CELEBRITY
Koktajl Mołotowa” plus trzy posiłki dziennie i żadnej terapii. Tak wyglądał luksusowy odwyk Julii

Snuliśmy się, paliliśmy papierosy, oglądaliśmy telewizję, gadaliśmy – tak 50-letnia kobieta, która była uzależniona od leków, wspomina czterotygodniowy pobyt w zamkniętym ośrodku, który kieruje ofertę między innymi do “VIP-ów”. – Tam chodziło tylko i wyłącznie o zysk. Nasze uzależnienie to był dla nich biznes.
Dlaczego zdecydowała się pani na odwyk w tym ośrodku, a nie w ogólnodostępnym, “na NFZ”? Chodziło o luksusowe warunki pobytu? O towarzystwo “z wyższych sfer”?
Nie! Gdzieś tam podskórnie czułam lęk i nim ta decyzja była spowodowana. Bałam się, że mogłabym trafić do miejsca, w którym działyby się straszne rzeczy: krzyczano by na mnie, upokarzano.
Rozumiem, że miała pani obawy związane z zafałszowaną wizją terapii, jaką przedstawia kultura masowa. Wybitny specjalista od uzależnień, dr Bohdan Woronowicz, właśnie dlatego jest przeciwnikiem książki i filmu “Pod mocnym aniołem”, które przedstawiają siermiężne warunki z psychiatryka sprzed kilkudziesięciu lat. Teraz jest zupełnie inaczej! Znam osoby, które leczyły się w państwowych ośrodkach, widziałam te miejsca. Uczestnikom terapii okazuje się tam szacunek.
Ale skąd ja miałam o tym wiedzieć? O tych ośrodkach praktycznie w ogóle nie pisze się w mediach.
A ponieważ moje uzależnienie było tajemnicą i ukrywałam je zarówno przed dalszą rodziną, jak i znajomymi, to nie było też nikogo, kto sam przeszedł terapię odwykową i mógłby mi doradzić. Decyzję podjęłam tak jak przy zakupach: skoro coś jest reklamowane jako luksusowe oraz jest drogie, to na pewno jest dobre. Nie poszukiwałam standardu pięciogwiazdkowego hotelu, ale poszanowania mojej godności.
Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy podjęłam decyzję, żeby się leczyć. Po prostu wiedziałam, czułam, że to ostatni moment. Po przebudzeniu wstałam z łóżka i okazało się, że nie jestem w stanie się utrzymać na nogach. One się pode mną uginały, ja trzymałam się ścian, a mimo to przewracałam się raz na jedną, raz na drugą stronę.
Była pani uzależniona od leków?
Od benzodiazepin. Przyjmowałam je 10 lat, a szczególnie pod koniec brałam ich naprawdę dużo. Chociaż mówiąc szczerze, zaczynałam też ostro. Od czterech–pięciu tabletek.
Nie! Długo trzymałam się dzielnie do 19–20! Co prawda już kilka godzin wcześniej nie robiłam nic, tylko czekałam, aż wybije moja magiczna godzina i będę mogła zażyć tabletki, jednak rano ich nie przyjmowałam.
Czekanie, aż wybije “godzina, kiedy już można”, z biegiem czasu stawało się na pewno coraz bardziej nieznośne.
Dlatego pod koniec przesunęłam “swoją godzinę” na 18. Czekałam od rana. Byłam wyłączona ze świata. Nie obchodziło mnie nic.
Tak. Ale użyła pani dobrego określenia. Dotrzymać! Mąż mi któregoś dnia powiedział: “Z tobą się nie da wytrzymać. Ty praktycznie nie żyjesz, tylko czekasz, żeby móc połknąć tę swoją tabletkę”.
Jak to wszystko się zaczęło?
Nie chcę się tłumaczyć, ale od nagromadzenia nieszczęść: najpierw był pożar rodzinnego domu, potem dowiedziałam się, że mam raka, i przeszłam ciężkie leczenie, a na końcu umarła moja mama. W ogóle nie mogłam spać. A leki działały doskonale.
I nie tylko pomagały spać? Od osób uzależnionych od leków wiem, że miewały “fazę” jak po alkoholu czy narkotykach.
O, zdecydowanie! Po moich czterech–pięciu tabletkach układałam sobie życie! Nic nie stanowiło problemu. Jutro zrobię to i tamto, podejdę do tego zagadnienia tak, a nie inaczej, co tam! Pełen luzik.
Zaczęło się od czterech–pięciu tabletek, a w nocy poprzedzającej wspomniany przełomowy poranek, kiedy nie mogła się pani utrzymać na nogach, ile pani zażyła leków?
Całe opakowanie. 20 sztuk. W ostatniej fazie uzależnienie wyglądało tak, że budziłam się w nocy i połykałam kolejne tabletki. Syn i córki byli wtedy nastolatkami. Powtarzałam, że to przecież nic złego. “Ja tylko biorę swoje lekarstwa”. Ale oni widzieli, co się dzieje. Któregoś dnia syn mnie nagrał, po to żeby móc mi rano pokazać, jak wyglądam po ich zażyciu.
Jak duch. Po lekach byłam całkiem nieobecna. Mąż również mi mówił: “Musisz z tym coś zrobić, tak nie może być”. To jest bardzo spokojny człowiek, nigdy nie robił mi awantur. Zamiast tego wielokrotnie mówił: “Boję się, że się tym zabijesz”. Próbował mnie pilnować. Przykrywał kołdrą w łóżku, przytulał. “Kładź się spać, schowałem tabletki, już więcej dziś nie dostaniesz”.
Najbliżsi często próbują ukrywać substancje, ale to nie zdaje egzaminu. Jak człowiek musi, to znajdzie. Ale myślę też o tym, że do osób uzależnionych od alkoholu czy narkotyków traci się w pewnym momencie szacunek. A mąż nie mógł mieć do pani pretensji. W końcu dostała pani te leki na receptę.
Mąż doskonale wiedział, że uprawiałam doktor shopping – chodziłam od jednego lekarza prywatnego do drugiego, zbierałam recepty i szczęśliwa wracałam do domu z torbą pełną leków.
Ale nie było tego całego okropnego entourage’u, który towarzyszy chociażby alkoholizmowi: smrodu wódki, która paruje z ciała, zataczania się, wymiotów.
Ponoć robiłam różne rzeczy, których potem nie pamiętałam. Potrafiłam się rozebrać do naga na korytarzu, w drodze do sypialni.
Wiecznie byłam poobijana i posiniaczona, bo nie potrafiłam zapanować nad ciałem i się przewracałam. Aż doszłam do tamtego poranka, kiedy czułam, że mąż ma rację i jeżeli natychmiast nie przestanę łykać tych leków, to umrę.
Pięć lat temu za cztery tygodnie pobytu zapłaciłam 16 tys. złotych. Ale ta cena to był pierwszy przekręt, który tam się dokonał.
Tamtego poranka wpisałam w Google hasło “najlepsza terapia odwykowa” i jako pierwszy wyskoczył ten ośrodek. Zadzwoniłam. Telefon odebrała właścicielka. Przemiła kobieta! Jakże empatycznie zareagowała na moją historię: “Jest pani uzależniona od leków? Ja to doskonale znam! Ja też byłam uzależniona od leków. Wyjdzie pani z tego!”. I podała mi cenę: dziewięć tys. złotych.
Potem się okazało, że ktokolwiek do tego ośrodka dzwonił – czy uzależniony od alkoholu, czy narkotyków, seksu albo hazardu – ona każdemu mówiła, że osobiście się z tego wyleczyła i ta osoba również się w tym ośrodku wyleczy. Taki chwyt marketingowy na dzień dobry.
A czy dowiedziała się pani, w jaki sposób zostanie wyleczona?
Miało być wszystko! Jednym tchem właścicielka wymieniła terapię, psychologów oraz całodobową opiekę lekarską. Brzmiało pięknie.