CELEBRITY
Królewskie frytki za 10 zł. Harry zaskoczył w Medyce. “Nie wiedzieliśmy, że to książę”

Nie w Londynie, nie w pałacu Buckingham, ale na Podkarpaciu! Książę Harry zatrzymał się tuż przy granicy w Medyce i zamówił… zwykłe frytki. Brytyjskie gazety miały tylko zdjęcie, które obiegło świat. “Fakt” odnalazł budkę z szybkim jedzeniem i jej właścicieli. — To był najbardziej znany klient, o jakim… nie wiedzieliśmy, że go mamy — mówią z niedowierzaniem.
Medyka, parking przed granicą. Z pozoru zwykły food truck: czarne auto z dużym żółtym napisem FOOD TRACK (dokładnie, “TRACK”, a nie “TRUCK”). To właśnie tutaj, 11 września, książę Harry zamówił frytki i zjadł je, stojąc w deszczu z grupą współpracowników.
Food truck prowadzi kuzynostwo: Damian Drozdów i jego kuzynka Ela Krupa, która pełni rolę menedżerki. — Na zmianie była pracownica, nie ja. Dowiedziałam się o wszystkim, dopiero kiedy pojawiło się zdjęcie w brytyjskiej prasie. Koleżanka była w szoku. “Jak to książę?! Przecież on zamówił tylko frytki?!” — opowiada Ela.
Jak wspomina, dopiero zapis z kamer rozwiał wątpliwości. — Faktycznie, to był on. Nasi znajomi z niedowierzaniem pytali, czy to możliwe. A my naprawdę nie wiedzieliśmy, kogo obsługujemy — dodaje.
Frytki bez keczupu
Harry pojawił się tuż przed zamknięciem, około 20.45. Zamówienie złożył jeden z jego współpracowników — po angielsku, jak wielu wolontariuszy przewijających się przez Medykę. Poprosił o zwykłe frytki dla księcia, bez sosów, a także małe piwo dla kogoś z ekipy. Zapłacił kartą, paragon — jak mówią właściciele — zapewne wciąż widnieje w systemie kasy.
Sam Harry czekał z boku, spokojny, skromny, zupełnie się nie wyróżniał. Obok, przy drugim stoliku, dwóch kierowców TIR-ów jadło kolację i najwyraźniej nie mieli pojęcia, że kilka metrów dalej stoi członek brytyjskiej rodziny królewskiej. Nikt nie robił selfie, nikt nie prosił o autografy. — Koleżanka z obsługi była zajęta porządkami, więc nawet nie od razu zauważyła, kto stoi przy stoliku — wspomina pan Damian.
Był też fotograf, który uwiecznił całą scenę. Chwilę później ekipa wsiadła do samochodów i odjechała w stronę stacji, skąd mieli ruszyć nocnym pociągiem do Kijowa.
Książę Harry w Polsce! O północy zajadał się śmieciowym jedzeniem z food trucka
Napis, który rozbawia Anglików
Nad okienkiem food trucka widnieje napis “FOOD TRACK”. Dla Polaków różnica niewielka, ale Anglicy od razu to zauważają i mają z tego wielką frajdę. “Truck” po angielsku to samochód dostawczy, czyli klasyczne określenie dla budek z jedzeniem. A “track”? To już ścieżka albo tor. Zamiast ciężarówki z jedzeniem wyszła więc… “ścieżka jedzenia”. — Koleżanka kiedyś źle napisała, ale tak zostało. Teraz mówimy, że to nasza nazwa i znak rozpoznawczy — opowiada Ela. — Zatem często słyszymy: Hej, macie tu “A” zamiast “U”! A my tylko się śmiejemy: wiemy, wiemy…
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że także książę Harry zerknął na tę tablicę i uśmiechnął się pod nosem
Właściciele przyznają, że są w szoku. — Może wprowadzimy do menu “frytki księcia Harry’ego?” Kosztują tylko 10 zł. To produkt od sprawdzonego dostawcy, nie kroimy ich sami, ale smakują naprawdę dobrze — żartuje Damian.
Na razie food truck pracuje codziennie do późnego wieczora. — Ludzie przyjeżdżają do nas nawet z Przemyśla, bo wiedzą, że jest świeżo i smacznie. Jeśli książę jeszcze kiedyś do nas zawita, poczęstujemy go burgerem albo zapiekanką. Wierzymy, że wróci, bo klienci do nas wracają — dodaje Ela.
Rodzina już zdążyła pochwalić się historią na Facebooku. — Reakcja była niesamowita. Ludzie piszą, nie dowierzają, że książę Harry zatrzymał się właśnie u nas! — przyznaje menedżerka.
Zobacz także: Przełom w relacji księcia Harry’ego i króla Karola. Monarcha w końcu zobaczy wnuki