CELEBRITY
Dramat reprezentanta Polski. Całkowicie stracił wzrok

Przez lata uprawiał judo, biegał półmaratony. W marcu zaczęło szwankować zdrowie. W maju dowiedział się, że ma guza mózgu. Przeszedł szereg operacji, po których stracił wzrok. Teraz jedyną nadzieją dla Patryka Manulika jest nowoczesna terapia.
Gdyby się pan odezwał w maju, to nic by nie usłyszał. Chodzę do psychologa, bo to nie jest łatwy temat. Swoje już wypłakałem. Teraz dużo rozmawiam z ludźmi i to mi pomaga – opowiada Patryk Manulik. W jego głosie wcale nie słychać, że w ostatnich miesiącach zawalił mu się świat. W maju przeszedł skomplikowaną operację po tym, jak lekarze wykryli u niego rozległego guza mózgu. Jego stan był krytyczny, ale organizm judoki z Wrocławia podjął walkę.
“Swoje już wypłakałem”. Guz mózgu zabrał mu wszystko
Jak sam przyznaje, w trakcie operacji mógł umrzeć albo obudzić się sparaliżowanym. Lekarze wycięli 95 proc. guza, ale nie obyło się bez efektów ubocznych. 32-latek całkowicie stracił wzrok. – Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Lekarze mówią, że to nie jest guz, który rośnie w jedną noc. W marcu miałem jakieś pierwsze objawy. Wymiotowałem, pojawiły się zawroty głowy, coraz gorzej widziałem. Okazało się, że guz był tak duży, że powodował wodogłowie, które rozsadzało nerwy wzrokowe… – tłumaczy ze spokojem Manulik.
W ostatnich miesiącach życie Manulika obróciło się o 180 stopni. Od dziecka sport był punktem obowiązkowym w jego harmonogramie dnia. Już jako 7-latek zaczął uprawiać judo. – Mój tato kiedyś trenował judo. Miał czarny pas i przekonał mnie do tego sportu. Spodobało mi się. Każdy ze znajomych w tym okresie szedł na boks, a ja chciałem robić coś innego. Doszedłem do brązowego pasa – dodaje wrocławianin, który ma na swoim koncie reprezentowanie Polski na arenie międzynarodowej.
Manulik całe dotychczasowe życie poświęcił sportowi. Jako trener zaczął szkolić kolejne pokolenie judoków, został sędzią judo, a dodatkowo rozwijał w sobie pasję do biegania. – Oddałem się judo i dalej chciałem rozwijać się w tym kierunku. Biegałem półmaratony, a plan zakładał, by w końcu przebiec jakiś maraton. No i przytrafiła się choroba… – opowiada z żalem.
Być może właśnie charakter wojownika sprawił, że Manulik ma w sobie tyle determinacji do dalszej walki. Człowiek, który do niedawna był tak aktywny, nagle stał się uzależniony od innych. Najbardziej musi polegać na bracie Tomaszu, wsparcie okazują mu też inni członkowie rodziny i przyjaciele. Po operacji 32-latek nie widzi, choć odczuwa, kiedy jest światło. Niestety, ogłuchł na lewe ucho i stracił kontrolę nad mimiką twarzy.
– Nie jest łatwo, bo w Polsce teoretycznie nawet prosty asfalt potrafi być wyboisty – mówi o codziennym życiu. – Często pomagają mi osoby trzecie, bo inaczej nie dałbym rady. Staram się, jak tylko muszę coś załatwić, poruszać na wózku albo z wykorzystaniem chodzika. Rzadko chodzę o lasce, bo nie jestem w stanie – dodaje i podkreśla, że bez brata nie dałby sobie rady.
Nie jest lekko – przyznaje Tomasz, który od kilku miesięcy żyje w innym trybie, aby móc pomagać choremu bratu. Każdy wyjazd na konsultację lekarską czy zabiegi sprowadza się do asekurowania Patryka przy schodzeniu ze schodów, później pomaga mu usiąść na wózku i dotrzeć do samochodu. W rodzinie nie mają nawet samochodu do transportu osób niepełnosprawnych i nikt nie myślał o jego zakupie, bo wszystkie oszczędności wydawane są na leczenie judoki z Wrocławia.
– Sam pracuję, moja partnerka opiekuje się synem, ale nie mamy wyjścia. Patryk potrzebuje pomocy. Czy potrzebujemy jakiegoś wsparcia? Nawet o tym nie myślałem. Jest ciężko. Doceniam każdy gest w tej sytuacji – dodaje brat Patryka.
To właśnie Tomasz najczęściej jeździ z Patrykiem do lekarzy, wziął na swoje barki załatwianie formalności związanych z terapią. Napisał nawet list do Europejskiej Federacji Judo. “Słyszeliśmy, że Patryk umrze, że jego przypadek jest bardzo poważny, ale on pokazał, że jest prawdziwym wojownikiem” – takimi słowami zaczął swój list.
Odzew ze strony środowiska judo jest duży. Nasz apel o zbiórkę pieniędzy na leczenie poniósł się wśród klubów i zawodników. Sporo pomógł nam też trener Zamęcki z Wrocławia, dzięki któremu Patryk poznał lekarza, który go operował i usunął guza – zdradza Tomasz Manulik.
Komórki macierzyste jedyną nadzieją
Nadzieją dla Patryka Manulika jest terapia komórkami macierzystymi. Jej koszt w jednej z klinik w Częstochowie oszacowano na ok. 400 tys. zł. – Nie ma co ukrywać, nie stać mnie na to. Fajnie jakby ta kwota się uzbierała dzięki dobroci ludzi w internecie – mówi wprost wrocławski judoka.
Nikt nie da nam gwarancji, że Patryk odzyska wzrok, bo mowa o eksperymentalnym leczeniu. Ten guz miał 5 cm średnicy i wywołał ogromne spustoszenie w głowie brata – wyjaśnia Tomasz.
Obecnie Manulikowi brakuje niespełna 300 tys. do zamknięcia zbiórki. – Chodzi nie tylko o terapię komórkami, ale też o leczenie wspierające osoby niewiadome, wizyty u logopedy. Nawet terapię u psychologa, bo w pewnym momencie u Patryka pojawiły się nawet myśli samobójcze – dodaje brat 32-latka.
Problemem Patryka Manulika jest to, że wciąż w jego głowie zostało 5 proc. guza. We wrześniu rozpoczął proces napromieniowania, który ma ostatecznie unicestwić nowotwór. – Już raz nas nie przyjęto na terapię tylko dlatego, że w kartotece było napisane, że “pacjent ma guza”. Usłyszałem, że guz musi być wycięty do zera, bo inaczej może się nakarmić komórkami macierzystymi – wyjaśnia Tomasz.
Wrocławski judoka podchodzi do sytuacji ze spokojem. – Minęły cztery miesiące od wycięcia guza. Trochę pogodziłem się z tym, co mnie spotkało. Pracuję nad tym z psychologiem. Wzrok to jedno, ale mam też częściowy niedowład lewej ręki i lewej nogi. Przez cały życie byłem sportowcem, a nagle zostało mi to zabrane. To był cios, który trafił we mnie nagle – mówi.
Lekarze przyznali, że guz w mózgu Patryka Manulika był “agresywny pod kątem rośnięcia, ale łagodny w swojej formie”. Gdy uda się go całkowicie usunąć, ryzyko nawrotu choroby jest stosunkowo niewielkie. Dlatego 32-latek jest zdeterminowany, by walczyć o odzyskanie wzroku. – Nie chcę zapeszać, że po terapii będzie dobrze, bo również może być źle. Zobaczymy. Twardo stąpam po ziemi – kończy z nadzieją w głosie wrocławski sportowiec.