CELEBRITY
Wyliczankę “Entliczek, pentliczek” zna każde polskie dziecko. “Jej historia jest absolutnie upiorna”
Wierszyk Jana Brzechwy – Żyda, o czym dzieciom w szkołach się nie mówi – jest lekki i filuterny, ale z początku brzmiał zupełnie inaczej – mówi Agnieszka Dobkiewicz, autorka książki “Pożydowskie. Niewygodna pamięć”.
W ramach podsumowania roku, wybraliśmy dla Was najpopularniejsze teksty. Oto jeden z najczęściej czytanych artykułów maja 2024. Tekst został pierwotnie opublikowany 29 maja 2024.
Słowo “pożydowskie” ma w Polsce jedno, automatyczne połączenie: mienie.
I faktycznie wszyscy z początku sądzą, że napisałam książkę o mieniu i kamienicach.
Dlatego od razu we wstępie wyjaśniam, że chodzi o nakierowanie dyskusji na to, co jest faktycznym śladem pożydowskiego w Polsce. Żydzi żyli z Polakami przez tysiąc lat i śladów tego, co po sobie zostawili, jest mnóstwo. Tylko my to zasymilowaliśmy i nie chcemy przyznać, jak wiele w polskiej kulturze i codzienności zrodziło się z przenikania się dwóch kultur. Żyjemy nieświadomi choćby tego, że wszyscy wychowaliśmy się także w estetyce stworzonej przez Żydów – na żydowskich ilustracjach, piosenkach, wyliczankach…
Bo w Polsce nie tylko pożydowskie mienie wzbudza emocje, ale w ogóle żydowskość.
Po pierwszym spotkaniu z czytelnikami po premierze książki podszedł do mnie obeznany z kulturą starszy pan i przez godzinę przekonywał, że nie musimy wiedzieć o tym, że Jan Marcin Szancer, znany polski ilustrator książek dla dzieci i jeden z bohaterów mojej książki, był Żydem.
Bo “żyd to brzydkie słowo” – jak mówi inny pani bohater?
Właśnie. Przez całą rozmowę z tym panem miałam wrażenie, że gdy mówię o czyjejś żydowskości, postępuję niewłaściwie i niedyskretnie. Padł argument: jeśli sam nie powiedział, to my nie mamy prawa. Mimo że o żydowskości Szancera mówi otwarcie jego mieszkająca w USA rodzina. Nie udało mi się tego pana przekonać, on to naprawdę przeżywał.
Niedawno ukazała się “Primadonna”, biografia Bogusława Kaczyńskiego. Część jego fanów posługuje się podobną argumentacją: dlaczego autor wyciąga Kaczyńskiemu z życiorysu to, że był gejem, skoro sam bohater to ukrywał?
Żydowskie pochodzenie moich bohaterów to nie jest wątek poboczny, lecz główny, bo diametralnie wpłynęło na ich losy. Stanisław Lem – dziś jeden z najbardziej znanych na świecie polskich pisarzy – przeżył Holokaust, był w getcie, potem się ukrywał i do końca życia milczał na wiele drastycznych tematów. Do materiałów na temat pochodzenia Lema jako pierwsza dotarła pani profesor Agnieszka Gajewska, autorka książki “Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku. Biografia”. Nawet w Wikipedii żydowskość Lema jest ledwo zasugerowana. Obchodzimy to naokoło, nie pasuje nam Lem Żyd.
Podobnie jest w przypadku Mickiewicza. Trudno nam nawet słuchać o tym, że urodził się na Litwie. Zaraz dodajemy: to przecież była Polska. Więc dlaczego pisał: “Litwo, ojczyzno moja”? Chopin też – korzenie miał francuskie. Takich wielkich nazwisk w polskiej kulturze jest co najmniej kilka, z czego nazwisk osób pochodzenia żydowskiego naprawdę dużo. I może to ta skala jest częścią problemu? Niewygodnie nam pamiętać, że nazwiska twórców kultury i różne przyjemne dla nas i ważne rzeczy, które przejęliśmy – potrawy, literatura, ilustracje, piosenki itd. – nie były jednak polskie, tylko żydowskie lub ewentualnie polsko-żydowskie. Bo gdy już to wiemy, trudniej się tym chwalić? Czujemy się z czegoś odarci?
Ale to jest poplątane. Z jednej strony Polacy przejęli wiele z żydowskiej
spuścizny, a z drugiej – żydowscy twórcy tej spuścizny to przecież też byli Polacy.
Oczywiście. Ale żydowskie pochodzenie – jak już powiedziałyśmy – nie było bez znaczenia. Dzieciom w szkole nie mówi się, że Jan Brzechwa był Żydem. A ja uważam, że trzeba o tym mówić, bo to miało olbrzymi wpływ na to, jak Brzechwa pokazał nam świat, niezależnie od tego, w jakim stopniu był zasymilowany. W książce opisuję genezę wyliczanki “Entliczek, pentliczek”, którą od przedszkola zna każde polskie dziecko, a która w żydowskim oryginale brzmi zupełnie inaczej i kryje absolutnie straszną, upiorną historię. Wierszyk Brzechwy tylko brzmi lekko i filuternie. A wyliczanki i rymowanki są w ogóle związane z kulturą żydowską.
Rzeczywiście, “Entliczek, pentliczek” już nigdy nie będzie tym samym. Nie miałam pojęcia, co kryje się w tej wyliczance.
