CELEBRITY
– Dawano mi do zrozumienia, że nie chcą kogoś takiego jak ja. Osoby, której nie wszystko w Kościele bezdyskusyjnie się podoba. Mówiłem innym księżom, co myślę. Że żrą, leniuchują i bawią się w barokowe rytuały, wzbudzają w wiernych poczucie winy i jeszcze każą sobie za to płacić. Więcej w komentarzu 👇👇👇
Zrozumiałem, że na Kościele życie się nie kończy. Odkryłem, że istnieje coś o wiele lepszego i piękniejszego. Religia przestała być dla mnie ważna – mówi Robert Samborski, autor książki “Kościoła nie ma. Wspomnienia po seminarium”.
Robert Samborski (Jakub Szafrański)
*Przypominamy jeden z najchętniej przez Was czytanych artykułów Weekendu.
Pisze pan w swojej książce, że Kościoła dla pana już nie ma. Ale przecież przez wiele lat był on ważną częścią pańskiego życia.
Pochodzę z rodziny katolickiej. W moim otoczeniu nie było ateistów. Przyjmowałem sakramenty i chodziłem na religię, oazę, byłem ministrantem. Innej rzeczywistości nie było. Na to nałożyła się moja orientacja, z której wtedy nie zdawałem sobie sprawy. A skoro nie interesowałem się dziewczynami, wszyscy mówili: masz powołanie do kapłaństwa.
I poszedł pan do seminarium, jednak po sześciu latach pan odszedł. Przez cztery kolejne był pan diakonem w niewielkiej parafii, ale i z tego pan zrezygnował. Może pan podać powody?
Żeby się uwolnić. Dawano mi do zrozumienia, że nie chcą kogoś takiego jak ja.
Osoby, której nie wszystko w Kościele bezdyskusyjnie się podoba. Mówiłem innym księżom, co myślę. Że żrą, leniuchują i bawią się w barokowe rytuały, wzbudzają w wiernych poczucie winy i jeszcze każą sobie za to płacić. Ja funkcjonowałem inaczej. Pracowałem jako ogrodnik i jako stolarz, a w wolnym czasie chodziłem z młodzieżą na imprezy i koncerty rapowe.
Rzeczywiście odważnie! A jak by pan w takim razie skomentował najnowszy film Marcina Gutowskiego “Franciszkańska 3”? Jego autor skupia się na dowodach, które mają potwierdzać, że gdy Wojtyła piastował stanowisko krakowskiego kardynała, stykał się z problemem pedofilii w Kościele. Jednak nie opowiadał się po stronie ofiar, tylko wspierał księży.
Obawiam się, że będziemy mieli kolejną odsłonę wojny o to, jak nazwać ulicę, czy postawić, czy usunąć pomnik itd. A w tym czasie jakieś dziecko idzie na religię i zbrodniarz w sutannie planuje, jak je skrzywdzić. Gdy już do tego dojdzie, to nie pomogą żadne rozliczenia przeszłości – co się stało, to się nie odstanie. Na to kierowałbym uwagę ludzi, a nie na kogoś, kto od 17 lat nie żyje. Lepiej jest zapobiegać niż leczyć, a ran zadanych dziecku przez księży leczyć się nie da.
To jedyny poza katolickim Kościół chrześcijański, który działał blisko mnie. Chciałem zerwać wszelkie więzi z Kościołem katolickim, a jednocześnie nadal byłem wierzący. Przejście do innego Kościoła wiąże się w Kościele katolickim z automatyczną ekskomuniką. To dużo skuteczniejsze niż apostazja, bo ta nie ma umocowania w prawie kanonicznym. W ten sposób w 2013 roku ostatecznie pożegnałem się z Kościołem katolickim.
Po pierwsze: śpiew. W Kościele ewangelickim śpiewa się wszystkie zwrotki pieśni ze śpiewnika. Po drugie: brak kolorowych szmatek, ornatów, kadzideł, świeczek i całej tej oprawy w świątyniach. Wierni skupiają się na modlitwie i Biblii. Po trzecie: proboszcz parafii w niedzielę odprawia nabożeństwo, a poza tym ma rodzinę. Można do niego przyjść w tygodniu, napić się herbaty, porozmawiać z innymi parafianami.
Wreszcie: w Kościele ewangelickim nazywa się grzechem tylko to, co za grzech uznaje Biblia. Skoro zatem nie ma w niej nic o aborcji czy antykoncepcji, to ksiądz nie czuje się upoważniony, by o nich mówić. Zostawia te kwestie sumieniu wiernego. Duchowni ewangeliccy dystansują się też od polityki.
Także wierni w Kościele ewangelickim kompletnie inaczej podchodzą do swojej wiary.
Stojący na czele tego Kościoła biskup ma raczej funkcję reprezentacyjną. O sprawach Kościoła decyduje konsystorz, czyli swego rodzaju parlament, który w ogromnej większości tworzą wierni. To oni na przykład zdecydowali jakiś czas temu, że na duchownych można także ordynować kobiety. Także wybór proboszcza należy do wiernych. Ksiądz raz do roku rozlicza wszystkie wpływy i wydatki przed radą parafialną i ogłasza rozliczenie parafianom. Panuje pełna przejrzystość, a wierni mają prawdziwy wpływ na funkcjonowanie Kościoła.
Ale i z tego Kościoła pan odszedł?
Pożegnałem się z nim ostatecznie w 2018 roku, czyli po pięciu latach.
To nie było nagle. To był bardzo długi i delikatny proces. Zgłębiałem w tym czasie już biologię, czytałem o prawie doboru naturalnego i ewolucji. Zrozumiałem, że nie da się tej wiedzy pogodzić z religią. Po raz enty przeczytałem też Biblię i uznałem, że sam fundament chrześcijaństwa jest zły. Chociażby taki nakaz miłości nieprzyjaciół, który przecież jest dla nas niszczący. Pogróżki piekła, autorytaryzm Jezusa, mówienie o miłości tylko w kontekście kary i nakazu. Powoli doszedłem do tego, że jest to dla mnie nie do przyjęcia.
Wiara jest w dużej mierze uzależnieniem. Jej odstawienie nie dzieje się bezboleśnie. Czasem piszą do mnie ludzie, którzy odeszli od wiary i latami nie potrafią się odnaleźć. Poradziłem sobie, ale nie każdy ma tyle szczęścia co ja. A tylko dzięki szczęściu zdołałem się od wiary uwolnić.
Zrozumiałem, że na Kościele życie się nie kończy. Odkryłem, że istnieje coś o wiele lepszego i piękniejszego. To przyroda. Gdy to odkryłem, religia znikła z mojego życia. Stała się czymś kompletnie nieinteresującym. A w przyrodzie wszystko jest fascynujące. Życia nie starczy, by ją dogłębnie zbadać. Niczego mi nie nakazuje, niczego nie zakazuje, za nic mnie nie potępia.
Tak, i to bardzo dokładnie. 22 marca 2015 roku podczas wyprawy w Bory Dolnośląskie. Spotkałem wilka. To było niesamowite – ja sam i on sam. Dzieliły nas tylko trzy metry, patrzyliśmy sobie w oczy. Nie ma nic piękniejszego niż wilk widziany z tak bliska w takich okolicznościach.
To spotkanie dało mi moc do działania. Do tamtej chwili nie wiedziałem, co mam zrobić ze swoim życiem. Dobrze, odszedłem z seminarium, odszedłem z Kościoła i co dalej? Czym mam się zająć? Zrozumiałem, że chcę studiować biologię.
A konkretnie lichenologią, czyli badaniem porostów.
Ten pomysł przyszedł przypadkiem. Na studiach mieliśmy przedmiot waloryzacja środowiska, czyli badanie stanu ekosystemu na podstawie gatunków roślin czy zwierząt, które w nim występują.
Wyjechaliśmy na tydzień do Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego, który mieści się w pradolinie Warty w Wielkopolsce i słynie z unikalnego zespołu łąk trzęślicowych. Prof. Andrzej Brzeg, wybitny specjalista botanik, który nas po tych łąkach oprowadzał, mówił o tym, że jednym ze sposobów oceny stanu ekosystemu jest badanie występującej w nim bioty porostowej.
