Connect with us

CELEBRITY

Nie wariujmy, bo wiemy, jak jest. A jest biednie [OPINIA]

Published

on

Wygraliśmy 2:0 z Litwą i w praktyce zapewniliśmy sobie udział w barażach o MŚ 2026. To sukces, bo trzy miesiące temu było to wątpliwe. Ale nie zwariujmy, bo ta kadra nie dostaje nic za darmo. Nie wygrywa tylko dlatego, że jest od rywala lepsza.

O wynik musi walczyć od pierwszej do ostatniej minuty spotkania, zawodnicy muszą być skoncentrowani, szarpać, drapać i umiejętności piłkarskie podpierać serduchem. I jeszcze mieć łut szczęścia.

Tak jak w Kownie, gdy piłka po zagraniu Sebastiana Szymańskiego z rzutu rożnego wpadła bezpośrednio do bramki. Ten sam Szymański zaliczył też piękną asystę przy golu Roberta Lewandowskiego na 2:0.

Było to o tyle ważne, że przed meczem z Litwą selekcjoner miał dylemat, czy wystawić Szymańskiego (który w czwartek z Nową Zelandią zagrał słabiutko), czy Karola Świderskiego, który się nieźle w tamtym spotkaniu pokazał. Urban wybrał – co okazało się kluczowe – Szymańskiego

Dlatego jest selekcjonerem, wie przed meczem to, co my wiemy po meczu. Wie też, że z jakością polskich piłkarzy jest biednie. Skrzętnie to przed światem ukrywa, ale… do czasu.

Jak wiadomo, jesteśmy mistrzami w dmuchaniu balonika przesadnych oczekiwań. Mamy kłopot z właściwą oceną rzeczywistości, czyli w tym przypadku oceny potencjału reprezentacji. U nas wszystko jest od ściany do ściany: albo jesteśmy beznadziejni, albo “drżyjcie narody”. Stanów pośrednich nie ma.

Szybko zapominamy, gdzie reprezentacja była jeszcze w czerwcu tego roku. Michał Probierz niczego nie zbudował, a po sobie zostawił tylko spaloną ziemię. Grupkę piłkarzy, którzy nie stanowili drużyny, nie byli jednością. Podzieleni, pokłóceni, bojaźliwi.

Wtedy dopiero co zebrali bolesny oklep od Finów, a wcześniej z trudem wydarli zwycięstwa takim “gigantom” jak Litwa czy Malta. W czerwcu nie było wiadomo, kto jest kapitanem reprezentacji, Lewandowski zrezygnował z występów w drużynie narodowej. Trenera też nie było.

PZPN nie spieszył się w wyborem selekcjonera. Choć sensowny i realny kandydat był tylko jeden (Jan Urban), prezes piłkarskiej centrali Cezary Kulesza i tak czaił się z nominacją, jakby miał wybrać kandydata do lotu w kosmos. Zwlekał, do USA poleciał, kluczył, mylił tropy – czyli odwalał cały ten bezsensowny, chocholi taniec, z którego dał się poznać już wcześniej, gdy wybierał – jak kulą w płot – poprzednich selekcjonerów.

Urban dostał więc kompletne nic, a PZPN zadbał jeszcze, żeby miał mało czasu. Ale nowy selekcjoner zdążył.

Liderów kadry pogodził i dziś nie ma kwestii kapitańskiej opaski. Przywrócił Lewandowskiego do reprezentacji, wyczarował znikąd Przemysława Wiśniewskiego i miał pomysł na grę kadry. Zaczął od wyjazdowego remisu z Holandią (1:1) i zwycięstwa nad Finlandią (3:1), choć wszyscy mówili, że ma piekielnie trudny początek kadencji.

Tymczasem po czterech meczach Urban ma na koncie trzy zwycięstwa i remis. Czyli wynikowo jest lepiej, niż można się było spodziewać.

Dlatego że jest tak dobrze, możemy powiedzieć szczerze: ta drużyna punktuje na dzisiaj powyżej swojego potencjału. Wyciska 120 procent normy. Więc bijmy brawa reprezentantom i selekcjonerowi, ale miejmy świadomość z naszego prawdziwego stanu posiadania.

Jaki on jest naprawdę, pokazał nam mecz z Nową Zelandią. Błysnął w nim z dobrej strony Michał Skóraś i od razu wskoczył do składu na Litwę. Dobre zmiany dali wtedy Paweł Wszołek i Karol Świderski, poprawny mecz zagrał debiutant Jan Ziółkowski. Tyle dobrego. Reszta nadawała się do pchani karuzeli. Strach tych piłkarzy wystawić w poważnym meczu.

Dobrze, żebyśmy mieli tego świadomość, gdy przyjdzie Polakom grać baraże.

Już po meczu z Nową Zelandią Urban tonował nastroje, gdy nad występem Ziółkowskiego dziennikarze piali z zachwytu. Mocne zdanie selekcjonera, że w ostatnim czasie zbyt łatwo było trafić do kadry, nie było powiedziane przypadkiem. Jest biednie.

Przestańmy więc bez przerwy popełniać ten sam błąd: rozliczać trenerów i rozgrzeszać zawodników. Przerzućmy odpowiedzialność na piłkarzy, niech oni w końcu “dowożą”, bo selekcjoner wyciska z nich tyle, ile się da wycisnąć.

Jeśli gdzieś jeszcze widzę rezerwy, to w tym, by odpowiedzialność za wynik brali na swoje barki właśnie reprezentanci. Tego oczekuję od liderów: Lewandowskiego, Zielińskiego, Bednarka, Skorupskiego. Awans z baraży sam się nie zrobi.

A że jest z jakością naszych piłkarzy biednie, przekonają się zaraz państwo sami, gdy przez najbliższy miesiąc będziemy szukali defensywnego pomocnika na listopadowy mecz z Holandią. Bartosz Slisz nie zagra za żółte kartki, a ze jego plecami jest pustynia nieurodzaju.

Tak, wiem. Coś tam Urban wymyśli (Bartosz Kapustka?), bo od tego jest. Ale to nam pokazuje, żebyśmy stąpali twardo po ziemi, gdy będziemy się napalać, kogo to my nie rozjedziemy w tych barażach.

Niezależnie od tego, na jakiego rywala trafimy, będziemy mieli trudno. Bo póki co to my mamy z każdym przeciwnikiem trudno. Gdy patrzę na zastaw potencjalnych rywali w barażach, to nie umiem wskazać dwóch takich, z którymi na pewno wygramy. Nawet gdyby można ich wybierać dowolnie. A nie będzie można.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin