CELEBRITY
“Karol Nawrocki właśnie otrzymał lekcję, że w polityce trzeba uwzględniać potencjalną reakcję drugiej strony i na dodatek założyć, że ta reakcja będzie miała znaczenie”.
Momentem zwrotnym kampanii Karola Nawrockiego, o czym zresztą wielokrotnie mówił jej szef, obecnie zawiadujący prezydenckim gabinetem Paweł Szefernaker, były wydarzenia w Końskich.
W sumie kilka godzin, na które złożyły się dwie debaty, jedna zorganizowana naprędce przez TV Republika, druga, już z udziałem Rafała Trzaskowskiego, którego sztab był pomysłodawcą całego przedsięwzięcia, przygotowana głównie przez TVP.
Ale też kilkadziesiąt minut, jakie Nawrocki spędził później z mieszkańcami, pozując do selfie i rozdając autografy. To wtedy, w piątek 11 kwietnia, kandydat PiS wskoczył na falę. W tej samej chwili podcięte zostały skrzydła Trzaskowskiego. Był to klasyczny gol samobójczy, do bramki prezydenta Warszawy wbili go Sławomir Nitras i spółka.
Świat idealny
Wracam do tamtych wydarzeń, bo interesuje mnie mechanizm tworzenia planu działania. Sztabowcy Trzaskowskiego wymyślili to sobie tak: Trzaskowski, reagując na zaczepki Nawrockiego, wyzywa go na telewizyjny pojedynek, pokonuje, nawet jeśli nie przez nokaut, to na punkty i dostaje wiatr w żagle.
Była to idealna wizja, umieszczona w próżni, niebiorąca pod uwagę istnienia innych, dość istotnych aktorów politycznych, jakimi byli pozostali kandydaci, a z których jako pierwszy to Szymon Hołownia ogłosił, że też jedzie do Końskich, zapoczątkowując proces obracania planu Trzaskowskiego w gruzy.
Patrząc tu i teraz na prezydenturę Karola Nawrockiego można odnieść wrażenie, że jego współpracownicy, projektując to, co prezydent będzie robił i jak się będzie po polskiej scenie politycznej poruszał, popełnili dokładnie ten sam błąd – stworzyli świat idealny, zawieszony w próżni, w którym Nawrocki zgłasza wspaniałe i problematyczne dla rządu projekty ustaw oraz blokuje Tuskowi wszystko, co się da.
Nawrocki, żeby znów nawiązać do ulubionej dyscypliny sportowej prezydenta, miał wyprowadzać kolejne ciosy, aż do osunięcia się rywala na ziemię. Jakby w ogóle nie brano pod uwagę, że rząd może prezydentowi oddać.
Tymczasem Tusk zaczął się bić, co już częściowo zepchnęło Nawrockiego do defensywy. Widać to po sprawie wet, jest ich już 17, choć prezydent powtarza, że „tylko”, i że aż 95 ustaw podpisał.
Nieustannie się też z tych wet tłumaczy: że wetuje wyłącznie wówczas, gdy „wymaga tego interes obywateli, przejrzystość prawa oraz stabilność państwa”, że przy okazji zgłasza własne rozwiązania „w tych samych obszarach, by pokazać, że prezydenckie weto nie jest narzędziem destrukcji” oraz – o tym mówił w sobotni wieczór w Kanale Zero – że trafiające obecnie do niego ustawy były przygotowywane pod prezydenta Trzaskowskiego, stąd „musimy przejść przez ten rok i sytuacja się ustabilizuje, mam nadzieję”.
Dopytywany przez Krzysztofa Stanowskiego, czy mamy do czynienia z paraliżem państwa, zaprzeczył, zdając sobie zapewne sprawę, że może być obarczony współwiną za taki stan rzeczy. Do gry włączył się także nowy marszałek Sejmu, Włodzimierz Czarzasty, zapowiadając stosowanie „weta marszałkowskiego” wobec ustaw populistycznych, na których realizację nie wskazano źródeł finansowania, a co ma się odbywać w ramach nowo powstałego w Sejmie Centrum Analiz Stanowionego Prawa.
Amerykańska podpórka
Jeśli prezydentowi wydawało się, że ot tak, zawetuje ustawę regulującą rynek kryptowalut, to się przeliczył, bo rząd wytoczył ciężkie działa. Najpierw Tusk zażądał utajnienia części posiedzenia Sejmu w celu przedstawienia posłom informacji o powiązaniach niektórych giełd z Federacją Rosyjską. Już bez nazw konkretnych firm powtórzył swój przekaz podczas jawnej debaty nad wetem.
Wieczorem, na posiedzeniu Rady Krajowej KO, Tusk ostrzegł, że i Nawrocki, i ci posłowie, którzy głosowali za utrzymaniem weta, „w najbliższych dniach i tygodniach będą żałowali tej dzisiejszej decyzji, wstydzili się jej do końca życia”, a Czarzasty dorzucił na X, że „jeśli w najbliższym czasie jakaś grupa ludzi straci swoje pieniądze (…), to winni będą Nawrocki, PiS i Konfederacja”.
Nawrocki musiał się zacząć bronić, u Stanowskiego przekonywał, że nic nie wie o tym „jakie osoby są zaangażowane w sprawę kryptowalut” i dopytywał, czy w takim razie „odcięto prezydenta od wiedzy polskich służb na temat zagrożenia rynku kryptowalut”. Było czuć, że sprawa staje się dla niego problematyczna.
Niewielu też już pamięta o inicjatywach ustawodawczych prezydenta, zaległy one w szufladach sejmowych i nie wydaje się, by stanowiły dla rządzących poważny wizerunkowy problem. Ten może mieć za to Nawrocki – z Donaldem Trumpem.
Wróćmy tutaj do wywiadu, jakiego udzielił tygodnikowi „Do Rzeczy” całkiem niedawno, bo w drugiej połowie listopada. Nawrocki opowiada w nim, że „Polska ma aspiracje, by stać się liderem relacji transatlantyckich między UE a Stanami Zjednoczonymi”, cieszy go też „osobista relacja z Donaldem Trumpem”. Zaraz potem poznaliśmy pisany cyrylicą „plan pokojowy” dla Ukrainy, a niedługo później, to sprawa z piątku – treść Narodowej Strategii Bezpieczeństwa USA. Generalne konkluzje są takie, że USA wkrótce mogą zdradzić i Ukrainę, i Europę.
Zagłębiając się w szczegóły – ot, choćby Waszyngton ma pretensje do UE, że nie zbudowała do tej pory swojej siły militarnej, pozostając zależną od USA, gdy tymczasem wszystkie do tej pory starania, czy Brukseli, czy też rządu Tuska, by taką siłę tworzyć były przez PiS krytykowane jako podważające NATO i nasz sojusz z Amerykanami.
„Osobista relacja” Nawrockiego z Trumpem na nic się zdaje, bo jest, powiedzmy to sobie uczciwie, daleko posuniętą fantazją Adama Bielana. Tymczasem naród doskonale wie, co ma o sprawie myśleć.
Kiedy światło dzienne ujrzało słynne 28 punktów Witkoffa, aż 96 proc. komentarzy w sieci (za: Res Futura) było krytycznych („prorosyjska ściema”, „nowa Jałta”, „zdrada Ukrainy i Polski” itd.). W relacjonowanym przez GW badaniu EUROBAZOOKA, aż 19% Polaków uznało Trumpa wprost za wroga.
Amerykańska podpórka właśnie wypada Nawrockiemu spod łokcia, a innej nie ma. Stąd nie należy się raczej spodziewać szerokiej ofensywy zagranicznej, którą Nawrocki zapowiadał, bo świat po prostu miał inne plany. Tym samym prezydent zaczyna buksować, a jeszcze więcej tego samego na pewno nie da pozytywnych dlań rezultatów.
Żarty się skończyły, zaczęły się schody. Nawrocki właśnie otrzymał lekcję, że w polityce trzeba uwzględniać potencjalną reakcję drugiej strony i na dodatek założyć, że ta reakcja będzie miała znaczenie.
