Connect with us

CELEBRITY

Coś szumi w rurach. Saszy wydaje się, że to kury rechoczą

Published

on

Cały dzień zbierali zdychy. Pobudka o czwartej, powrót o 18. Rozbierają się w korytarzu, żeby nie zanieść pcheł do łóżka. Sąsiedzi nie wytrzymują i zapalają kadzidełka.

Huk kilkudziesięciu tysięcy ptaków dziobiących pokarm i wyjących z bólu. Niektóre umierają na jego oczach z jajkami uwięzionymi w kloakach; inne kury gniją i pęcznieją tygodniami na górnych poziomach kurników. Przypominają fioletowe balony, z których przy dotknięciu kapie śmierdząca wydzielina.
Do dziś się zdarza, że tamto powraca i nakłada się na codzienność.

To było piekło. Prawdziwe piekło – dodaje Oksana Osadczuk.

Oboje wzięli udział w śledztwie Otwartych Klatek. W maju i czerwcu 2023 r. przepracowali 37 dni w Wiosce w Wielkopolsce na fermie jajek należącej do Ferm Drobiu Woźniak Sp. z o. o. To największy producent jaj w Unii Europejskiej.

Pierwszy raz rozmawiamy na początku lipca. Dwa ostatnie tygodnie Oksana spędziła na spaniu i wizytach u fizjoterapeuty.

– To przez ręce – robi pauzę, patrząc na dłonie. – Nie do końca zginam palce.
Powie to samo, gdy spotkamy się po raz drugi, na początku sierpnia.

Przez te 37 dni na fermie nagrali prawie 900 plików wideo i zrobili setki zdjęć. – Materiał jest absolutnie wstrząsający. Nie da się go zapomnieć – ocenia Bogna Wiltowska, szefowa działu śledczego Otwartych Klatek, która koordynowała śledztwo Oksany i Saszy.

W sobotę 9 września Otwarte Klatki złożyły do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, do którego mogło dojść na fermie w Wiosce.

Trędowaci
Oksana urodziła się w Tadżykistanie. Miała kilka lat, kiedy po upadku ZSRR jej rodzice przeprowadzili się do Ukrainy. Współpracowała tam z organizacjami zajmującymi się walką o prawa zwierząt – m.in. z ukraińskim oddziałem Otwartych Klatek. Poznała Saszę. Musiał uciekać z Mińska po zamieszkach, które wybuchły po sfałszowanych wyborach prezydenckich. Z Ukrainy wyjechali wspólnie. Sasza pochodził z kraju współagresora, miał więc problem z przedłużeniem pobytu. Przyjechali do Polski.

Mieli tu znajomych, wśród nich – pracowników Otwartych Klatek. Stowarzyszenie zaproponowało im udział w śledztwie na fermie Woźniaka w Wiosce.

Ogłoszenie znaleźli w internecie. 18,50 zł netto za godzinę (w rzeczywistości dostali dwa złote więcej). Obowiązki: opieka nad drobiem, wdrażanie środków zapobiegawczych w leczeniu ptaków, utrzymywanie czystości na terenie fermy, przestrzeganie zasad bezpieczeństwa i higieny pracy.

Wymagania: odpowiedzialność, uważność, schludność, bez zmian nocnych, 12 godzin dziennie (na miejscu dowiedzieli się, że będą pracować o dwie godziny krócej).

Dodzwonili się do rekrutera. Przekierował ich do agencji pracy Kono. W Wiosce mieli stawić się 9 maja 2023 r. Mogli zamieszkać na terenie fermy (18 zł na noc) w pokoju dla par, ale że ten był zajęty, to pozostało im spanie w pokojach wieloosobowych (15 zł za noc). Zdecydowali, że wynajmą coś poza fermą. Lokal dzielili z sezonowymi pracownikami zatrudnionymi w innym miejscu.

Z czasem widywali ich coraz rzadziej. Kiedy wracali z pracy, tamci zamykali swój pokój i palili kadzidła. – Nie podobał im się nasz smród. Czuliśmy się jak trędowaci – wspomina Sasza.

Wkrótce zaczęli tracić węch. – Wiosna w pełni, prawie lato, a my po tygodniu przestaliśmy czuć kwiaty – wspomina Oksana.

Smród gnijących kur będą czuć do końca pobytu na fermie.

Ani przed początkiem pracy, ani w jej trakcie nie zobaczyli swoich umów. Nie wiedzieli więc, jakie prawa im przysługują, czy są ubezpieczeni, czego dokładnie się od nich wymaga. – Wielu pracowników było w podobnej sytuacji – mówi Oksana.

Po umowy zgłosili się miesiąc po ostatniej zmianie. Ponawiali prośbę przez kilka dni, aż w końcu Kono przysłało dokumenty.

Pierwszego dnia na fermie nikt na nich nie czekał. Kierownictwo zdawało się nie wiedzieć, że się pojawią. Nie przeszli szkoleń z obsługi maszyn, zasad BHP, bioasekuracji, choć Woźniak na swojej stronie internetowej i w raportach zrównoważonego rozwoju pisze, że to obowiązek każdego pracownika. Nie przygotowano dla nich ubrań roboczych. Pierwsze dwa dni przepracowali we własnych trampkach i dresach.

Kij, butelka, trupowózek
Nowe koleżanki pokazały Oksanie, jak włącza się i wyłącza maszynę do sortowania jajek.
Miałam szczególnie uważać na jajka z jedenastego

kurnika, bo szły na eksport. I to by było na tyle, jeśli chodzi o szkolenie – wspomina Oksana.

Pracujące przy taśmie kobiety były różnego wzrostu. Jedne stały na palcach, inne musiały się pochylić, żeby sięgnąć jajek. Oksana zauważyła, że od czasu do czasu z rąk wypadają im różne przedmioty. Nie zwracały na to uwagi.

– Jak przyjdzie miesiączka, to załóż sobie pod kombinezon drugie spodnie, bo będziesz je tam miała. Reagują na krew – usłyszała Oksana.

– O czym mówisz? – dopytała.

– O mendach. Pchłach.

Myślała, że to żart.

Sprawdzała, czy jajka mają twardą skorupkę, idealny kształt, czy nie ma na nich fekaliów lub krwi. Jeśli były OK, dostawały pieczątki. Gdy coś jej bardzo w jajku nie pasowało, wyrzucała je do kosza. Zdarzało się też, że jajko było tylko trochę dziwniejsze, wtedy odkładała je na osobną sortownicę. – Nikt nie wiedział, dokąd te jajka potem jadą – opowiada Oksana.

Następnie sortowała jajka z dziesiątego i dwunastego kurnika. Robiła to mniej starannie, kształt i zabrudzenia w tym wypadku nie były ważne. – Powiedzieli, że to na makaron, więc spoko. Te jajka nie dostawały pieczątki – mówi Oksana.

Wkrótce dowiedziała się, że sortowanie to elitarne zajęcie zarezerwowane przede wszystkim dla Polek. Robiła to więc rzadko. Częściej, jak inne Ukrainki, czyściła taśmociągi z fekaliów i ciał martwych ptaków, sprzątała korytarze, wymieniała filtry przepełnione gnojem i pomagała w zbieraniu zdychów.

Zdychy to główne zadanie Saszy.

Kij, butelka, wózek.

– Trupowózek – doprecyzowuje Oksana.

Sasza wkłada butelkę na kij. Wózek to prosta konstrukcja, parę zespawanych rurek i kilka desek. Jak do malowania. Wchodzi na wózek, odpycha się ręką od klatek i stuka o nie kijem. Kury rozbiegają się spłoszone, ale co jakiś czas jakaś zostaje. Sasza otwiera klatkę i wrzuca tę kurę na wózek. Gdy zbierze ich więcej, przerzuca na taczkę i jedzie do kontenera oddalonego od fermy o kilkanaście metrów. Tam zdychy czekają na przyjazd wanny, jak na fermie mówi się na samochód firmy zajmującej się utylizacją martwych ptaków.

Kurniki mają po 110-120 metrów długości. Na całej fermie w Wiosce jest ich 12. Siedem z klatkami (jajka oznaczone symbolem “3”), pięć z wolierami – tak nazywa się chów ściółkowy (jajka oznaczone symbolem “2”). W sumie we wszystkich kurnikach w jednym czasie może przebywać 988 400 kur. Prawie milion

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin