Connect with us

CELEBRITY

Śmierć 14-letniej Niny. “Ty nie wiesz, co to jest pesten, mamo”

Published

on

Najpierw Ninę reanimował brat. Później ratownicy. Na końcu ojciec. – Po wszystkim położyliśmy się z żoną na podłodze obok córki, żeby czuć jej dotyk. Gdy zostaliśmy z ciałem sami, zapytałem: czemu ty nam, Nina, nic nie powiedziałaś?

1 kwietnia 2025 roku 14-letnia Nina Sienkiewicz popełniła samobójstwo. W pamiętniku wyznała, że była dręczona przez rówieśników z holenderskiej szkoły.
Pisała: “Od miesięcy nie mogę spać. Płaczę tak mocno, że aż zabiera mi oddech. Wszystko przez ludzi, którzy ranią mnie psychicznie”.
Holenderska policja nawet nie przesłuchała osób, które według Niny ją dręczyły. Tłumaczy, że nie było ku temu podstaw karnych.

Sławomir Sienkiewicz, ojciec Niny: Mam wielki żal, że ani policja, ani szkoła nie zrobiły nic, by wyjaśnić, czemu córka odebrała sobie życie.
Wirtualna Polska i MŁODE GŁOWY ruszają z kampanią “Ostatni dzwonek”, dotyczącą przemocy rówieśniczej. Zobacz spot akcji.

Zostali we troje: Monika, Sławek i 17-letni Beniamin. Niny już nie ma.

Dni powszednie jeszcze jakoś się toczą, bo można się schować za obowiązkami w pracy i szkole. Najgorzej jest w weekendy, gdy Sienkiewiczowie próbują odgrywać normalne życie. Mimo że każdy zna swoją rolę, przypominają aktorów, którzy widzą się na planie pierwszy raz.

“Komuś herbaty?”.

“Chodźcie, obiad na stole”.

“Patrzcie, jaka ulewa”.

Zasada jest tylko jedna: nie przypominać o tamtym. Ale to łatwe tylko z pozoru, bo wszystko kojarzy się z Niną.

Ktoś rzuci, że ładne słońce za oknem i od razu się przypomina, jak na wakacjach w Bułgarii skoczyła do basenu z najwyższej trampoliny. Niektórzy dorośli się bali, a ona, taka drobna, nawet się nie zawahała. Złożyła się pięknie w locie i wpadła do wody jak igła.

Ktoś wspomni, że widział zabawny filmik i od razu przypominają się nagrania, jak Nina szalała na treningach woltyżerki. Na swoim pierwszym obozie dostała dyplom dla najodważniejszego uczestnika, bo choć była najmniejsza, chciała jeździć na największym koniu. Nie ma w sąsiedztwie drzewa, na które by nie weszła. Była jak rakieta, która okrąża Ziemię, zanim człowiek zdąży mrugnąć.

Sławek nieraz jej mówił, że z każdego problemu jest wyjście. Trzeba tylko zachować zimną krew. Spokojnie pomyśleć nad rozwiązaniem.

Za to Monika lubiła powtarzać Ninie, że jest spełnieniem jej marzeń: “Pamiętaj, jeśli kiedykolwiek poczujesz, że nie chce ci się żyć, to żyj dla mnie”.

Nie wiedzieli, jak wielki ciężar nosi na barkach ich córka.

TABLICA I ROWER
Zimny wrześniowy dzień. Spokojna dzielnica Helmond, 100-tysięcznego miasta 15 km od Eindhoven. Na ścianie w kuchni biało-czerwona tablica rejestracyjna (jak przystało na polską rodzinę), podkowa na szczęście i miniaturowy rower (jak przystało na holenderski dom). Nowocześnie urządzony salon w bieli i szarości z wyjściem na taras.

Pod telewizorem duże zdjęcie Niny, pukiel jej blond włosów, niebieska figurka anioła i lampion z fotografiami dziewczyny. Kolega Niny zrobił go na drukarce 3D po jej śmierci.

– Byliśmy normalną, szczęśliwą rodziną – zaczyna Sławomir Sienkiewicz.

Wysoki, niebieskie oczy, włosy lekko zaczesane na bok. Opowiadanie o Ninie mu pomaga. Z bólu i tak nie da się wytrzymać, ale niech będzie choć trochę lżej.

W Polsce Sławek uczył innych jeździć tirami. W 2007 r. uznali z Moniką, że chcą spróbować czegoś zupełnie nowego i za namową kolegi wysłał CV do firmy w Holandii. Kraj dobrze im się kojarzył, zarobki na starcie dużo wyższe. Gdy dostał pracę jako kierowca, bez wahania spakowali z żoną życie do kilku pudeł i wyjechali. Wszystko szło zgodnie z planem. Po latach otworzyli warsztat samochodowy. Zbudowali dom. W 2008 roku urodził się Beniamin, a dwa lata później Nina.

Sławek zawiesza głos i się zamyśla. Tak, mieli naprawdę dobre życie.

– Teraz jako rodzina tylko dryfujemy. Prawie nie rozmawiamy. Nieraz się czuję, jakbym ja też umarł. Przecież byśmy jej pomogli. Dlaczego nic nie powiedziała?
Ojciec powtarza to kilka razy.

– Mieliśmy dobry kontakt. Nawet gdy byłem w pracy, zawsze odbierałem od niej telefon. A kiedy czegoś mocno chciała, stawałem na rzęsach, żeby jej to dać. Naprawdę nie przypuszczałem, że moja córka zamierza się zabić.

Codziennie przypominam sobie jej ostatnie dni. Zastanawiam się, co przeoczyliśmy. W sobotę poszliśmy do wesołego miasteczka. Nina szalała na każdej karuzeli. Wieczorem zawieźliśmy ją na urodziny do koleżanki – wspomina Sławek.

– Świetnie się bawiła, wróciła bardzo zadowolona. W niedzielę rano poprosiła mnie o kilka centów. Tym razem chciała iść do wesołego miasteczka ze znajomymi. Pokazywała nam później zdjęcia. To był naprawdę udany weekend.

We wtorek do Moniki zadzwoniła nauczycielka, że Niny nie ma w szkole. Matka od razu wróciła z warsztatu do domu. Było koło południa. Nina siedziała w salonie.

– Czemu nie ma cię na lekcjach?

– Ty nie wiesz, co to jest “pesten”, mamo.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin