CELEBRITY
Poważne ustalenia Putina z Trupem ws. Polski
Amerykańsko-rosyjski szkic „pokoju” ma 28 punktów i — jeśli wierzyć przeciekom — został wstępnie przepracowany bez Europejczyków i z minimalnym udziałem Kijowa. Najmocniej brzmi zapis o stacjonowaniu europejskich myśliwców w Polsce. Brzmi jak parasol? Diabeł tkwi w szczegółach: zakaz rozszerzania NATO, limit ukraińskiej armii i droga powrotna Rosji do salonów.
Co jest na stole: 28 punktów i jeden zapis o Polsce
Według ustaleń „Axios”, projekt opracowano w październiku podczas rozmów wysłannika Władimira Putina Kiriłła Dmitrijewa z emisariuszem Donalda Trumpa Stevem Witkoffem. Dokument, upubliczniony 20–21 listopada, opisuje m.in. zakaz stacjonowania wojsk NATO na Ukrainie, konstytucyjne wyrzeczenie się przez Kijów członkostwa w Sojuszu i limit sił zbrojnych Ukrainy do 600 tys. żołnierzy. W punkcie 9 zapisano: „European fighter jets will be stationed in Poland” — europejskie myśliwce mają stać w Polsce. To ma być element „gwarancji” bezpieczeństwa dla Ukrainy.
W tej samej logice plan rzekomo przewiduje zobowiązanie Rosji do powstrzymania się od kolejnych inwazji, a w razie złamania umowy — „zdecydowaną, skoordynowaną odpowiedź militarną” i powrót globalnych sankcji. Równocześnie otwiera Rosji drogę do stopniowego znoszenia restrykcji, powrotu do G8 i szerokiej współpracy gospodarczej. Brzmi jak układ „kij i marchewka”, choć marchewki jest tu podejrzanie dużo.
Czy to realne i co to znaczy dla Warszawy
Po pierwsze, jak informuje portal Axios: dokument nie jest podpisany, ale Kijów — zamiast go z miejsca odrzucić — sygnalizuje gotowość do rozmów. Po drugie: w amerykańskiej administracji toczy się dyskusja. Szef dyplomacji USA Marco Rubio publicznie dystansuje się od „prorosyjskich” brzmień planu, mówiąc o „realistycznych pomysłach” — dyplomatyczny język, który oznacza, że nic nie jest przesądzone. Dla Polski kluczowy jest właśnie punkt o myśliwcach: to wzmocnienie wizerunkowe i operacyjne, ale bez stałych wojsk NATO na Ukrainie nasz kraj staje się „pierwszą linią logistyki” i politycznej odpowiedzialności.
Drugi wymiar „polskiego punktu” jest bardzo praktyczny: jeśli to europejskie myśliwce mają patrolować niebo z polskich baz, to ciężar rotacji, serwisu i zabezpieczenia (paliwa, amunicji, obsługi) mogą spaść na naszą infrastrukturę i budżet, nawet jeżeli formalnie zrobi to NATO albo koalicja chętnych. Przypomnijmy: już w marcu Szwecja sygnalizowała gotowość wysłania Gripenów na misję nad Polską — echa tamtej decyzji dziś wracają z nową siłą.
Konsekwencje: parasol, ale z dziurkami
Jeśli projekt dojdzie do skutku bez realnych gwarancji członkostwa Ukrainy w NATO, Polska zostanie „krawędzią parasola”: chronimy, ale nie decydujemy, a ryzyko eskalacji rozkłada się nierówno. Z militarnego punktu widzenia dyżury myśliwskie z Polski to atut (krótszy czas reakcji, nasycenie sensorami), politycznie jednak oddalamy perspektywę trwałego uregulowania statusu Ukrainy — i zyskujemy stały spór w UE o finansowanie „polskiej kotwicy” planu.
Na koniec smaczek: wśród 28 punktów jest ścieżka „powrotu” Rosji do światowej gospodarki i G8. Jeśli Kreml dostaje marchewkę, a my myśliwce na pasach startowych, to łatwo przewidzieć, kto będzie pierwszy do sprzątania po ewentualnej burzy. Warszawa lubi trudne zadania — byle nie za cudze obietnice.
