CELEBRITY
Genialny finał MŚ siatkarek. Potrzebny był tie-break

Siatkarki Włoch po wyniszczającym półfinale z Brazylią przeciwko Turczynkom momentami prezentowały się bardzo ospale. W kluczowych momentach finału pokazały jednak wielką klasę. 36. zwycięstwo z rzędu, 3:2 nad Turcją, zapewniło im złoto MŚ 2025.
Półfinał mistrzostw świata z udziałem reprezentacji Włoch i Brazylii okrzyknięto przedwczesnym finałem. Canarinhas, mimo kapitalnej postawy, nie zdołały pokonać rywalek. To pokazało jak wiele potrzeba, aby ograć Azzure. Podopieczne Julio Velasco miały niewiele czasu na regenerację. To była największa nadzieja Turczynek, które po raz pierwszy w historii zagrały w finale mundialu.
Pierwszy set pokazał, że żadna z drużyn nie zamierza odpuszczać, wszak to finał mistrzostw świata. Przez długi czas ani Turczynki, ani Włoszki nie były w stanie zbudować przewagi. Gra toczyła się cios za cios, różnica wynosząca dwa punkty błyskawicznie była niwelowana. W kadrze Azzure nie zabrakło Alessii Orro i Sary Fahr, sztab medyczny Julio Velasco zrobił wszystko, aby siatkarki, które podkręciły staw skokowy w sobotnim półfinale, były gotowe do gry. O szukaniu wymówek nie było mowy, obie wyszły w podstawowej szóstce.
Mecz miał być starciem dwóch siatkarskich gwiazd – Paoli Egonu i Melissy Vargas. Przez długi czas lepiej prezentowała się Kubanka z tureckim paszportem, atakując na poziomie nieosiągalnym dla włoskiego bloku. Egonu, tak jak dzień wcześniej, potrzebowała czasu, aby wejść w swój rytm. Tymczasem Turczynki to wykorzystywały, w końcówce wychodząc na prowadzenie (22:20). Velasco był cierpliwy, a Nigeryjka z włoskim paszportem spłaciła kredyt zaufania. Wzięła na swoje barki odpowiedzialność za wynik i przechyliła szalę zwycięstwa na stronę mistrzyń olimpijskich w kluczowym momencie.
Początek drugiego seta wstrząsnął Włoszkami, zagrywki Zehry Gunes dosłownie zdemolowały ich przyjęcie. Turczynki zanotowały wymarzone otwarcie, prowadząc 10:2. Julio Velasco długo ze spokojem spoglądał w kierunku boiska, w pewnym momencie jednak eksplodował, widząc nieporadność swojej ekipy i kolejne nieporozumienia. Nic dziwnego, mistrzynie olimpijskie były demolowane. Argentyńczyk poprosił o czas w momencie, kiedy na tablicy wyników pojawił się rezultat 15:9.
Trener Włoszek dokonał zmian, jednak niewiele to pomogło. Po bloku na Jekaterinie Antropowej pachniało blamażem, bowiem zawodniczki Daniele Santarelliego prowadziły aż 19:9. Rozluźnienie w ekipie znad Bosforu pozwoliło słabo grającym Azzure dorzucić do dorobku jeszcze kilka punktów. Potrzebna była jednak diametralna metamorfoza mistrzyń olimpijskich, aby mogły wrócić do meczu.
Siatkarki z Półwyspu Apenińskiego wróciły do gry od trzeciego seta. Dobre zagrywki Miriam Sylli i ataki Stelli Nervini rozbiły Turczynki. Ożyła też Paola Egonu, która odpoczywała w drugiej części drugiego seta, ale w trzecim robiła wszystko, aby zapracować na brakującą statuetkę MVP mundialu. Ekipa Daniele Santarelliego musiała gonić, ale łatwo nie było. Stella Nervini swoim serwisem zmuszała Melisę Vargas do biegania po całej długości i szerokości boiska, Ebrar Karakurt musiała opuścić plac gry, bowiem nie radziła sobie z podaniami Włoszki (8:12).
Melisa Vargas pobudziła swój zespół zagrywką, a doskonała gra w obronie Gizem Orge pozwoliła na wyprowadzanie kontrataków i zmniejszenie strat. W drugiej połowie meczu rozpoczęło się starcie godne wielkiego finału mistrzostw świata (16:16). Żadna z drużyn nie odpuszczała, to mógł być bowiem kluczowy set. W decydującym momencie wielką klasę pokazała Paola Egonu, która uratowała Włoszki z wielkich opresji, po serii fenomenalnych zagrywek Melisy Vargas (24:24).
Turczynki nie zamierzały odpuszczać, nie było też mowy o tremie debiutanta. Ekipa znad Bosforu od początku czwartego seta przejęła inicjatywę. Kapitalnie w dalszym ciągu grała Melisa Vargas, Cansu Ozbay angażowała w ataku również środkowe Edę Erdem Dundar i Zehrę Gunes – to była skuteczna recepta na defensywę rywalek. Julio Velasco miał powody do niepokoju, bowiem zawodniczki Daniele Santarelliego zaczynały przejmować kontrolę (15:9).
Przebieg seta był podobny do drugiej odsłony, choć tym razem Turczynki aż tak nie dominowały, a Azzure robiły wszystko, aby wrócić do gry i nie dopuścić do tie-breaka. Trudno było jednak o tym myśleć bez wsparcia środkowych, tymczasem Alessia Orro nie miała zbyt wielu okazji do gry z Sarą Fahr i Anną Danesi. To musiało się zemścić. Włoszki kolejny raz na tym mundialu zmuszone były rozegrać tie-breaka.
Decydująca odsłona była wisienką na torcie. Obie ekipy rzuciły na szalę wszystkie swoje umiejętności, nie było już bowiem marginesu błędu. Melisa Vargas grała kapitalnie, wyprowadzając Turczynki na prowadzenie 6:4. Włoszki odpowiedziały blokiem, który wcześniej nie był ich mocnym elementem. Zaskoczyła zwłaszcza Sarah Fahr, zatrzymując w kluczowych momentach Edę Erdem. Podenerwowane siatkarki znad Bosforu zaczęły popełniać błędy i powiększając stratę (8:13). Uskrzydlone Włoszki w końcówce nie zmarnowały swojej szansy. Dowiozły przewagę do końca, sięgając po drugi tytuł mistrzyń świata w historii i 36. zwycięstwo z rzędu.
Turcja – Włochy 2:3 (23:25, 25:13, 24:26, 25:19, 8:15)
Turcja: Ozbay, Dundar, Karakurt, Aydin, Gunes, Vargas, Orge (libero) oraz Sahin, Baladin;
Włochy: Danesi, Sylla, Orro, Egonu, Nervini, Fahr, De Gennaro (libero) oraz Antropova, Giovannini, Cambi.