CELEBRITY
Bartosz Kurek nie gryzł się w język. Tak Polacy przywitali kadrę siatkarzy

Polscy siatkarze wrócili do kraju po zakończonych mistrzostwach świata, choć ich powitanie znacznie różniło się od tego, jak celebrowane były osiągnięcia ich rywali. Po wylądowaniu na warszawskim Okęciu czekała na nich zdecydowanie mniejsza grupa kibiców niż po powrocie ze złotem Ligi Narodów na początku sierpnia. — Dedykuję ten medal wszystkim krytykującym i bardzo ostro oceniającym nasz występ w mistrzostwach świata — mówi Bartosz Kurek, kapitan reprezentacji Polski.
Więcej ciekawych rozmów znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Nieprzebrane tłumy na lotnisku, tysiące osób na głównym placu w stolicy i przejazd odkrytym autokarem na wielką fetę z kibicami — tak wyglądało wtorkowe przywitanie medalistów siatkarskich mistrzostw świata. Tylko mowa tu nie o reprezentacji Polski, a o Bułgarach, którzy tego dnia wrócili do kraju witani jak bohaterowie. To, co działo w stolicy Bułgarii, można porównać do szaleństwa, jakie pod koniec 2006 r. zapanowało po zdobyciu przez Polaków wicemistrzostwa świata. Tamto srebro było dla Biało-Czerwonych jak złoto po latach oczekiwań na sukces reprezentacji Polski, i tak samo dla Bułgarów srebro wywalczone w Manili jest dziś symbolem odradzającej się potęgi. Oni na krążek imprezy mistrzowskiej czekali od 2009 r. i brązu czempionatu Starego Kontynentu z Izmiru, zaś na podium mundialu wrócili po 19 latach (3. miejsce).
Zresztą we wtorkowe południe siatkarzy wracających z brązem mistrzostw świata witało grono może 200 kibiców, podczas gdy dwa miesiące wcześniej ta grupa była zdecydowanie liczniejsza, kiedy kadrowicze wracali do Polski ze złotem Ligi Narodów. Co ciekawe, przed wtorkowym przylotem siatkarzy do kraju, na jednej z grup facebookowych miało pojawić się ogłoszenie o… poszukiwaniu statystów na powitanie drużyny na Okęciu. Czyżby ktoś obawiał się, że niedosyt w kibicach będzie tak duży, a pora niesprzyjająca temu, żeby ludzie wyszli z pracy lub szkoły i pojawili się na lotnisku?
Dziś brąz mundialu jest ósmym z rzędu medalem zdobytym pod wodzą trenera Nikoli Grbicia, z którym Biało-Czerwoni nie schodzą z podium wielkich imprez jako jedyny zespół ze ścisłej światowej czołówki. Oczekiwania drużyny zawsze sięgają złota, podobnie jak trenera Grbicia, który ani jako zawodnik, ani jako trener nie zdobył jeszcze tytułu mistrza świata.
Czytaj także: Blacha to blacha, ale trudne pytania pozostają. Oto lista na długie jesienne wieczory
Taka jest naturalna kolej rzeczy, że kiedy wygrywa się dany turniej, to otoczka medialna tego sukcesu jest większa. Co nie zmienia faktu, że kibice, tak czy siak, przyszli nas przywitać na lotnisku, za co ogromnie im dziękujemy. Tak samo, jak jesteśmy wdzięczni wszystkim tym, którzy polecieli na Filipiny. Aż trudno mi sobie uzmysłowić, że byli w stanie ruszyć za nami na drugi koniec świata. Z tego, co rozmawiałem z kibicami, Manila nie jest wyjątkowo atrakcyjną destynacją pod względem turystycznym, tym bardziej w porze deszczowej. Ogromny szacunek dla tych osób, że były w stanie poświęcić swój czas i pieniądze, aby nas tam wspierać — mówi przyjmujący reprezentacji Polski Kamil Semeniuk, dla którego brąz z Filipin to już 10. medal zdobyty z kadrą.
Szkoda, że turniej zakończył się bez wielkiego happy endu, ale mamy medal. Otrzymaliśmy wiele gratulacji od kibiców także na miejscu, więc ten odzew jest pozytywny. Wiadomo, że znajdą się osoby, które będą krytykować i mają do tego prawo. My robimy swoje i chcemy zdobywać kolejne medale. Jesteśmy jedyną dyscypliną, jaka może pochwalić się tym, że z każdej imprezy przywozi krążki — dodaje Semeniuk.
Żona Kurka przygotowała niespodziankę dla męża. Ten napis mówi wszystko
Kibiców na lotnisku było dość mało, a większość witających stanowiły rodziny zawodników. Na Bartosza Kurka czekała jego żona Anna, która przygotowała nawet specjalną tabliczkę z napisem: “Bartozy najlepszy na świecie”. Ukradkiem zostawiła ją nawet na krześle, na którym później zasiadł jej mąż podczas konferencji prasowej zorganizowanej w hotelu tuż przy lotnisku. Kurek zdobył 17. medal z reprezentacją Polski i choć znakomicie prezentował się na początku turnieju, to na najważniejsze spotkania — półfinał i mecz o brąz nie był gotowy. Podejrzenie naderwania mięśnia brzucha doprowadziło do jego absencji w kluczowym momencie, co mocno wpłynęło na mental drużyny.
Dlatego odpowiedź kapitana Biało-Czerwonych na pytanie jednego z dziennikarzy dotyczące tego, o czym będzie przypominał mu ten medal, była mocno wymowna.
przywozi medal, to ten brąz z Filipin wywołał skrajne reakcje. Podczas gdy u kibiców, a nawet części drużyny wywołuje to niedosyt, to już serbskie media, opisując osiągnięcie polskich siatkarzy, nazywają Grbicia “mistrzem” i “legendą”, która po raz kolejny poprowadziła Polaków do medalu. Co na to sam trener?
— Ten medal zyska na wartości za kilka dni. Teraz jestem zmęczony i rozczarowany, bo złoto mistrzostw świata jest jedynym medalem, którego wciąż nie mam w swoim dorobku. Jako zespół, sztab i federacja robiliśmy wszystko, aby to złoto zdobyć. Wiedzieliśmy, że w półfinale przyjdzie nam się mierzyć z Francją lub Włochami i czeka nas trudna przeprawa. Dalej mamy ambicje, żeby wygrywać każdy turniej. Podsumowując cały sezon, mogę być szczęśliwy, że mimo tylu zmian w składzie kończymy go złotem Ligi Narodów i brązem mundialu — podkreśla trener Grbić.