czym pogarszają się nastrój i koncentracja, a więc odczuwamy lęk i stres. Co wtedy robimy? Wpadamy na pomysł, żeby sobie poprawić humor słodkim batonikiem.

Najgorsze jest to, że to wszystko działa na zasadzie pętli sprzężenia zwrotnego. Myślimy, że to “praca nas wykańcza”, ale prawda jest taka, że owszem, praca na pewno nas sporo kosztuje, ale dodatkowo zamęczamy sami siebie, nie dbając o bilans energetyczny.

Jednorazowe “grzechy” są niewinne – bywają późne imprezy urodzinowe czy inne wyjątkowe okazje – ale jeżeli taki schemat życia trwa nie tydzień – dwa, ale miesiące, a nawet lata, skutkiem jest chroniczne zmęczenie, które musi prowadzić również do schorzeń fizycznych takich jak spadek odporności czy choroby autoimmunologiczne.

Nic nam nie pomoże przesiadywanie na macie w pozycji lotosu, jeśli regularnie popełniamy te wszystkie grzechy! Podstawą jest wyeliminowanie błędów, o których mówiłyśmy. Przerwanie błędnego koła.

Powiem absolutnie otwarcie, że zapracowałam sobie na reumatoidalne zapalenie stawów. W mojej rodzinie ta choroba jest dziedziczna, ale mogła się nie uaktywnić, gdybym tak długo nie prowadziła niehigienicznego trybu życia.

Pędziłam przez życie zawodowe w oszałamiającym tempie do momentu, aż kilkanaście lat temu trafiłam “na kozetkę” do mojego kolegi Wojciecha Eichelbergera, który w swoim Instytucie Psychoimmunologii był pionierem w temacie zarządzania własną energią. Otworzyły mi się oczy! Dziś jestem 50 plus i czuję się bardzo dobrze. A pamiętajmy, że im jesteśmy starsi, tym bardziej te proste zasady, o których mówiłam, muszą być w naszym życiu święte.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin