Connect with us

CELEBRITY

Ginęli po kolei – najpierw rodzice, potem dzieci. Dopiero trzeci ksiądz był w stanie dokończyć ich pogrzeb

Published

on

Była godzina 19, gdy rodzina N. usłyszała pukanie do drzwi. Kiedy Janusz otworzył, stojący u progu człowiek pociągnął za spust. Chwilę później doskoczył do żony Janusza, Kingi. Kobieta próbowała się bronić, ale bez skutku. Rodziców próbował ratować 15-letni Marcel, ale broń, którą wymierzył w napastników, zacięła się w kluczowym momencie. Jako ostatnia zginęła 20-letnia Magda. Kto zabił rodzinę N.? Dlaczego? Na te pytania wciąż nie ma odpowiedzi.

Miejscowi twierdzą, że rodzina N. była spokojną, wiejską rodziną. Janusz N. był przedsiębiorcą, a jego żona Kinga nauczycielką w lokalnej szkole podstawowej. Małżeństwo wychowywało trójkę dzieci – dwie córki i młodszego od nich o kilka lat syna. Rodzina była znana w okolicy ze względu na uczciwość i zaangażowanie w życie społeczności.

Typowa rodzina mazowieckich przedsiębiorców. Ludzie dość zamożni, ale bez przesady. Na pewno ich majątek był nieporównywalny z majątkiem potentatów branży mięsnej
– powiedział Artur Górski z Magazynu Focus Śledczy, cytowany przez reporterów programu “Interwencja”.

Nic nie zapowiadało tragedii, która dotknęła rodzinę N. Wieczór 25 stycznia 1996 roku zaczął się dla jej członków jak każdy inny. Wspólną kolację i rozmowy przy stole przerwało pukanie do drzwi. Z ustaleń śledczych wynika, że o godzinie 19 cała rodzina jeszcze żyła, ponieważ Janusz N. rozmawiał wówczas przez telefon z jednym ze swoich pracowników. To, co działo się potem, jest wręcz nie do wyobrażenia.

Policjanci podejrzewają, że sprawców było co najmniej dwóch. Wtargnęli do domu rodziny N. i atakowali kolejnych członków rodziny. Pierwszym celem zabójców był Janusz N. Następnie napastnicy mieli się zwrócić w kierunku jego żony.

Próbowała walczyć, były porozrzucane talerze, sprzęty, dokumenty, natomiast uważamy, że pan Janusz został zastrzelony w momencie, gdy otwierał drzwi wejściowe
– powiedziała Ewa Ambroziak z Prokuratury Rejonowej w Płońsku w rozmowie z dziennikarzami “Interwencji”.

W jej kierunku oddano trzy strzały w głowę
– pisze Onet.

15-letni Marcel próbował walczyć z napastnikami. Według śledczych miał wyciągnąć broń gazową, ale ta nie wypaliła. – Został skrępowany, a następnie zastrzelony prawie z przyłożenia w tył głowy -relacjonowała Ambroziak. Ostatnia miała zginąć 20-letnia Magda. Jej ciało znaleziono kolejnego dnia na piętrze domu.

Najpierw ją pobito, miała zasinienia okularowe na twarzy oraz ślady bicia kajdankami. Założono jej kajdanki na ręce, zerwano z niej odzież, po czym brutalnie zgwałcono. Dostała strzał w środek czoła. Magda musiała krzyczeć, jej brat musiał krzyczeć, matka się broniła. Nikt nic nie słyszał
– dodała Ewa Ambroziak.

Druga córka Janusza i Kingi była tego dnia w Warszawie, gdzie studiowała. Gdyby przyjechała do domu tak jak jej siostra Magda, prawdopodobnie również by zginęła.

Stanął przed drzwiami rodziny N. godzinę po ich śmierci. “W domu były pozapalane światła”
Polsat News – powołując się na zeznania narzeczonego 20-latki – podkreśla, że niewiele brakowało, by ktoś jednak mógł przyłapać sprawców na zbrodni. Tego samego wieczoru chłopak nieżyjącej kobiety pojawił się w jej domu. Miało to miejsce około godz. 20. Nikt nie otworzył mu drzwi.

Przycisnąłem na dzwonek, bo nikt nie otwierał. Pomyślałem, że cała rodzina gdzieś wyjechała. W domu były pozapalane światła. (…) W pokoju Magdy była też lekko uchylona firanka
– zeznał Piotr M.

Następnego dnia rano na miejsce przyjechał jeden z pracowników rodziny N. Mężczyzna natychmiast zorientował się, że musiało się stać coś strasznego. Gdy na miejsce dotarli policjanci, natrafili na makabryczny widok ciał zamordowanych członków rodziny N. Obraz, który zobaczyli, był nie do opisania.

Rozpoczęte przez policję śledztwo było jednym z najbardziej intensywnych i skomplikowanych w historii polskiej kryminalistyki. Świadkowie zeznawali o nieznanym samotnym mężczyźnie, którego w dniu zbrodni widziano w okolicach domu rodziny N. Niektóre z wypowiedzi świadków były jednak sprzeczne. To sprawiło, że policji jeszcze trudniej było znaleźć trop prowadzący do sprawcy. Wiele tropów zostało prześledzonych, jednak długo nie prowadziły one do konkretnych podejrzanych.

Z ustaleń dziennikarzy wynika, że sprawcy pozostawili na miejscu zdarzeń szereg śladów, które mogłyby prowadzić do ich ujęcia. Znaleziono m.in. odciski palców, łuski, zapach i DNA morderców. Jednakże, jak podkreślają eksperci kryminalistyki, śledczy musieli zmagać się z niechęcią współpracy ze strony lokalnej społeczności, która była wstrząśnięta i przerażona.

Onet pisze, że analizując materiał dowodowy, śledczy byli przekonani, że morderstwo nie było przypadkowe, a sprawcy działali z premedytacją i z zamiarem zadania maksymalnego cierpienia ofiarom. Czy zabójcy kierowali się jakąś osobistą motywacją, czy też było to zabójstwo na zlecenie? To pytanie, które pozostaje bez odpowiedzi do dziś. Jasne jest, że sprawcy nie mieli motywu rabunkowego, bo z domu nie zniknęło nic wartościowego.

Była tam kasetka, a w niej około 1,5 kg złota. Nie zabrano tego
– powiedziała Ewa Ambroziak z Prokuratury Rejonowej w Płońsku.

Możliwe jednak, że z domu rodziny N. zniknęły jakieś dokumenty. Śledczym nie udało się tego stwierdzić z całą pewnością.

Pewne nadzieje na rozwiązanie zagadki zabójstwa rodziny N. dawał wątek poloneza. Po tygodniu od tragicznego wydarzenia jeden z mieszkańców Siennicy zgłosił się na policję i powiedział, że widział poloneza w pobliżu domu zamordowanych. Kilka dni wcześniej trzej inni mieszkańcy Siennicy również widzieli to auto. Policja szybko zlokalizowała właściciela pojazdu. Był to młody inżynier z Warszawy, który nigdy dotąd nie miał problemów z prawem. Okazało się, że odwiedzał Siennicę kilkukrotnie, bo odwoził do domu swoją koleżankę z pracy. Kobieta potwierdziła tę wersję wydarzeń.

Pogrzeb Janusza, Kingi i ich dzieci odbył się 3 lutego 1996 roku. Kościół pękał w szwach, chociaż mróz szczypał w policzki. Zamordowanych żegnały tysiące osób poruszonych zbrodnią, która wydawała się nie mieć sensu. Prowadzący mszę ksiądz nie był w stanie dokończyć kazania, bo łamał mu się głos. Drugi duchowny, który recytował pożegnania od bliskich rodziny N., również nie był w stanie dokończyć. Dopiero trzeciemu księdzu udało się dokończyć uroczystość pogrzebową rodziny, która zmarła z rąk bezlitosnych zabójców – relacjonuje Olga Herring w swoim podcaście.

Rodzina K. zginęła w ten sam sposób, co Janusz, Kinga i ich dzieci. Czy stoją za tym te same osoby?
Makabryczne zabójstwo rodziny N. pozostaje jedną z największych zagadek dla polskiej kryminalistyki. Pomimo upływu lat nie udało się jej rozwiązać, choć śledczy powiązali tę sprawę z innym zabójstwem. Wiele wskazuje na to, że zabójcy rodziny N. zaatakowali jeszcze raz. Dokładnie 3 marca 1998 roku doszło do niemal identycznego zabójstwa, tym razem w Warszawie. Polsat News informuje, że zginęli wówczas 68-letni Władysław K., jego 61-letnia żona Alicja oraz ich 35-letni syn Robert.

Starszy mężczyzna nawet nie zdążył wstać od biurka. Jego ciało znaleziono przy biurku. Na miejscu brak było śladów włamania, ingerencji wytrychu w zamku kraty czy drzwi. Najbardziej prawdopodobna wersja, że zabiła osoba, którą domownicy znali
– powiedział Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

Domownicy, podobnie jak członkowie rodziny N., zginęli od strzałów w głowę z bliskiej odległości. Do wtargnięcia do ich domu miało dojść w okolicach godziny 19.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin