CELEBRITY
Syn milionerów wpadł z walizką. Zawartość może być dla niego wyrokiem śmierci

Pochodzi z majętnej rodziny, ukończył elitarne szkoły, a jego bliscy — jak szepcze brytyjska prasa — mają powiązania z legendarnym zespołem Iron Maiden. 23-letni George Wilson wyleciał na wakacje z paszportem, uśmiechem i walizką. To właśnie ten ostatni bagaż może teraz kosztować go życie. W jego hotelowym pokoju, w dzielnicy czerwonych latarni w tajskiej stolicy Bangkoku, policja znalazła ponad 9 kg metamfetaminy. Brytyjczyk twierdzi, że myślał, że przewozi… herbatę. Dla lokalnych władz to może jednak nie wystarczyć. Grozi mu kara śmierci.
Jak opisuje dziennik “The Independent”, do zatrzymania doszło w poniedziałkowy wieczór, 29 września. Funkcjonariusze weszli do pokoju z włączoną kamerą. Na filmie widać wyraźnie zaskoczonego młodego Brytyjczyka w chwili, gdy mundurowi otwierają walizkę. — Nie wiem, co to jest — powtarzał raz za razem, patrząc, jak spod ręcznika wyłaniają się ciasno zapakowane paczki.
Przeprowadzono szybki test chemiczny. Wyniki był jednoznaczny: metamfetamina.
Według lokalnej policji Wilson miał otrzymać walizkę od innego obywatela Wielkiej Brytanii, znanego pod pseudonimem „Snoopy”. Jego zadaniem było przerzucenie bagażu przez lotnisko i przekazanie go kolejnej osobie. Zdaniem śledczych, 23-latek był jedynie jednym z ogniw w większym, międzynarodowym gangu.
George Wilson nie jest przypadkowym turystą z taniego hostelu. Jego nazwisko krąży po ekskluzywnym Surrey, gdzie uczęszczał do prestiżowej Hurst Lodge, prywatnej szkoły z czesnym wyższym niż rata kredytu za mieszkanie. Wśród absolwentek znajduje się m.in. księżna Sarah Ferguson.
Rodzina Wilsona – jak donoszą brytyjskie media – od lat związana jest z przemysłem muzycznym. Nieoficjalnie mówi się, że utrzymują kontakty z członkami legendarnego zespołu Iron Maiden. George dorastał w świecie luksusu i branżowych znajomości, a nie paragrafów i kodeksów karnych.
Jak mówi jeden z przyjaciół rodziny w rozmowie z “The Sun”: — To spadło na nas jak grom z jasnego nieba. George? W Tajlandii? Z metamfetaminą? To niemożliwe.
Inny znajomy dodaje: — Nigdy nie pił, nie brał, był spokojny. To wygląda jak pomyłka.
Tajlandia nie żartuje: za metamfetaminę grozi kara śmierci
Ale tajskie służby nie pracują na domysłach. Tajlandia nie ma sentymentów dla tych, którzy bawią się w chemiczny hazard. Za przemyt narkotyków kategorii 1 — takich jak metamfetamina — grozi kara śmierci, ewentualnie dożywocie. Łagodniejszy wyrok to nadal 20 lat za kratkami. Sąd może spojrzeć łaskawiej, ale rzadko to robi.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Londynie potwierdziło, że wie o sprawie i “jest w kontakcie z władzami Tajlandii”. Jednocześnie ostrzegło, że “nawet posiadanie niewielkich ilości substancji w Tajlandii może skutkować surowymi karami”.
Skąd ta metamfetamina?
Według policji narkotyk miał pochodzić z Mjanmy — kraju ogarniętego wojną domową, gdzie laboratoria chemiczne produkują tonami. Tajlandia to tylko punkt tranzytowy.
Co dalej? Na razie 23-latek siedzi w areszcie. Bez możliwości wyjścia za kaucją. Z widmem wyroku, który może zapaść bez większego rozgłosu, ale z potężnymi konsekwencjami.
Echo tej historii
Pytania kłębią się nie tylko w Bangkoku, w Wielkiej Brytanii również. Jak to możliwe, że chłopak z pieniędzmi, edukacją i przyszłością, skończył z walizką śmierci w kraju, gdzie margines błędu jest cienki jak papier bibułkowy? “To wygląda jak coś wyjęte z serialu” — pisze jeden z komentatorów w “Daily Mail”.
Nie wiadomo jeszcze, jaką wersję wydarzeń usłyszy sąd. Ale w Tajlandii nie liczy się, kim jesteś, tylko co miałeś w torbie.