CELEBRITY
Trudne sprawy. Karol, 42 l., nie czuje się doceniany [Podsumowanie tygodnia]
Każdy, kto choć trochę zaangażował się w pomoc uchodźcom z Ukrainy lub żołnierzom walczącym na froncie, usłyszał tyle podziękowań, że aż robi się od tego niezręcznie. Tymczasem żadne podziękowania nie ukoją cierpienia polskich ksenofobów
Niech poproszą!”, „niech przeproszą!”, „niech podziękują!”, „co za niewdzięczność!”.
Jest to tak wszechobecne, że staje się przezroczyste: prawicowy populizm to także pełnoskalowa inwazja teatralnych emocji.
Natężeniem i charakterem te emocje są gdzieś pomiędzy meksykańską telenowelą a serialem paradokumentalnym „Trudne sprawy”. Łzy wzruszenia nabiegają politykom do oczu na widok szpetnej kibicowskiej sektorówki z wizerunkiem orła (Piękna, patriotyczna oprawa!). Ale jak nie daj Boże, ktoś nie doceni Polski i Polaków, nie złoży hołdu, nie uzna wkładu – żal jest głęboki, a obraza śmiertelna.
Emocjonalny rausz uzależnia, pragną go i politycy, i ich wyborcy, więc jeśli nie dzieje się nic realnego, co choć trochę uzasadniałoby kolejne uniesienie, powód należy wymyślić.
Każdy, kto choć trochę zaangażował się w pomoc uchodźcom z Ukrainy lub żołnierzom walczącym na froncie, usłyszał tyle podziękowań za pidtrymku i dopomohu, że aż robi się od tego niezręcznie.
Ale – to chyba istotniejsze – nikt o zdrowych zmysłach nie robi tego dla podziękowań. Polacy, którzy wspierają Ukrainę, robią to, bo jest to po prostu słuszne. Bo chcą wesprzeć opór przeciw brutalnej i bezwstydnej sile, która napadła na naszego sąsiada. Bo – jeśli ktoś bardzo lubi transakcyjny język, to niech mu będzie – to wsparcie jest w naszym interesie.
Rosyjski imperializm, jak wiele razy w historii, zagraża także nam i nawet mówi o tym wprost, nie ukrywa swoich zamiarów (w OKO.press pisze o tym regularnie Agnieszka Jędrzejczyk w cyklu „Goworit Moskwa”).
Ukraińcy od wielu lat gigantycznym ludzkim kosztem (przy którym finansowe koszty naszego wsparcia są naprawdę niewielkie) osłabiają tę bestię i powstrzymują jej marsz na zachód. Ty my powinniśmy dziękować im.
Tymczasem wracamy do naszego odcinka serialu „Trudne sprawy”. Karol, l. 42, nie czuje się doceniany. W każdym razie jako kolektywny Polak.
„Polacy odnoszą wrażenie, co zyskuje także wyraz w badaniach sondażowych, ale też w ogólnej atmosferze, że nasz wysiłek czy wielowymiarowa pomoc Ukrainie po rozpoczęciu inwazji nie spotkały się z należytym docenianiem i zrozumieniem” – mówił Karol Nawrocki podczas wspólnej konferencji z Wołodymyrem Zełenskim w piątek 19 grudnia 2025.
Problem w tym, że tę „ogólną atmosferę”, poza armią rosyjskich botów w polskim internecie, tworzą właśnie politycy sugerujący ukraińską niewdzięczność. „Czasami mamy poczucie w Polsce, że nie wszyscy Ukraińcy doceniają nasz wysiłek, czasami Ukraińcy mają poczucie, że u nas nastroje stały się trochę mniej proukraińskie” – mówił tego samego dnia Donald Tusk.
To formuła bliźniaczo podobna do tej Nawrockiego. Premier zresztą nie pierwszy raz uderza w ten ton, niedawno mówił o dużych rzekomo ciężarach z tytułu pobytu ukraińskich uchodźców w Polsce. W OKO.press pokazywaliśmy, że Polska jednoznacznie wychodzi na plus, a „ciężarem” są uprzedzenia, które wypowiedź premiera wzmacnia.
Kończy się tak, że uchodźcy z przyfrontowych terenów Ukrainy, którzy wciąż przyjeżdżają do naszego kraju lub robią tu przystanek w dalszej podróży na zachód, coraz mniej mogą liczyć na wsparcie polskich instytucji. Sytuację ratuje heroiczne zaangażowanie organizacji pozarządowych.
Tymczasem już wiadomo, że rząd nie przedłuży ustawy z 2022 roku o pomocy dla Ukrainy. I to nie tylko dlatego, że prezydent zapowiada, że zawetowałby ją.
Bo znów, rząd i Prezydent są tu zgodni: uchodźcy z Ukrainy mają być traktowani jak migranci zarobkowi.
Ukraina zawsze jest wdzięczna Polsce i zawsze będzie wdzięczna i będzie pamiętała te pierwsze dni okrutnej agresji Rosji wobec nas i Ukraina zawsze broniła siebie i broniła sobą Europę” – zadeklarował Zełenski. Mówił to wcześniej wiele razy, ale i tak nie zostało usłyszane.
Nie widać większych szans, że tym razem będzie inaczej.
Ach, i odnotujmy. Nawrocki poza poczuciem niedocenienia wręczył Zełenskiemu coś jeszcze: dwutomowe bogato ilustrowane wydawnictwo IPN „Dokumenty Zbrodni Wołyńskiej”. Po powrocie do Kijowa ukraiński prezydent będzie mógł się oddać lekturze, może oderwie myśli od warkotu dronów Gierań-2.
Dobrze, wylałem swoje złośliwości, to uczciwie będzie przyznać – wizyta Zełeńskiego przebiegła jednak znacząco lepiej, niż można było się spodziewać. Piszą o tym w OKO.press Witold Głowacki i Agata Szczęśniak:
Choć wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie była ważna, chwilę przed nią zdarzyło się coś dużo ważniejszego.
19 grudnia po niemal 16 godzinach obrad przerywanych jedynie na krótkie posiłki, w tym pięciu godzinach w zamkniętym pomieszczeniu bez telefonów i kontaktu ze światem, przywódcy państw UE osiągnęli porozumienie w sprawie pomocy finansowej dla Ukrainy na najbliższe dwa lata. A pieniądze są potrzebne, i to pilnie.
„Robimy wszystko, aby w jak największym stopniu utrzymywać się sami i zmniejszyć obciążenie dla międzynarodowych partnerów. Ale bez ich pomocy nie damy rady” – mówi Krystynie Garbicz ukraińska ekonomistka Ołeksandra Myronenko.
Europejskie porozumienie zakłada pożyczki dla Ukrainy finansowane ze wspólnego, europejskiego długu, a nie tzw. pożyczki reparacyjnej opartej na zamrożonych w UE rosyjskich aktywach. Ten drugi plan (w istocie plan A) się nie powiódł z wielu powodów, ale w tej chwili jest to mniej istotne.
Ważne jest co innego.
Po pierwsze, rosyjskie aktywa zostały w ubiegłym tygodniu zamrożone na stałe (wcześniej zamrożenie wymagało przedłużaniu co pół roku).
Po drugie, Ukraina dostanie europejskie wsparcie.
Żadna z tych decyzji nie jest porażką Europy. I żadna nie jest dobrą wiadomością dla Rosji, choć propaganda putinowska i jej europejscy pomocnicy będą to tak przedstawiać.
Nie dajmy się nabrać.
