CELEBRITY
Ryszard Staniek. Mój kochany pokój

Otwiera oczy, patrzy przed siebie. Światło z podwórka wpada do środka pokoju, ale dalej jest ciemno. Musi czekać. Codziennie mniej więcej tyle samo: około trzydziestu minut. Mówi, że czuje się, jakby mu ktoś czarną kartkę przykleił do twarzy. Jakby zasłonił buzię rękoma.
Mógłby wstać z łóżka i choćby podejść do ubikacji. To tylko dwa kroki. Ale woli poczekać. Pół godziny to w sumie nie tak długo, zleci szybko. Ryszard Staniek już się do tego przyzwyczaił.
Centrum dowodzenia
Dwie duże poduszki, jasiek pod głową. Dwuosobowe łóżko jest całe dla niego. Stanowi centrum dowodzenia. Były piłkarz może poczuć się jak w czasach kariery. W środku boiska miał przed sobą pełen obraz. Odwrócił głowę w lewo, w prawo i widział wybiegających skrzydłowych. Na wprost miał napastników i bramkę rywali. Sam wiele razy brał piłkę i biegł z nią do przodu, pod pole karne. I uderzał, jak w Lidze Mistrzów z Rosenborgiem przy Łazienkowskiej, gdy piłka przełamała ręce bramkarza i wpadła pod poprzeczkę.
Ponad trzy dekady później, po występach w Champions League i wicemistrzostwie olimpijskim w Barcelonie, 54-letni Ryszard Staniek znowu zajmuje miejsce w centrum, ale nie wydarzeń, a pokoju. Na prawym skrzydle ma okno z widokiem na góry. Z lewej strony od łóżka jest przejście do małej toaletki. Bramkę zastąpił telewizor. Stoi na wprost. Wysoko, na komodzie, by z trzech metrów dało się cokolwiek dostrzec.
Pokój na pierwszym piętrze domu rodzinnego w Brennej był kiedyś sypialnią małżeńską. Został przekształcony w małe mieszkanie. Staniek na kilku metrach kwadratowych ma wszystko, czego potrzebuje. W jednym miejscu śpi, je, załatwia potrzeby, ogląda ulubione seriale.
Z dołu słychać biegające dzieci, w kuchni gotuje się woda w czajniku. To znak, że rozpoczął się dzień. Rodzina już krząta się po domu.
OK, udało się. Pojawił się obraz. Przez mrok przebiło się światło. Jak z zegarkiem w ręku, minęło mniej więcej trzydzieści minut. Staniek widzi jak zza mgły. Dostrzega mocne kolory: ciemny, jasny. Reszta nachodzi na siebie. Na lewe oko nie widzi wcale. Z prawym jest coraz gorzej.
Na ogół przez szyby w drzwiach pokoju piłkarza próżno szukać oznak życia. Ryszard rzadko kiedy wstaje z łóżka. Jak już, to do toalety. Nachodzi się Julita Staniek, wieloletnia żona zawodnika. Są tygodnie, w których kobieta jedynie wymienia porcje jedzenia na talerzu, a Ryszard nie pamięta, czy zupę jadł w poniedziałek, a może jednak w środę. Śniadanie, obiad i kolacja zlewają mu się w jeden posiłek.
Ale dziś będzie inaczej. Staniek podrywa zieloną kołdrę, odsuwa ją na bok. Opuszcza nogi na podłogę. Dobrze mu było, w łóżku najlepiej, musi jednak wstać. Ma gości.
Litania chorób
W latach 80. i 90. potrafił utrzymać piłkę mimo ataku nawet dwóch rywali, ścigał się z włoskimi obrońcami lub podrzucał piłkę nad hiszpańskim bramkarzem. A po chwili gnał sprintem pod trybuny, wymachując rękoma z radości po golu. Był nie do złapania. W Górniku Zabrze i Legii jest wspominany z wielkim szacunkiem. Z reprezentacją olimpijską jako szef pomocy przeszedł do historii. Od igrzysk w Barcelonie i srebra kadry Janusza Wójcika żadna piłkarska drużyna nawet nie zakwalifikowała się na olimpiadę.
Teraz zawodnika trzeba chwycić pod pachę, by przeszedł kilka metrów.
Staniek porusza się w stopniu minimalnym. Chodzi lekko pochylony, nogi w rozkroku, pupa do tyłu, ręce rozłożone, jakby szukał faulu taktycznego lub przemieszczał się w płaskim obuwiu po lodzie. Rękoma szuka zabezpieczenia, mebli, ścian, by utrzymać równowagę.
Idzie wolno, nie odrywa stóp od parkietu. Nogi, które całe życie wyrażały jego siłę, dziś jedynie pozorują swoją przydatność. Są, ale nie uczestniczą w grze. Były piłkarz nie ma czucia poniżej kostek. Cukrzyca zrujnowała jego organizm.
Staniek wymaga opieki i wsparcia osób trzecich przy wszystkich czynnościach życiowych. Schorzeń jest cała masa. – Nadciśnienie, miażdżyca, nerki chore, serce miał operowane, a w stopy to można Rysiowi igły wbijać i nic nie czuje – opowiada Julita Staniek. – Czasem idzie i się potyka, bo mu błędnik szaleje, czuje się jak po karuzeli. Do tego jeszcze retinopatia cukrzycowa, neuropatia. Ma litanię chorób. Nie wiadomo, z której strony go walnie – tłumaczy kobieta wymieniając kolejne przypadłości jednym tchem.
Julita nie wie nawet, kiedy i gdzie zleciały ostatnie dwa lata. Wtedy właśnie “zjechała” do Polski. Powinna dawno wracać i zbierać miesiące do emerytury, ale została w Brennej.
Dziś prześmiewczo nazywa się “panią piłkarzową”, która zamiast robić paznokcie i chodzić do fryzjera, dziesięć lat zasuwała fizycznie u Niemców: w pralni. Pokazuje dłonie stęsknione za kosmetyczką. Ciężka praca mocno ją zahartowała, być może tylko z tego powodu bateria kobiety jeszcze się nie wyczerpała. Pozostaje mobilna, gotowa do działania, nie chce narzekać. Jest ubrana w polar, ma włosy do szyi i okulary, zza których widać cierpliwe spojrzenie. Bez niej ten dom znowu zamieniłby się w budynek mieszkalny
W Hamburgu szukała lepszego zarobku. Pojechała do kuzyna męża. Musiała wyjechać po tym, gdy straciła etat w pomocy społecznej przy opiece nad osobami starszymi. Z mężem nie mieli pracy, a córka Nikoleta potrzebowała wsparcia na studiach w Krakowie.
Staniek po karierze trenował kilka miejscowych drużyn z niższych klas rozgrywkowych, a przez pięć lat był kierownikiem obiektu w lokalnym Beskidzie Skoczków. Z tego miał jednak grosze. Nie chciał się prosić i dzwonić do dawnych kolegów z pytaniem o posadę. Taki był zawsze: nie szukał kamer, nie przechwalał się, a zwłaszcza nie lubił się narzucać. Jak twierdzi: “numer ma ten sam, jak ktoś uzna, to zadzwoni”.
Rodzina utrzymuje się z emerytury olimpijskiej zawodnika (około 5 tysięcy złotych miesięcznie) i datków. Niemal wszystko albo i więcej pożerają drogie leki dla byłego reprezentanta kraju. Po latach Julita przełamała barierę, przemogła się i wyszła z problemem na zewnątrz, bo nie mieli z czego żyć. Zaczęła prosić o pomoc, by ratować życie dawnego gwiazdora.
Staniek nie był nigdy mistrzem organizacji. Od spraw urzędowych trzymał się z daleka. Kwestie bieżące pozostawiał na głowie żony, nawet wybór auta. On chciał w piłkę grać, rolę lidera przejmował na murawie. Po powrocie Julity z Niemiec trzeba było wykonać szereg prac: odgruzować dom, trzysta metrów kwadratowych. Wyremontować dach, bo przeciekał. Nagrzać w środku, przegonić myszy, przygotować drewno na opał i na nowo oporządzić ogródek.
Julita się poświęciła. Od dwóch lat pozostaje bez pracy, jej czas zajmuję opieka nad mężem. Ryszard wymaga stałego nadzoru: przyjmuje szereg leków o konkretnych porach dnia, trzeba go zawieźć do lekarza, ubrać, przebrać, umyć, zmienić pampersa, nakarmić, przygotować posiłek.