Ja jej historii – sięgającej 1453 roku – też wcześniej nie znałam. Śląsk był wtedy czeski i przybył do niego Jan Kapistran, dzisiaj uznawany za świętego, wtedy zakonnik, który miał umacniać chrześcijaństwo i walczyć z heretykami. Ojciec Tomasz Gałuszka, polski dominikanin, opisał go tak: “Znany w całej Europie, uwielbiany, gromadzący tysiące ludzi, którzy mdleli na jego widok z wrażenia. Kiedy Jan Kapistran zjawiał się w jakimś mieście, świat się zatrzymywał, a dachy się łamały pod ciężarem siedzących na nich słuchaczy”. Kapistran umiał porwać tłum i wiedział, jak nim manipulować.
Dotarł do Wrocławia i tam pojawiła się plotka, że Żydzi zbezcześcili hostię. To wyobrażenie z serii tych, które też przetaczały się przez świat, że Żydzi toczą krew z dzieci na macę, choć właśnie oni nie mogą spożywać krwi. W efekcie ponad 40 osób zostało zamordowanych w brutalny sposób, a na całym Śląsku zapłonęły stosy. Nie będę opowiadała całej historii, zostawiam ją czytelnikom mojej książki, ale zdaniem badaczy właśnie tamte wydarzenia Jan Brzechwa przedstawia w rymowance “Entliczek, pentliczek”. Brzmiała ona początkowo tak: “Entliczek, pentliczek, Jana Kapistrana stoliczek, na kogo wypadnie, temu ręka odpadnie”.
To polowanie na Żydów miało miejsce także w mojej rodzinnej Świdnicy. Obraz pokazujący, jak Żydzi nakłuwają hostię, żeby sprawdzić, czy poleci z niej krew, wisi zresztą do dziś w katedrze oraz miejskim muzeum i nikt nie reaguje. A my w Świdnicy szczycimy się tym, że jest miastem tolerancji. Jesteśmy, ale…
Pożydowskie” podzieliła pani na 12 rozdziałów. Obok wyliczanek to jeszcze pożydowskie: rzeczy, jedzenie, skarby, literatura, wyobraźnia, niepamięć, piosenki, sprawiedliwość, Ziemia Obiecana, łzy i groby. Czy któryś sprawił pani szczególną trudność?
Wiele. Chyba najwięcej pracy poświęciłam na rozdział “Pożydowskie piosenki” – o pianiście i piosenkarzu Julianie Sztatlerze, a właściwie Statlerze. Nie udało mi się ustalić całości jego losu, lepiłam życiorys z okruszków. Sztatler większość wojny spędził w getcie Litzmannstadt i z dokumentów, które ściągnęłam, nie wszystko dało się poskładać. Udało mi się ustalić, że w getcie został prawie do samego końca jego funkcjonowania, bo był w brygadzie porządkowej po likwidacji. Jako świadek zbrodni był więc skazany na śmierć, ale się ukrył i przeżył wojnę. Gdy pytałam o Sztatlera, cały czas słyszałam: “Tak, znałem Julka”, ale na tym się kończyło, zero szczegółów. Na szczęście trafiłam przy pomocy Instytutu Teatralnego na pana Zbigniewa Rymarza.
Dlaczego “żyd to brzydkie słowo”?
Takie pojmowanie żydowskości jest przede wszystkim pozostałością po II wojnie światowej, gdy propaganda nazistowska karmiła Polaków – ale nie tylko – skojarzeniami: Żyd = tyfus, szczury, wszy. Tamta niechęć do Żydów – a nawet do samego słowa “żyd” – wciąż owocuje. Mnie na to zwróciła uwagę Hila Marcinkowska, kaliszanka i Polka żydowskiego pochodzenia, która bada i popularyzuje historię żydowskiego Kalisza. Hila odwiedza też szkoły i spotyka się z dziećmi. Dzieci w Polsce mają ogromny problem z wypowiedzeniem słowa “żyd”, boją się go. Boją się zapytać Hilę: “Czy pani jest Żydówką?”, bo są przekonane, że ją tym strasznie urażą. I Hila im tłumaczy, że Żyd to takie samo słowo jak Polak, Grek czy Francuz.
Te blokady trzeba przede wszystkim pokonać w sobie. A potem nauczyć młode pokolenie, że fakt, iż słowo “żyd” nie przechodzi przez gardło albo jest traktowane jak obelga, to rodzaj antysemityzmu, choć z pozoru może tak nie wyglądać. Podobnie jest z obrazami Żyda z grosikiem i haczykowatym nosem, które wieszamy w sieni dla uzyskania powodzenia. Bardzo poważnie do tego tematu podszedł Kraków.
Do wizerunku Żyda z grosikiem?
Tak. Trzy lata temu jeździłam po Krakowie i sprawdzałam, jaka jest skala obrazków i figurek Żyda z grosikiem sprzedawanych w formie pamiątek dla turystów. W tym roku zrobiłam sobie rundkę porównawczą po straganach i zmiana jest olbrzymia – Żyd z pieniążkiem niemal całkiem zniknął z krakowskiego krajobrazu, który był nim zalany. Figurek jest coraz mniej albo są wstydliwie ukryte. A wystarczy pojechać na przykład do Dusznik-Zdroju na Dolnym Śląsku, które też są miejscem odwiedzanym przez turystów, i tam bez problemu Żyda z pieniążkiem nabędziemy.
