Burza w sprawie snusów Karola Nawrockiego. Szef kancelarii dostał pytanie o odwyk prezydenta

Po wizycie Karola Nawrockiego w siedzibie ONZ, w Polsce znów głośno zrobiło się o uzależnieniu prezydenta od tzw. snusów nikotynowych. Sprawę skomentował w RMF FM szef prezydenckiej kancelarii Zbigniew Bogucki. — To nie jest substancja zabroniona. To nie są narkotyki ani dopalacze — mówił. Tomasz Terlikowski zapytał jednak wprost o ewentualną terapię prezydenta.

W poniedziałek w Nowym Jorku Karol Nawrocki brał udział w uroczystości upamiętniającej 80. rocznicę utworzenia Organizacji Narodów Zjednoczonych. Kamery zarejestrowały, jak w pewnym momencie prezydent wziął od współpracownika pudełko, a potem ukradkiem coś zażył. Gest ten przypominał znane już wcześniej zachowania Nawrockiego, kiedy — jak przyznał — przyjmował woreczki nikotynowe. W sieci ponownie zawrzało z powodu zachowania głowy państwa.

Bogucki: burza w szklance wody
Zbigniew Bogucki stwierdził w RMF FM, że całe zamieszanie odbiera jako “burzę w szklance wody”. — To nie jest substancja, która jest zabroniona. To nie są narkotyki ani dopalacze, jak próbowano oszukiwać w czasie kampanii wyborczej. To są saszetki nikotynowe, które dostępne są w wielu punktach — powiedział.

Prowadzący audycję Tomasz Terlikowski wskazał, że to niezdrowa substancja i wizerunkowo saszetki nie służą prezydentowi. — Nie służą, ale prezydent robi tyle innych dobrych rzeczy, że to nie ma żadnego znaczenia — ocenił Bogucki.
— Czy prezydent pójdzie na odwyk i terapię, która wyleczy go z uzależnienia? — zapytał wprost Terlikowski.

— To jest decyzja pana prezydenta. Osobiście nie palę papierosów ani nie zażywam saszetek, nie jestem więc obiektywny. Trudno mi się na ten temat wypowiedzieć. Robimy swoje. To nie ma żadnego znaczenia. Dyskusja o tym snusie ma być przykryciem tej wielkiej kompromitacji pana Bosackiego i rządu. O tym cały czas jest mowa — odpowiedział Bogucki, nawiązując do wystąpienia wiceministra w ONZ, gdzie pokazywał on uszkodzenia domu w Wyrykach po rosyjskiej prowokacji nad Polską. Później dopiero okazało się, że w dom najprawdopodobniej uderzyła rakieta z holenderskiego F-35, maszyny broniącej polskiego nieba, nie zaś rosyjski dron, których wiele wleciało wówczas na teren naszego kraju