CELEBRITY
Wypoczęta Legia rozbita Zabrzu. Górnik wraca na pozycję lidera

W Zabrzu niespodzianki nie było. Górnik zagrał koncertowo, pokonał Legię Warszawa 3:1 w meczu kończącym 11. kolejkę PKO Ekstraklasy i wrócił na pierwsze miejsce w tabeli.
Piłkarze Górnika Zabrze byli lepsi, szybsi, bardziej waleczni. Ten mecz pokazał, że zespół prowadzony przez Michala Gasparika nie przez przypadek jest na pierwszym miejscu w tabeli.
Górnik zagrał kapitalnie, choć gole, która poniekąd ustawiły spotkanie, strzelał po juniorskich błędach stołecznej drużyny. Pierwszy? Wrzucał Ousmane Sow, a finalizował wszystko kompletnie niepilnowany na dalszym słupku Maksym Chłań. Drugi? Kacper Tobiasz odbił piłkę po mocnym strzale Jarosława Kubickiego. Arkadiusz Reca stał, więc Sow wbiegł przed niego, przejął futbolówkę i prawie rozerwał siatkę.
To były dwa ciosy, po których Legia już się nie podniosła. A to wcale nie był koniec.
I zaraz znowu zacznie się dyskusja na temat Edwarda Iordanescu. Wystawił rezerwy na czwartkowy mecz z Samsunsporem w Lidze Konferencji, by jak najlepiej przygotować się do Górnika. I kompletnie nie było widać tej świeżości.
Legioniści byli totalnie zagubieni, nie mieli żadnego pomysłu na grę w ataku. Skończyło się więc tak, że nie ma ani punktów w Lidze Konferencji, ani w Ekstraklasie. Jak to mówią – chytry traci dwa razy.
Goście najlepszą okazję mieli po błędzie Marcela Łubika, który wypuścił piłkę z rąk na przedpolu. Ale nawet tego nie byli w stanie wykorzystać i po uderzeniu Milety Rajovicia świetną interwencją na linii bramkowej popisał się Jarosław Kubicki.
Po przerwie, gdy trzeba było gonić wynik, pod bramką Górnika nie działo się prawie nic. Trener Iordanescu ratował się zmianami (od 46. minuty grał m.in. Kacper Urbański), natomiast nic to nie dało.
Gospodarze kontrolowali spotkanie, choć niekoniecznie przez utrzymywanie się przy piłce. Pozwalali Legii rozgrywać, jakby byli przekonani, że rywal nie jest w stanie nic im zrobić. I mieli rację.
Co więcej, w końcówce wyprowadzili trzeci cios, po którym Legia była już na deskach. Rezerwowy Matus Kmet obił słupek, a Sow zwieńczył fantastyczny występ drugim trafieniem. Legia walczyła do końca, ale stołeczną drużynę w Zabrzu było jedynie stać na bramkę honorową. Tę zdobył w 90. minucie Wahan Biczachczjan.