CELEBRITY
Absolutny kosmos w Częstochowie!

W zaległym spotkaniu 6. kolejki PKO Ekstraklasy Raków Częstochowa zremisował z Lechem Poznań 2:2, choć do przerwy przegrywał już 0:2. Nie zabrakło emocji związanych z anulowanymi bramkami przez VAR i czerwoną kartką dla gości.
Początek meczu nie należał do ekscytujących, ale nikt nie spodziewał się, że pójdzie to w takim kierunku. Obie drużyny miały problem z zawiązaniem jakiejkolwiek składnej akcji, nie wspominając o strzałach na bramkę. Lepiej prezentowali się mistrzowie Polski i wydawało się, że to oni zasłużyli na prowadzenie.
Pierwszy kwadrans zakończył się golem, ale dla Rakowa. Piłkę do siatki skierował z bliskiej odległości Ivi Lopez, ale sędzia liniowy od razu wskazał pozycję spaloną. Analiza VAR trwała dobre kilka minut i ostatecznie potwierdziła decyzję o anulowaniu bramki. Dla Lecha był to sygnał ostrzegawczy.
Podopieczni Nielsa Frederiksena nie wyciągnęli szybkich wniosków. Inicjatywa wciąż była po stronie gospodarzy, którzy mogli trafić ponownie, lecz tym razem Imad Rondić zmarnował doskonałe dośrodkowanie i uderzył głową obok bramki.
Paradoksalnie po pierwszym kwadransie analizowano bramkę dla Rakowa, choć lepiej wyglądał wówczas Lech. Gdy w drugich piętnastu minutach bliżej gola był Raków, trafieniem odpowiedzieli zawodnicy “Kolejorza”. Do siatki trafił Joel Pereira, który zaskoczył swoją obecnością pod bramką “Medalików” i oddał świetny strzał przy słupku.
Minęło ponad pół godziny, a w statystykach bramka Portugalczyka była jedynym celnym uderzeniem. Zdobyty gol napędził jednak gości, którzy w tamtym momencie całkowicie zdominowali swoich przeciwników.
Do końca pierwszej połowy Lech trafił do siatki kolejne trzy razy, ale dwukrotnie VAR anulował zdobycze “Kolejorza”. Najpierw przy rzucie rożnym, gdy uderzał Alex Douglas, bo uwagę bramkarza absorbował najwyżej wysunięty Timothy Ouma. Druga sytuacja to gol Mikaela Ishaka, przy którym także okazało się, że był spalony.
Dopiero bramka Luisa Palmy w doliczonym czasie gry została zdobyta prawidłowo. Honduranin wydostał się za linię obrony Rakowa, minął jednego z rywali i pewnym uderzeniem pokonał bezradnego golkipera “Medalików”. Ten gol był zdecydowanym potwierdzeniem tego, że Lechowi po prostu się należało.
To, co los dał mistrzom Polski w pierwszej części meczu, po zmianie stron błyskawicznie zabrał. Lech już po kilku minutach od rozpoczęcia drugiej połowy był zmuszony grać w dziesięciu. Bohater z pierwszej połowy, czyli Luis Palma ostrym wślizgiem zaatakował Zorana Arsenicia. Pomocnik początkowo obejrzał żółtą kartkę, ale sędzia po obejrzeniu powtórek zmienił kolor kartki i wykluczył zawodnika z gry.
Nie trzeba było długo czekać na kontaktowego gola, ale mało kto spodziewał się, że padną aż dwie bramki w odstępie trzech minut. Najpierw z rzutu rożnego trafił Peter Barath, a już po chwili sędzia podyktował rzut karny po faulu Alexa Douglasa. Do siatki skierował piłkę Ivi Lopez i przed końcowym fragmentem meczu na tablicy wyników widniał już remis.
Lech całkowicie się pogubił. Podopieczni Marka Papszuna odebrali gościom wszystkie argumenty i postawili wszystko na jedną kartę. Na kilka minut przed końcem do siatki trafił Jonatan Brunes, ale jego gol także trafił na listę tych nieuznanych. Mimo wielu sytuacji, “Medalikom” nie udało się przełamać mistrzów Polski.
Remis wydaje się być sprawiedliwym odzwierciedleniem tego meczu, choć Raków może czuć niedosyt, bo po przerwie zrobił wszystko, by sięgnąć po pełną pulę.