CELEBRITY
Darek Stolarz: Żona żartuje, że nie potrafię zrobić zwykłej szafy. Mówi: “zawsze coś nawymyślasz”

Przez lata nauczyłem się jeść małą łyżeczką. Oczywiście można zrobić kuchnię za 40 tys. zł, ale ja wolę robić takie do 20 tys., za to częściej. Pytam ludzi, jaki mają budżet i staram się do niego dopasować – mówi Dariusz Wardziak, czyli Darek Stolarz. Od października będzie prowadził program “Darek Stolarz. Remont w trzy dni”.
Całe nie, ale częściowo tak. Najważniejsze, żeby mieć sprawdzoną ekipę. Mnie również jedni klienci polecali kolejnym, nie musiałem ogłaszać w internecie, że szukam zleceń. Dobrze też mieć pomysł na remont, na realizację którego nie trzeba majątku. I naturalnie dużo spokoju.
.
Łatwo powiedzieć, ale jak go zachować, kiedy okazuje się, że ekipa zrobiła coś nie tak, jak chcieliśmy?
Jeśli tylko się da, staram się łagodzić emocje i obracać sprawy w żart. Dobrze jednak na samym początku pracy ustalić szczegóły, czyli mieć jasność, czego klient chce. Fachowiec czasem “z automatu” robi po swojemu, a klient chce inaczej. Słucham więc ludzi i – jeśli uważam to za konieczne – próbuję ich przekonać do swoich racji, bo mam doświadczenie, mogę sobie wyobrazić, jaki będzie finalny efekt. No ale jeśli ktoś się uprze, to robię tak, jak chce, według starego powiedzenia: klient nasz pan. Nie lubię traktować klienta jak amatora, który na niczym się nie zna. Płaci nam, więc trzeba zwrócić uwagę na jego potrzeby. Czasem trzeba “przykucnąć” i zrobić tak, jak chce, mimo że może kosztować nas to więcej pracy.
Przez lata nauczyłem się jeść małą łyżeczką. Oczywiście świetnie jest zrobić kuchnię za 40 tys. zł, natomiast wolę robić takie do 20 tys., ale częściej. Pytam ludzi wprost, jaki mają budżet i staram się do niego dopasować. I nie narzekam na brak pracy.
To rozsądne i uczciwe podejście wobec klienta. Ale dobrze jest, gdy zaufanie działa w obie strony. Zdarzają się niesolidne ekipy, które znikają nie wywiązując się z umowy, a klienci?
Pamiętam piękne czasy, gdy po pracy w stolarni jechałem do pani Krysi, która miała dla mnie kopertę z napisem: “Dla pana Darka za kuchnię “. To była zaliczka. Po skończeniu pracy dostawałem resztę wynagrodzenia. Dziś niestety zdarza się, że przelew z zaliczką przychodzi w dwie godziny, a za skończoną pracę utyka w banku na dwa tygodnie. To niszczy wzajemne zaufanie i wprowadza niepotrzebne nerwy.
A wystarczy spojrzeć na stolarza nie tylko jak na fachowca, ale i człowieka. Gdy słyszę: “mam problemy w pracy i zapłacę za opóźnieniem”, to poczekam. Ale muszę wiedzieć, na czym stoję.
Czy wciąż czeka pan na jakąś zapłatę?
Kilka razy zdarzyło się, że ktoś mi nie zapłacił. Myślę, że uzbierałoby się tego ze sto tysięcy zł. Wziąłem zaliczkę, wykonałem pracę, ale klient zaczął mnożyć wymagania, którym nie byłem w stanie sprostać, więc zrezygnowałem. Kiedyś zdarzyło się też, że wystawił mnie deweloper.
Na pewno jesteśmy w stanie oczyścić pomieszczenie ze zbędnych rzeczy, pomalować wnętrza, wymienić podłogę i listwy. Nie szedłbym w nową elektrykę czy wymianę drzwi, ale ustawienie gotowych mebli jest możliwe. Pod warunkiem, że ekipa zabierze się do pracy, zamiast marudzić, że na przykład farba musi wyschnąć.
Nie przypadkiem w programie pracuje ze mną Iwan, którego widzowie już znają z telewizji jako szefa ekipy budowlanej. Wiem, że Iwan zawsze da radę i czasowo, i jakościowo.
Idziemy w naturę, czyli naturalne drewno zabezpieczone matowym lakierem, żeby pozostał efekt surowości. Z kolorów wciąż popularny jest kaszmir, ale pomału wchodzi też niebieski i żywa zieleń, taka jaką latem mają liście na drzewach. Jeśli chodzi o kolor ścian, to raczej traktowałbym go jako bazę, czyli najlepiej by była to złamana biel. Niektórzy lubią sobie zrobić jedną ścianę w krzykliwym kolorze, ale z doświadczenia wiem, że prędzej czy później on się znudzi. W internecie na zdjęciu wygląda ładnie, ale dobrze jest zastanowić się czy przez dwa-trzy lata będzie nam ten kolor odpowiadał. Ja trzymam się klasyki. Na podłodze mam drewno, ściany w złamanej bieli, a kolorów dodają najróżniejsze dodatki.
Kiedyś miałem klienta, który uparł się, żeby zrobić pokój dzieciaków na piętrze. W tym samym czasie na dole remontowaliśmy kuchnię. Ustaliliśmy terminy, przejeżdżamy, a w domu nie ma… schodów na górę. Było więc dla mnie jasne, że tego dnia pokoju nie robimy. Innego zdania był klient, “bo przecież mamy umowę”. Ostatecznie zbudowaliśmy rusztowanie, żeby wnieść meble na górę i wykonać swoją pracę. Klienta kompletnie nie interesowało, w jaki sposób sobie poradzimy. Są jednak także zaskoczenia pozytywne. Niedawno robiliśmy meble u pewnej pani pod Sochaczewem. Codziennie serwowała nam pyszne obiady i ciasta.
Kiedyś pojechałem na swoją pierwszą branżową imprezę sieci sklepów meblowych. Bałem się, że stolarze wezmą mnie za gwiazdora, ale wcześniej pechowo, podczas pracy skaleczyłem się w rękę. “Pewnie zahaczyłeś o laminat”? – zapytał rzeczowo któryś z nich i moje obawy zniknęły. Byłem dla nich po prostu kumplem z branży. Zaczęliśmy się wymieniać historiami o montażach i klientach. Usłyszałem też, że dobrze promuję w telewizji zawód stolarza, jako człowieka z pasją, pracowitego i z poczuciem humoru.
Jest pan gwiazdą telewizji…
Nie jestem żadną gwiazdą! Jestem takim samym człowiekiem, jak 13 lat temu, kiedy zaczynałem pracę przed kamerą. Może tylko stałem się większą gadułą, bo tego wymaga program. Rozmawiam z panią w swoim warsztacie. Zacząłem pracę o 7, a skończę około 17. Między nagraniami programów realizuję prywatne zlecenia. To zabawne jak ludzie reagują, gdy przyjeżdżam montować meble i ubrany w robocze ciuchy, brudny od góry do dołu, wnoszę je do mieszkań. “To nie może być on” – słyszę (śmiech). Są przekonani, że “gwiazda telewizji” nie pracowałaby fizycznie. Naprawdę są zdziwieni, że z jednym z chłopaków z mojej ekipy, wnoszę do klienta szafę. No niestety, nie jest tak, że chodzę tylko z miarką i ołówkiem, elegancko ubrany.
Początki wcale nie były łatwe, bo wszyscy uczyliśmy się robić program o remontach “Dorota was urządzi “. Zdarzało się, że któryś z operatorów mówił: “Darek, wytnij to jeszcze raz, żeby tak ładnie spadło i posypały się wióry”. Kończyliśmy bardzo późno i po pierwszym sezonie powiedziałem Dorocie Szelągowskiej, że chyba zrezygnuję. Nie spinało mi się to finansowo, a siedzieliśmy na budowie od szóstej rano do północy. Wtedy Bartek Łabęcki, reżyser programu, wziął mnie na rozmowę i przekonał, żebym został. Powiedział, że chciałby mnie pokazywać więcej, tak aby ludzie mogli sobie lepiej wyobrazić tę pracę. No i zostałem.
Spodobało się panu?
W moim nowym programie występują jakby dwie osoby. Darek Stolarz, który jest prowadzącym i Darek Stolarz, który jest stolarzem po wyłączeniu kamer. Bardziej czuję się tym drugim, dlatego uciekam od określenia, że jestem gwiazdą telewizji.
Muszę panią zdziwić, bo nie. Osoby, które chciałyby u mnie zamówić meble, często się boją, bo myślą, że pewnie będę chciał miliony złotych.