CELEBRITY
Powiedziała “mam wizję”. “Podpisywanie się na trumnie, balony z helem puszczone w powietrze”
Kiedy umiera ktoś bliski, możliwości są dwie: pogrzeb religijny lub świecki. Barbara Nadratowska, mistrzyni świeckich ceremonii pogrzebowych, mówi, że 60 proc. pożegnań, które prowadzi, to ostatnia droga osób, którym “z Bogiem było może i po drodze, ale z Kościołem niekoniecznie”.
Takie jak zawsze. Możemy wybrać pochówek w obrządku religijnym lub świeckie pożegnanie. Ustawa mówi o tym, że jeśli w danej miejscowości znajduje się cmentarz komunalny, to ksiądz ma prawo nie wydać zgody na pochówek na cmentarzu parafialnym. Wiem z naszego lubelskiego podwórka, że na dwóch parafialnych cmentarzach rodzina musiała pisać podania, żeby świecka ceremonia odbyła się na cmentarzu katolickim, i wnosić za to opłaty.
Księża już się chyba przyzwyczaili do tego, że my, mistrzowie świeckich ceremonii pogrzebowych, istniejemy i towarzyszymy w ostatniej drodze. Chociaż czasami zdarza się, że duchowny rzuca kłody pod nogi, ale nijak się to ma do sytuacji, które były jeszcze kilkanaście lat temu.
Jak wtedy, kiedy pod Lublinem ksiądz zamknął przede mną bramę na kłódkę i kazał pisać oświadczenie, że mam świadomość, że ziemia jest poświęcona. Próbowałam mu tłumaczyć, że działam zgodnie z literą prawa, ale był nieugięty. Dopiero wizja przyjazdu policji go oprzytomniła. Ale ze złości tak huknął bramą cmentarną, że ta uderzyła w kontener na śmieci, który się rozpadł.
Kiedy zaczynałam pracę w tej branży, większą sensacją było to, że jestem kobietą. Słyszałam: No nie, nie dość, że nie ksiądz, to jeszcze baba! Księża z powodu niewiedzy byli także uprzedzeni, może myśleli, że mistrzowie ceremonii palą ogniska i tańczą wokół baobabu. Dzisiaj księża wiedzą, czym jest pogrzeb świecki, nie toczymy wojenek z Kościołem.
Zaczynają się za to pojawiać sytuacje podobne do tej, jaką miałam w małej miejscowości pod Puławami. Pogrzeb był świecki, ksiądz w ogóle nie brał w nim udziału. Gdy podjechałam pod cmentarz, który znajdował się koło kościoła, podszedł do mnie duchowny i zaprosił mnie wraz ze zgromadzonymi do kościoła. Powiedział: “Jest upał, to są moi parafianie, udostępnię pani miejsce”. Byłam zaskoczona – taka sytuacja zdarzyła się drugi raz w historii działalności mojej i męża, a on pracuje w tym zawodzie od 22 lat.
Kiedyś – w dużych miastach, sporadycznie jeździłam do maleńkich miejscowości. Do dziś pamiętam pogrzeb sprzed 20 lat w małej wsi pod Głogowem. Był mróz, pogrzeb miał być tylko na cmentarzu, byłam odpowiedzialna za oprawę muzyczną, mąż za prowadzenie ceremonii. Mieliśmy podjechać jeszcze do sklepu, żeby kupić dodatkowe baterie na wszelki wypadek.
Podjeżdżamy, a tam kartka na drzwiach: Przerwa z powodu pogrzebu. Na pożegnanie przyszła cała wieś – poza księdzem. Taka to była sensacja i chęć zobaczenia świeckiej ceremonii.
Co, jeśli rodzina ma wykupiony grób na cmentarzu parafialnym, a pogrzeb ma być świecki? Nie jest się zakładnikiem tej sytuacji?
Trochę się jest. Zdarza się, że w takich przypadkach księża zaczynają się mocno interesować tym, co mają w księgach parafialnych, na ile osób był grób wykupiony. Na największym polskim cmentarzu – warszawskim cmentarzu Bródnowskim – którym zarządza ksiądz, nigdy nie spotkałam się z trudnościami.
Decyduje rodzina, bo to ona musi pochować zmarłego. Jakie za wyborem świeckiego pożegnania stoją intencje – czy są realizacją życzenia bliskiego, czy wizji rodziny – tego nie wiem. Czasami słyszą, że tata od 30 lat powtarza: Tylko żadnego księdza na moim pogrzebie!
Ale całkiem niedawno mieliśmy przypadek, kiedy rodzina poszła do kancelarii parafialnej, bo pogrzeb miał być katolicki, ale odbili się od drzwi, nie byli w stanie skontaktować się z księdzem i postanowili, że nie będą się prosić, tylko zrobią świeckie pożegnanie.
Kiedyś było tak, że byliśmy proszeni o poprowadzenie pożegnania, kiedy był rodzinny konflikt z księdzem albo zmarła osoba była ateistą, agnostykiem. Dzisiaj 60 proc. ceremonii, które prowadzimy, są ostatnią drogą osób, którym z Bogiem było i może po drodze, ale z Kościołem niekoniecznie.
Czasem faktycznie dzwonią do mnie osoby, które jeszcze za życia chcą ustalić szczegóły pożegnania. Jeśli to osoba chorująca, to staram się w takiej sytuacji namówić do walki o życie, a nie myślenia o śmierci, i zasugerować przekazanie wytycznych rodzinie, żeby to oni ewentualnie później się pożegnaniem zajęli. Oczywiście jeśli ktoś jest nieustępliwy, to się uginam, ale takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko.
Zapytałam kilkoro znajomych, jak sobie wyobrażają, że wygląda takie świeckie pożegnanie, i usłyszałam, że to jest “chyba taki benefis ze wspomnieniami o zmarłym”.
Pojawił się trend, żeby ceremonię pogrzebową zamienić na benefis, na dodatek wesoły. My się z mężem przeciwko temu buntujemy, dla nas pogrzeb – bez względu na charakter i obrządek – zawsze jest sacrum, z granicami, których przekraczać nie należy.
Owszem, świeckie pożegnanie jest w stu procentach poświęcone zmarłej osobie. Nie tylko ją wspominamy, słuchamy muzyki, którą lubiła lub z którą była kojarzona. Może to być połączone z pokazem zdjęć, filmu, który montujemy na podstawie materiałów otrzymanych od bliskich i wyświetlanych na ekranie.
Podczas naszych ceremonii staramy się wygospodarować trochę czasu, żeby każdy, kto przyjdzie na uroczystość, mógł pożegnać zmarłego tak, jak chce. Nie zapełniamy całkowicie każdej minuty, jest moment na podejście do urny czy trumny, na zadumę. Nie działamy jak roboty, które zaczynają spotkanie o 10.30, a pół godziny później je kończą.
Co najbardziej odróżnia świecką ceremonię od pogrzebu katolickiego?
Księża mają zdecydowanie łatwiej niż my, bo mają liturgię, której muszą się trzymać. Co nie wyklucza faktu, że gdyby się postarali, to chociażby w kazaniu mogliby o zmarłym, często osobie ze swojej parafii, coś ciepłego i bardziej osobistego powiedzieć.
Albo przynajmniej nie mylić imion.
My poruszamy się po jednej trzeciej Polski, dzwonimy do rodzin, rozmawiamy, dopytujemy i na tej podstawie piszemy mowy pożegnalne. Później wysyłamy tekst do rodziny do autoryzacji i nanosimy ewentualne poprawki.
Rozmawiałam kiedyś w Płocku z sympatycznym księdzem, który powiedział, że z przerażeniem patrzy, ile się w jego okolicy odbywa świeckich pożegnań w ciągu miesiąca. Zasugerowałam, że może gdyby duchowni skupili się bardziej na zmarłym i jego bliskich, to świeckich pogrzebów byłoby mniej. Rodzinie nie jest łatwo, chcą usłyszeć coś więcej, niż że zmarły był częścią Kościoła. Moja podpowiedź nie spotkała się jednak ze zrozumieniem.
Pogrzeb świecki jest przede wszystkim dla bliskich – to czas pożegnania.
Jestem zwolenniczką tego, żeby dzieci brały w nich udział. W moim dzieciństwie funkcjonowały tzw. puste noce – jeździło się wieczorem do domu zmarłego, on był wystawiany w otwartej trumnie, zgromadzeni się modlili, śpiewali. Od śmierci nie jesteśmy w stanie uciec. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu będzie musiał zorganizować pogrzeb, każdy pewnie pożegna ukochaną osobę.
Pamiętam pożegnanie pana, który był ojcem trójki dorosłych dzieci. Oni nie byli w stanie wejść na cmentarz, mówili, że nie byli dotąd na żadnym pogrzebie, że w ogóle nie chodzą na cmentarze, że nikt ich w dzieciństwie nie zabierał na groby. Nie przekonywałam tych osób na siłę, ale ile musiałam się ich rodzinie i sąsiadom nawyjaśniać, to wiem tylko ja. Kiedy zaczęłam ceremonię, to słyszałam kolejne głosy, żeby nie zaczynać, bo dzieci jeszcze nie ma, żeby poczekać na nie, zawołać je.
Jak świeckie pożegnanie odbierają osoby, które na taką formę nie były przygotowane? Oczekują klasycznej mszy, księdza, a tu takie zaskoczenie.
Rodziny, organizując pogrzeb świecki, często asekuracyjnie informują o charakterze uroczystości. Rzadko zdarza się zaskoczenie, tym bardziej że informacje zawarte w nekrologu mówią jasno o formie ceremonii – nie ma tam słowa o mszy pogrzebowej.
Bywały sytuacje, kiedy jakaś ciocia próbowała przekonać organizatorów do dodania elementów katolickich. Trzy lata temu jedna z uczestniczek próbowała moją obecność zbojkotować – płaczem i szantażem przymusić siostrzenicę do zmiany decyzji i szybkiego zaangażowania księdza. Okazało się, że kilka miesięcy później byłam mistrzynią ceremonii na jej pogrzebie.
