CELEBRITY
Zaczęło się cwaniakowanie przy samozbiorach. Markety też chcą towar za pół darmo

Po fali emocjonalnych wpisów w mediach społecznościowych i rekordowej popularności samozbiorów rolnicy zaczynają ostrzegać przed nowym zjawiskiem: przedstawiciele handlu próbują wykorzystać ich trudną sytuację. Handlowcy dzwonią do rolników i mówią: skoro oddajecie paprykę czy jabłka ludziom po złotówce, to my też nie damy wam więcej.
Jak ustalili dziennikarze WP, zamieszanie wokół samozbiorów zaczyna być wykorzystywane przez handlowców – reprezentujących markety do negocjacji cenowych. Przedstawiciele handlu zaczęli wykorzystywać sytuację z samozbiorami w rozmowach z producentami warzyw – w szczególności papryki. Jak słyszymy, powołują się na nadmiar towaru na rynku. Przekonują, iż skoro papryka jest rozdawana za darmo lub sprzedawana za symboliczną opłatą, czy gnije na polu – nie ma powodu, by płacić za nią więcej.
W piątek Związek Sadowników RP poinformował, że większość sieci handlowych – także tych z polskim kapitałem – “próbuje obecnie wymusić sprzedaż jabłek po skandalicznie niskich stawkach, często poniżej 1 zł za kilogram”. Tymczasem w sklepach owoce sprzedawane są po 5–6 zł. Oznacza to, że za każdy kilogram jabłek sieci zyskują nawet kilka złotych marży, a sadownicy zostają z minimalnym wynagrodzeniem, które nie pokrywa kosztów produkcji.
To wszystko dzieje się w sytuacji, gdy wielu rolników, nie mogąc uzyskać godziwych cen skupu, zdecydowało się na organizację samozbiorów, by choć częściowo odzyskać poniesione koszty. Polacy tłumnie odpowiedzieli na te apele – na polach w całym kraju pojawiły się tysiące osób, chcących pomóc producentom i kupić świeże warzywa prosto od rolnika.
Sadownicy zarzucają: to nie jest sprawiedliwy handel
Redakcji branżowego portalu Sad24.pl skarżą się zaniepokojeni producenci jabłek, informując o nowym sposobie ustalania cen przez sieci handlowe. Jak relacjonują, tradycyjne umowy mają być zastępowane tzw. systemem aukcyjnym, opartym na zasadzie: “kto tańszy, ten lepszy”. W praktyce oznacza to, że dostawcy mieliby licytować się między sobą w dół, a współpracę z siecią handlową mogliby nawiązać ci, którzy zaoferują najniższą cenę.
Prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski uważa, że trzeba wprowadzić przepisy, które zobowiązują sklepy do informowania konsumentów, po jakiej cenie kupują owoce od rolników.
Konsumenci powinni być świadomi, jaką kwotę sadownik otrzymuje za kilogram jabłek, że to nie on ma największy udział w cenie na sklepowej półce – skomentowała organizacja we wpisie na Facebooku. Temat trafił już na forum Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego, gdzie Polska domaga się ujednolicenia takich zasad w całej Unii. Organizacja zatytułowała swój komunikat: “Wojna czy sprawiedliwy handel?”
Burza o ceny jabłek. Biedronka zabrała głos
Kilka dni temu opisywaliśmy burzę, jaką wywołał sadownik Andrzej Urbanek z Korczyny (woj. podkarpackie). Opublikował nagranie, w którym porównał jabłka z własnego sadu z tymi sprzedawanymi w markecie. – Takie jabłka, które tu kosztują 5,99 zł, my, sadownicy, traktujemy jako odpad. To dla nas druga kategoria – powiedział, wskazując na owoce dostępne w sklepie Biedronka. Sugerował, że wystawiony towar wygląda na “jabłka przemysłowe”, które rolnicy sprzedają do skupu po 70 groszy za kg.
Pokazał, że jego jabłka deserowe, przeznaczone do bezpośredniej konsumpcji, są znacznie większe i dorodniejsze. Kupione bezpośrednio u rolnika kosztują około 4 zł za kilogram – już po doliczeniu kosztów pakowania i ewentualnej wysyłki. Urbanek zachęcił klientów, by kupowali owoce bezpośrednio od producentów, a nie w sieciach handlowych.
Do sprawy odniosła się sieć Biedronka, poproszona przez Wirtualną Polskę o stanowisko: “Nie sprzedajemy jabłek przemysłowych. Nasi klienci mogą wybierać spośród bogatej oferty jabłek dostępnych w stałej sprzedaży. Każda partia jest sortowana według odmiany, kalibru i klasy jakości” – poinformowało biuro prasowe sieci.
Jak podkreślono, oferowanie owoców o mniejszym kalibrze lub mniej intensywnym wybarwieniu ma być formą wsparcia dla lokalnych sadowników. “W ten sposób pomagamy utrzymać stabilność rynku i zapewniamy producentom zbyt ich plonów, podobnie jak zrobiliśmy to w lipcu, skupując od polskich sadowników morele ‘niedoskonałe’ – owoce w pełni wartościowe, mimo mniej idealnego wyglądu” – dodano.
Biedronka przypomniała też, że w ramach strategii cenowej regularnie wprowadza promocje na jabłka. W tym tygodniu polskie jabłko czerwone kosztowało 2,79 zł za kilogram. Firma nie odpowiedziała na pytanie, o ceny skupu, jakie koszty składając się na cenę jabłka i ile wynosi choćby przybliżona marża handlowa.
Samozbiory. Polacy tłumnie wsparli rolników
Kilka dni temu w sieci rozgłos uzyskały wpisy rolników m.in. Macieja Siekiery z Gałkowic (woj. świętokrzyskie) oraz Karoliny Pydy z gminy Jastków (woj. lubelskie), którzy ogłaszali, że mają problem ze sprzedażą papryki. Zapraszali więc wszystkich chętnych na pola, by sami zebrali warzywa, płacąc symboliczne ceny. Według relacji rolników, w województwie świętokrzyskim skup płaci zaledwie 40 gr za kilogram papryki, podczas gdy koszt produkcji to około 3,20 zł za kilogram.
Wraz z popularyzacją akcji samozbiorów pojawiają się też pierwsze złe emocje. W sieci nie brakuje głosów oburzenia i frustracji, kierujących się głównie ku supermarketom. Konsumenci zauważają, że rolnicy sprzedają swoje plony po złotówce za kilogram papryki czy pomidorów, podczas gdy ceny detaliczne w sklepach pozostają bez zmian.
Bartłomiej Pejo, polityk Konfederacji: “Kiedy polska papryka gnije na polach… bo ceny skupu spadły do kilkudziesięciu groszy, do Polski sprowadzono rekordowe ilości papryki z zagranicy!” – grzmi w mediach społecznościowych poseł. I apeluje do konsumentów o kupowanie produktów bezpośrednio u rolników
Jabłka i papryka – zaczyna się polityka. Minister rolnictwa reaguje
Krytyki nie uniknęli też urzędnicy Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W komentarzach w social mediach przewija się zarzut, że resort zbyt długo przyglądał się sytuacji, zamiast reagować. Do sprawy odniósł się minister rolnictwa Stefan Krajewski.
– Otrzymujemy coraz więcej sygnałów, że ceny płacone producentom warzyw nie mają nic wspólnego z tym, co widzimy w sklepach. Dlatego zwróciłem się do prezesa UOKiK i KOWR, by sprawdzili, czy nie mamy do czynienia z nieformalnym ustalaniem cen, z tzw. zmową cenową. To bardzo poważna sprawa, która wymaga pilnej analizy – powiedział minister.
Krajewski podczas konferencji komentował, że rolnictwo nie jest obszarem, w którym jednorazowe zrywy mają sens (chodziło mu o akcje samozbiorów – red.). – Wyzwania, takie jak zmiany klimatyczne, brak stabilnych cen skupu, nadprodukcja w poszczególnych sektorach wymagają nie tylko interwencji, ale przede wszystkim spójnej polityki państwa wobec producentów – dodał minister.
7 października podczas konferencji prasowej towarzyszyli mu urzędnicy czterech państwowych instytucji związanych z rolnictwem. Według urzędników rolnicy mogliby inwestować w magazyny i chłodnie, zamiast oddawać plony za bezcen. W takich projektach do wykorzystania jest do 1,3 mln zł dopłaty, pokrywającej 60 proc. kosztów budowy lub modernizacji obiektów. Zainteresowanie jest duże – w ramach Planu Strategicznego dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023-2027 złożono już ponad 2,5 tys. wniosków.