Connect with us

CELEBRITY

Przeżył własną śmierć. “Czułem, że nie umieram na próżno”

Published

on

Trafiła we mnie seria z karabinu maszynowego. Poczułem, jak opadam na ziemię. W ogóle nie mogłem się ruszyć. Ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa, ale nie straciłem przytomności – mówi WP Bohdan Kusz. W powrocie do zdrowia pomaga mu wielki klub.

Dorastali razem i w dzieciństwie byli niemal nierozłączni. Marian Szwed i Bohdan Kusz są rówieśnikami. Pierwszy z kuzynów wybrał wielką piłkę w Szachtarze i ostatnio grał przeciwko Legii w Lidze Konferencji. Drugi zdecydował się na służbę swojemu krajowi jako żołnierz.

– Często ganialiśmy za piłką z Marianem w dzieciństwie. Zawsze przyjeżdżałem do dziadków na wakacje, więc piłka była dla nas najważniejsza – czy to na ulicy, czy na stadionie. Później nasze drogi się rozeszły – wspomina Bohdan.

Napaść Rosji na Ukrainę nie zaczęła się w 2022 roku, lecz osiem lat wcześniej. To właśnie wtedy Rosjanie nielegalnie zajęli Krym i zorganizowali bunt separatystów w obwodach donieckim i ługańskim. To wydarzenie odcisnęło piętno także na Bohdanie.

– Decydujący wpływ miały wydarzenia z Majdanu z lat 2013-2014. Szczególnie mocno poruszył mnie początek wojny Rosji przeciwko Ukrainie w lutym 2014 roku. Wtedy zrozumiałem, że moi rówieśnicy i ja musimy przygotować się na przyszłe wyzwania i po prostu być gotowi do obrony naszego kraju. Każdy nierozwiązany konflikt nieuchronnie się powtarza – mówi 26-latek.

Bohdan został spadochroniarzem. Wybrał taki oddział, bo chciał być bardziej odporny fizycznie i psychicznie, a także nabrać dyscypliny. Wszystko po to, by bronić swojego kraju przed Rosją.

Dzień próby nadszedł 24 lutego 2022 roku. To właśnie wtedy Rosja pełnoskalowo zaatakowała Ukrainę. Wojna zastała Bohdana w obwodzie donieckim.

– Już na początku roku można już było wyczuć zbliżającą się nową rosyjską agresję. Putin prowadził duże ćwiczenia wojskowe przy naszych granicach. W dniu inwazji pluton, którym dowodziłem, wykonywał zadania w obwodzie donieckim. Gdy tylko dowiedzieliśmy się o napaści, dowódca wezwał mnie, poinformował o przeniesieniu w inny rejon i wydał rozkazy – mówi Bohdan.

Z kolei Marian przebywał wtedy w Belgii, gdzie grał w KV Mechelen. Z zagranicy starał się wspierać swoją rodzinę, w tym także Bohdana. Ten zapewniał go jednak, że o niego nie należy się martwić.

– Wysłałem SMS-a do najbliższych, że wszystko ze mną w porządku. Z moim oddziałem, liczącym około 30 żołnierzy, zacząłem przygotowania do operacji. Nie było paniki. Moi ludzie potraktowali wielką wojnę jak wyzwanie. W końcu byliśmy spadochroniarzami! Wiedzieliśmy, że będziemy wysyłani do najtrudniejszych zadań, w najbardziej gorące punkty. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy potrzebni tam, gdzie zagrożenie jest największe – tłumaczy Kusz.

Opowiada, że w jego plutonie służyli żołnierze w różnym wieku od 18 do 50 lat. – Ludzie, którzy mogliby być moimi ojcami, traktowali mnie, 23-letniego porucznika, z szacunkiem. Widzieli we mnie dowódcę, mentora i towarzysza broni. Ja traktowałem ich tak samo. To później odegrało dużą rolę – wyjaśnia Kusz.

“Pomyślałem, że umrę”
To właśnie w pierwszych tygodniach agresji walki były najbardziej zacięte. Rosjanie zajęli stosunkowo sporą część kraju i podeszli nawet pod stolicę. Ukraińcy musieli odbijać okupowane miejscowości, w których żołnierze Putina nierzadko mordowali cywilów. Do jednego z takich miejsc został wysłany oddział Bohdana.

– Otrzymaliśmy zadanie zajęcia jednej z miejscowości okupowanej przez Rosjan. Okazało się, że wróg urządził tam zasadzkę. Pamiętam, że poruszaliśmy się transporterami opancerzonymi. Rosjanie przepuścili pierwszy pojazd. Potem… instynktownie poczułem, że coś jest nie tak i rozkazałem ludziom wysiąść. Wróg otworzył ogień – mówi.

– Chcieliśmy okrążyć pozycje Rosjan. Podczas wymiany ognia trafiła we mnie seria z karabinu maszynowego. Poczułem, jak opadam na ziemię. W ogóle nie mogłem się ruszyć. Ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa, ale nie straciłem przytomności. Przez chwilę pomyślałem, że zostanę tu i umrę, że właśnie stoczyłem swój ostatni bój. Potem powiedziałem sobie w myślach: przynajmniej umrę nie przez głupotę, lecz na polu walki. Nie bałem się pożegnać z życiem, bo wiedziałem, że zrobiłem coś dla swojego kraju. Czułem, że nie umieram na próżno – przyznaje Bohdan.

Na szczęście dla Bohdana pojawił się nieoczekiwany ratunek. Pomógł mu o wiele starszy żołnierz, z którym poznali się zaledwie kilka dni wcześniej.

– Później zobaczyłem, jak jeden z moich żołnierzy czołga się w moją stronę. To był Hennadij, który został przydzielony do mojego plutonu kilka dni wcześniej. Ten prawie 50-letni żołnierz zaciągnął mnie w stronę transportera opancerzonego. Uratował mi życie. Do dziś utrzymuję bliski kontakt z moim wybawcą. Podziękowałem mu za ten czyn. Ucieszyły go słowa wdzięczności od dowódcy – opowiada Kusz.

Niespodziewana pomoc
Niestety, obrażenia odniesione przez Bohdana okazały się bardzo poważne. Uszkodzony został rdzeń kręgowy, ucierpiały także inne organy. Były żołnierz został przykuty do łóżka. To właśnie wtedy zaczęła się dla niego prawdziwa indywidualna walka: o powrót do sprawności.

– O jego urazie dowiedziałem się, gdy był już w szpitalu w Dnieprze. Moja mama odwiedziła go jako pierwsza i powiedziała nam, jak poważna jest sytuacja – opowiada Marian Szwed.

Zdecydowano się przetransportować Bohdana na operację do Barcelony do Instytutu Guttmanna, który jest jednym z wiodących ośrodków leczenia urazów rdzenia kręgowego. To właśnie tam przebywał przez kilka miesięcy.

Z powodu długotrwałej spastyczności mięśni moje ręce zaczęły się kurczyć. Wymagana była interwencja neurochirurgiczna. Przeprowadzili ją specjaliści z Instytutu Guttmanna. Jednocześnie starałem się utrzymać ciało w dobrej kondycji fizycznej – tłumaczy Bohdan.

Takie leczenie jednak sporo kosztuje. To właśnie wtedy do akcji wkroczył klub jego kuzyna. Szachtar Donieck. To on sfinansował Bohdanowi operację, a także pomagał w organizacji leczenia. Kupiono także wózek inwalidzki, z którego korzysta do dziś.

– Jestem głęboko wdzięczny prezydentowi Szachtara Rinatowi Achmetowowi, dyrektorowi generalnemu Serhijowi Palkinowi, dyrektorowi ds. rozwoju strategicznego i komunikacji Jurijowi Swyrydiwowi oraz innym pracownikom klubu, którzy interesowali się moim losem i pomagali w organizacji leczenia. W naszych trudnych czasach bardzo ważne jest wspieranie obrońców Ukrainy, rannych żołnierzy. Trzeba pamiętać o poległych i ich rodzinach, osieroconych dzieciach, osobach, które trafiły do niewoli lub z niej wróciły oraz tych, którzy przez wojnę stracili domy. Szachtar to robi – twierdzi Kusz.

– Podkreślam znaczenie pamięci o naszych okaleczonych obrońcach, bo oni sami często nie mają odwagi prosić o taką pomoc. Do dziś w pamięci mam to, że gdy w 2023 roku klub został mistrzem Ukrainy, Jurij Swyrydiw przyjechał do Barcelony i wręczył mi złoty medal mistrzowski i oficjalną koszulkę klubową. To było ogromne wsparcie psychiczne i uznanie mojej pracy jako żołnierza – dodaje były żołnierz.

“Cały czas mam nadzieję”
Obecnie Bohdan mieszka w nowoczesnym centrum rehabilitacyjnym Modryczi niedaleko uzdrowiska Truskawiec (to tam leczył się chociażby Józef Piłsudski). Jak wygląda teraz jego codzienne życie?

– Każdy mój dzień zaczynam od ćwiczeń fizycznych i rozciągania. Mam treningi wytrzymałościowe na sprzęcie, pionizację i zajęcia w basenie. Pracuję też z terapeutą zajęciowym, który uczy mnie przystosowywać się do codziennego życia w trudnych warunkach. Dużo pracuję z psychologiem i z nim rozmawiam o problemach. Uczestniczę też w terapii artystycznej – rysuję proste obrazy razem z naszymi terapeutami. Szukam też w internecie informacji medycznych, które mogłyby pomóc w moim powrocie do zdrowia – opowiada Kusz.

Podkreśla, że bardzo ważne jest dla niego wsparcie od rodziny, w tym Mariana. Piłkarz opowiada, że jest z kuzynem w stałym kontakcie.

– Cała nasza rodzina ma nadzieję, że wyzdrowieje. Często rozmawiamy przez telefon, choć nie widujemy się zbyt często. Zawsze staram się go wspierać i podnosić na duchu, kiedy tylko mogę – opowiada Marian Szwed.

– W wolnym czasie rozmawiam z towarzyszami broni (nie zapomnieli o mnie!). Opieka rodziny, bliskich i przyjaciół jest dla mnie bardzo ważna. Największym bogactwem są ludzie obok, którzy w ciebie wierzą. Dzięki Bogu, mam takich. Wielką częścią tej przyjaznej rodziny jest Szachtar – objaśnia Kusz.

Od wypadku Bohdana minęły już ponad trzy lata. Jak sam przyznaje, widzi postępy, choć dalej nie wrócił do pełnej sprawności. 26-latek cały czas ma jednak nadzieję na to, że znowu będzie mógł chodzić.

– Robię, co mogę, i dbam o kondycję fizyczną. Wierzę, że w niedalekiej przyszłości nowoczesna medycyna znajdzie rozwiązania moich problemów i że znów stanę na nogi. Cały czas mam na to nadzieję. Kluczowe jest utrzymanie ciała w dobrej formie, by nie tracić czasu, kiedy pojawi się nowoczesna terapia – przyznaje Bohdan Kusz.

Stara się ćwiczyć tyle, ile może. Podkreśla, że to uprawianie sportu go uratowało podczas oblężenia i pomaga mu w powrocie do sprawności.

– Stały trening fizyczny i samodoskonalenie przygotowały moje ciało i zahartowały ducha. Kiedy w marcu 2022 roku leżałem ciężko ranny pod Iziumem, moje ciało sięgnęło po swoje rezerwy, by ustabilizować mój stan i utrzymać przy życiu – przyznaje.

W trudnych chwilach na duchu podtrzymywały go mecze jego ukochanej drużyny. To właśnie Szachtar dla wielu Ukraińców stał się symbolem.

– Gdy w 2022 roku leczyłem się w Niemczech, Szachtar grał na wyjeździe w Lidze Mistrzów z RB Lipsk – i wygrał 4:1. Mój kuzyn Marian strzelił wtedy dwa gole i został wybrany zawodnikiem meczu. To wydarzyło się w czasie, gdy w Ukrainie trwała wojna, a Szachtar przeżywał kryzys kadrowy po odejściu zagranicznych piłkarzy. To zwycięstwo donieckiego klubu w tak ważnym spotkaniu bardzo podniosło morale naszych żołnierzy. Pamiętam, że po tym meczu niemiecki lekarz wszedł do mojej sali i przekazał mi, że wygraliśmy. Tylko się uśmiechnąłem. Nie powiedziałem mu, że autorem dwóch goli był mój kuzyn – opowiada.

“To jest dla mnie sprawa życia i śmierci”
Marian z całej siły stara się pomagać swojemu kuzynowi. Dla piłkarza kuzyn jest przykładem odwagi i męstwa potrzebnych krajowi w tak trudnych czasach.

– Jest dla mnie prawdziwym bohaterem. Zawsze chciał zostać żołnierzem i bez wahania stanął w obronie naszego kraju, wypełniając swój obowiązek. To bardzo przykre, że został tak poważnie ranny, ale wszyscy jesteśmy z niego niezwykle dumni. Zawsze będziemy go wspierać – opowiada Szwed.

Z kolei sam żołnierz wypowiada się o sobie znacznie skromniej. – Absolutnie nie czuję się bohaterem! Po prostu wykonywałem swoją pracę. Jestem gotów nadal bronić swojego kraju, nawet jeśli miałoby to kosztować mnie życie. Jestem w końcu Ukraińcem, wiernym swojemu narodowi – mówi dumnie Bohdan Kusz.

Ponad 3,5 roku od napaści na Ukrainę Rosjanie nadal zabijają cywilów i młodych chłopaków, którzy próbują bronić swojego kraju przed chorymi zapędami ich dyktatora.

– Zwycięstwo Ukrainy w tej konfrontacji jest dla mnie sprawą życia i śmierci. Dla świata to walka dobra ze złem. Ukraina jest dziś bastionem tej walki. Świat musi zrozumieć: jeśli, nie daj Boże, nie wytrwamy i nasi zachodni partnerzy nie udzielą Ukrainie należytego wsparcia, Rosjanie w swojej agresji mogą zajść bardzo daleko. Potrzebujemy zwycięstwa z całych sił, bo już włożyliśmy ogromny wysiłek, by powstrzymać wroga. Największą stratą są nasi ludzie: to, co mamy najcenniejszego. Ich, niestety, nie da się przywrócić – podsumowuje żołnierz.

Z pewnością oglądał też kolejny mecz Szachtara, w którym wystąpił jego kuzyn. Spotkanie Szachtar – Breidablik zakończyło się zwycięstwem Ukraińców 2:0. Mecz odbywał się na stadionie Wisły w Krakowie.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin