Connect with us

CELEBRITY

Kompromitacja Adamka. Odpowiedział Michalczewskiemu

Published

on

Chciałbym pożegnać się w ringu – mówi Tomasz Adamek. Były mistrz świata ocenia swoją przygodę we freak fightach i opowiada, co przyniósł na spotkanie z prezydentem RP Karolem Nawrockim.

Tomasz Adamek to były mistrz świata organizacji IBF i IBO w wadze junior ciężkiej oraz WBC w wadze półciężkiej. Po ośmiu latach przerwał emeryturę i stoczył cztery walki, w tym dwie we freak fightach.

W rozmowie z WP SportoweFakty odnosi się do ostrych opinii środowiska i opowiada, czy to już definitywny koniec jego kariery. Adamek mówi też, co wręczył prezydentowi RP Karolowi Nawrockiemu na niedawnym spotkaniu w USA.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Warto było wracać do ringu?

Tomasz Adamek: Gdyby nie Mateusz Borek, a znamy się od wielu lat, to pewnie nie przerwałbym emerytury. Wiadomo, swoje w zawodowym sporcie już zrobiłem, ale cieszę się, że posłuchałem Matiego i miałem okazję jeszcze trochę się poruszać. Znowu poczułem frajdę.

OK, choć pojawiło się sporo głosów ludzi ze środowiska, na przykład pięściarza Dariusza Michalczewskiego czy promotora Andrzeja Wasilewskiego, że – mówiąc delikatnie – skompromitowałeś się walcząc na takim poziomie.

Nielicznym udaje się w tym wieku wchodzić do ringu. A ja dalej dobrze wyglądam, bo sport podtrzymuje młodość. Po prostu dobrze się bawiłem.

Chciałbyś odnieść się do tych komentarzy?

Wiesz… jestem zdrowy, dobrze się czułem, nie miałem kontuzji. To co? Miałem w domu siedzieć i nic nie robić? Postawiłem na ruch. A co do tych opinii… Oni patrzą na mnie, że mam tyle lat, jestem aktywnym sportowcem i zwyczajnie mi zazdroszczą.

W grudniu skończysz 49 lat.

Przed pojedynkiem z Roberto Soldiciem miałem plany, by stoczyć, może jedną lub dwie walki więcej, ale przychodzi moment, w którym trzeba powiedzieć stop. Koniec z tym obijaniem głowy. Moja kariera trwała od 1996 roku, czyli 26 lat. To i tak więcej, niż myślałem. Zawsze marzyłem o zdobyciu mistrzostwa świata. Osiągnąłem to dwa razy, nie udało się tylko w wadze ciężkiej. Obliczyłem sobie, z grubsza, ile kilometrów zrobiłem w czasie swojej kariery na samych treningach biegowych. Wiesz, ile mi wyszło?

Ile?

Przebiegłem z Polski do Ameryki i prawie całą trasę powrotną. Średnio na tydzień robiłem 40 kilometrów. Do tego dochodził boks, tarcze, sparingi. Nigdy nie migałem się od pracy, a w ostatnim czasie też dużo z siebie dałem. W każdym razie: powrotu i walk we freak fightach nie żałuję.

I dziękuję za to Bogu. Zarobiłem trochę pieniędzy za walki i co najważniejsze: nie straciłem.

Jak oceniasz swoją ostatnią, przegraną walkę z Soldiciem?

Przepracowałem pełne osiem tygodni, byłem przygotowany. Zawsze masz z tyłu głowy, że możesz otrzymać cios, po którym przegrasz walkę. Tak się stało. Dziękuję Bogu, że mam zdrowie, a to najważniejsze. Śmieje się, że pamiętam jeszcze pieniądze z pierwszej komunii świętej. Komputer, czyli głowa, dalej dobrze pracuje.

Po ostatniej gali stwierdziłeś, że czas zejść ze sceny. Podtrzymujesz, że to definitywny koniec twojej kariery?

Jeszcze nie rozmawiałem z Matim Borkiem, ale być może w przyszłym roku zrobię kilka rund na oficjalne pożegnanie? Nie jest powiedziane, że tak się stanie, ale pomyślałem, że fajnie byłoby zakończyć karierę w ringu, wziąć mikrofon do ręki, podziękować wszystkim za całokształt, za kibicowanie. Ludzie przyjeżdżali na moje walki z Anglii, Irlandii, USA. Mówię o dziesiątkach osób. Dla mnie polscy kibice są najlepsi i lepszych nie będzie.

Dalej nie brakuje chętnych do sprawdzenia się z tobą, mówi o tym na przykład Marcin Najman.

Na emeryturze dorobiłeś natomiast kilka milionów złotych.

Oj, przestań. Najman nie nadaje się do żadnego sportu. Można różne rzeczy mówić, wykrzykiwać. On wie, że na walce ze mną zarobiłby spore pieniądze, ale uspokoję: takiej możliwości nie dostanie.

Wróciłeś już do USA i w ostatnim czasie miałeś okazję spotkać się z prezydentem RP Karolem Nawrockim podczas jego wizyty Stanach.

Nie mogłem przegapić takiej okazji. Spotkaliśmy się w “amerykańskiej Częstochowie” w Doylestown. Wręczyłem prezydentowi rękawice z jednej z moich walk. Prezydent zrobił duże oczy, był zaskoczony. Powiedziałem: “Prezydencie, może przydadzą się w polityce”. Aż żona mnie później pytała, co ja takiego zrobiłem, że prezydent tak się śmiał. Odpowiedział krótko: “W niektórych sytuacjach by się przydały”. A za chwilę dodał: “Jeżeli będziesz w Warszawie, proszę dzwonić, umówimy się na trening”. To będzie dla mnie zaszczyt odwiedzić prezydenta w Pałacu.

Na naszych łamach deklarowałeś już chęć treningu z prezydentem.

I to podtrzymuję. W każdej chwili mogę prezydenta trochę poduczyć. Raczej nie będziemy sparować, prezydent chyba nie jest aż takim wojownikiem, by walczył ze mną na sto procent. Ale na pewno udzielę mu kilku wskazówek.

Chciałbym wrócić jeszcze do jednej kwestii. Miałem ostatnio małą wpadkę przed swoją walką z Soldiciem. W szatni odwiedził mnie Daniel Nawrocki. Nie wiedziałem, że nie jest biologicznym synem prezydenta. Przyznałem, że jest “podobny do ojca”, bo tak mi się wydawało. Nie znałem tej historii, żyję w USA od 2008 roku. Ludzie pisali w komentarzach, co ja wygaduję. Byłem skoncentrowany przed walką, powiedziałem tak trochę z rozpędu, bez zastanowienia. W każdym razie: nikt się nie obraził. Miło było poznać obu panów.

Teraz wracasz do życia na emeryturze?

Trenowałem, to żona musiała o wszystko dbać. Powiedziała mi ostatnio: “Wracasz do normalnego życia, nikt ci nie będzie robił śniadania”.

Wspominałeś, że żona nie była zachwycona twoim powrotem do ringu.

W przyszłym miesiącu 12 października obchodzimy 29. rocznicę małżeństwa. Zawsze powtarzam: żony trzeba słuchać, ale swoje trzeba robić.

rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin