Connect with us

CELEBRITY

Wielka tajemnica Darii Abramowicz i Aleksandry Mirosław. Oto co stało się przed igrzyskami

Published

on

Po wygraniu igrzysk zaliczyłam duży spadek mentalny — przyznaje w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Aleksandra Mirosław. Wybitna sportsmenka po raz pierwszy wyznaje, że mierzyła się z tzw. post-Olympic syndrome. — Mówi się o tym za mało — słyszymy. Zdradza również, jakie zdanie wypowiedziane przez psycholog Darię Abramowicz towarzyszyło jej przez cały okres przygotowań do igrzysk.

Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Natalia Żaczek, Przegląd Sportowy Onet: Podsumowując mistrzostwa świata, napisała pani, że ten sezon był pełen wyzwań, o których wkrótce opowie. Zamieniam się zatem w słuch. Były to inne wyzwania niż te znane dotychczas?

Aleksandra Mirosław: Zdecydowanie tak. Z biegiem lat nauczyłam się, że każdy sezon jest inny i wiem, że nigdy nie będzie dwóch takich samych startów czy biegów, ale faktycznie w tym ostatnim roku mierzyłam się z wyzwaniami, które były dla mnie zupełnie nowe. Przede wszystkim był to post-Olympic syndrome. Po wygraniu igrzysk zaliczyłam duży spadek mentalny. Okazuje się, że to kompletnie naturalne i tutaj wielki ukłon w stronę mojej pani psycholog Darii Abramowicz, która była na to przygotowana. Wiedziała, że to nadejdzie i we współpracy z moim trenerem, a prywatnie mężem Mateuszem oraz menedżerem przeprowadziła mnie przez ten proces.

Wiadomo, pamięta się wspaniałe emocje z igrzysk, ogromną radość, poczucie jakby biegało się tak po prostu, bez wysiłku, bo forma była najwyższa, olimpijska i później oczekiwało się, że już tak będzie zawsze. Jadąc na swój pierwszy Puchar Świata, poszukiwałam tych emocji, które towarzyszyły mi w Paryżu, a ich nie było.

Czytaj także: “To absurd”. Przyszłość polskiej wspinaczki na czas jest zagrożona
A zamiast nich było…

Właściwie to, co naprawdę istotne w kontekście przygotowań do mistrzostw świata w Seulu — kolejne starty pucharowe były dla mnie startami kontrolnymi, z których bardzo wiele się uczyliśmy. Potrafiliśmy zespołowo wyhaczyć wiele rzeczy, które możemy poprawić, znaleźć dla nich zupełnie nową ścieżkę.

Kolejną kwestią było to, że od początku tego roku mój mąż prowadzi hiszpańską kadrę. To też była dla nas zupełnie nowa sytuacja, ponieważ pierwszy raz, odkąd współpracujemy zawodowo, jego uwaga na zawodach nie była skupiona tylko na mnie, ale trochę podzielona. Przez ten czas dużo dowiadywaliśmy się o sobie nawzajem, a dzięki temu ja rozwinęłam się bardziej i jako zawodnik, i jako człowiek, bo na wielu płaszczyznach musiałam stać się samodzielna, co jest całkowicie normalne, gdy trener ma kilku zawodników.

Ostatecznie w Seulu wszystko zapracowało tak, jak powinno. Zawsze podkreślam, że wszystko dzieje się w życiu nie przeciwko mnie, ale dla mnie. Dlatego myślę, że ten sezon był po to, by pozwolić mi jeszcze bardziej się rozwinąć. Jestem z tego dumna, że jako zawodnik z wieloletnim doświadczeniem, wciąż każdego roku znajduję gdzieś pole do rozwoju. I dumna z mojego zespołu, bo w tym sezonie naprawdę weszliśmy na wyżyny możliwości.

Z czym dokładnie wiąże się post-Olympic syndrom? To też kwestia tego, że po intensywnym cyklu olimpijskich zwyczajnie trudno się podnieść i znów zabrać się do tak wzmożonej pracy?

Jeden z aspektów to właśnie poszukiwanie motywacji, wyznaczanie sobie kolejnych celów. Pojawia się myśl, co mogę zrobić jeszcze lepiej, skoro jestem na szczycie. Przecież nie da się w sporcie osiągnąć więcej niż mistrzostwo olimpijskie. Do tego dochodzi regeneracja fizyczna i psychiczna po tak długim okresie treningowym, która trwa nieco dłużej…

Pomimo tego zdecydowaliśmy o bardzo szybkim powrocie do treningów właśnie ze względu na tegoroczne mistrzostwa świata. Dlatego po igrzyskach tak naprawdę nie miałam urlopu, odbieram go dopiero teraz. Musieliśmy żyć z konsekwencjami tej decyzji i adaptować się do tej sytuacji.

Wracając do post-Olympic syndrome, myślę, że mówi się o tym za mało. Czasami dopiero po dłuższym okresie zawodnicy raportują, że po igrzyskach mierzyli się z depresją, stanami lękowymi czy atakami paniki. Na pewno ważne jest, by o tym mówić, normalizować. W takiej sytuacji warto skonsultować się ze specjalistą. Sama doskonale wiem, że gdy zaczynałam współpracę z psychologiem, najtrudniejszy był moment przyznania się przed samą sobą, że nie daję rady i potrzebuję pomocy. Wtedy sama nie potrafiłam nazwać tego, z czym się mierzę, nie wiedziałam, czym są do końca stany lękowe, których doświadczałam. Teraz myślę, że moment przyznania się do tego, że potrzebujemy pomocy, to ogromny akt odwagi.

Co jest najważniejszą rzeczą, której nauczyła panią Daria Abramowicz?

Daria przede wszystkim pomogła mi poznać siebie, zrozumieć swoje emocje. Nauczyła mnie je rozumieć, rozróżniać i nazywać. Nie jest tak, że jestem zła albo wesoła, tylko pomiędzy jest jeszcze cała paleta szarości. Najważniejsze jest jednak dla mnie to, że Daria stworzyła bezpieczną przestrzeń, kompletnie wolną od ocen. Mogłam rzeczywiście być sobą, nie bałam się powiedzieć, że mam takie czy inne przekonanie, bo mam kompletne zaufanie do niej i jej pracy. Tak samo jest we współpracy z moim trenerem. Czuję się bezpiecznie i zawsze wiem, że jeśli jest mi z czymś niekomfortowo, to lepiej o tym powiedzieć niż przemilczeć, bo prędzej czy później to wyjdzie.

Ma pani w pamięci jakąś konsultację z Darią albo zdanie, które wyjątkowo mocno na panią oddziaływało i miało bezpośrednie przełożenie na start?

Myślę, że przede wszystkim nasze pierwsze spotkanie, takie zapoznawcze, jeszcze zanim zaczęłyśmy współpracować. Ona powiedziała mi wtedy takie zdanie o igrzyskach: impreza jak żadna, zawody jak każde. Było dla mnie bardzo ważne i towarzyszyło mi przez cały okres przygotowań do Paryża.

Często podkreśla pani, jak dużym zaufaniem darzy swój zespół. W tych trudniejszych chwilach, choć na moment zdarzało się pani zwątpić w proces?

Nigdy nie wątpię w swój zespół. Wiem, że wszyscy robią wspaniałą robotę i każdy z nich jest specjalistą w swojej dziedzinie, mam do nich kompletne zaufanie. Czasami tylko podaję wątpliwościom samą siebie, czy to ja dam radę. Wtedy niezwykle ważny jest właśnie ten zespół, który podtrzyma mnie na duchu i przeprowadzi przez ten gorszy moment. W tym sezonie ich nie brakowało, przez co jeszcze bardziej ich doceniłam.

Pracujemy w taki sposób, że nigdy nie staramy się kolorować trawy na zielono. Tak było choćby po tym pierwszym Pucharze Świata, gdy usiedliśmy z Mateuszem i zrobiliśmy naprawdę konkretny rachunek sumienia. Po zawodach zawsze robimy bardzo surową analizę i mierzymy się z rzeczywistością. Nie mówimy sobie, że coś było wypadkiem przy pracy. Zawsze szukamy tego, co zawiodło, by nie powtórzyło się to na imprezie docelowej.

Te poolimpijskie problemy mentalne to już dla pani zamknięty rozdział? O kwestiach tego typu w ogóle możemy tak powiedzieć?

Myślę, że nie. Będąc osobą, która mierzy się ze stanami lękowymi, wiem, że najważniejsza jest świadomość tego, że mogą zdarzyć się gorsze momenty czy słabsze stany, ale także to, że potrafię sobie z nimi poradzić. To chyba właśnie to jest najważniejsze w pracy z psychologiem — nauka radzenia sobie z takimi chwilami, ale też poczucie, że ma się siatkę wsparcia — mam do kogo się odezwać i mogę opowiedzieć o tym, jak się czuję.

Abstrahując od wspomnianych aspektów mentalnych, medal igrzysk bardzo panią zmienił? Może w sposobie postrzegania siebie albo sportu?

Myślę, że nie mnie to oceniać, ale ze swojej perspektywy na pewno mogę powiedzieć, że czuję, jak bardzo się rozwinęłam. Na pewno po zdobyciu medalu musiałam na nowo nauczyć się funkcjonowania w przestrzeni publicznej. Przecież jeszcze dwa lata temu mało kto rozpoznałby mnie na ulicy. Teraz jest inaczej. Jeśli podchodzimy świadomie, do tego, co robimy, takie ogromne sukcesy pokazują nam, w czym możemy być jeszcze lepsi, co możemy poprawić. I to niekoniecznie w sporcie, ale po prostu jako ludzie.

A czy zmieniłam podejście do sportu? Od zawsze wiedziałam, że sport nie jest łatwym zawodem. Zdawałam sobie sprawę, że obfituje w najróżniejsze emocje. To, co lubię w nim najbardziej to to, że chcąc zostać mistrzem, musimy wejść na absolutny poziom profesjonalizmu, ale nikt nigdy nie da gwarancji sukcesu. Jedziemy na zawody, by pobiec najlepsze biegi naszego życia i trochę z ciekawością popatrzeć na to, co wydarzy się dalej i jaki efekt to przyniesie w kontekście tej zmiany.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin