CELEBRITY
Koszmar Realu Madryt. Niewiarygodne emocje w derbach stolicy, grad goli

W hiszpańskiej La Liga regularnie możemy oglądać mecze, które ekscytują, ale tylko kilka z zestawień można nazwać “wielkim hitem”. Na takie miano z pewnością zasługują derby Madrytu, które w tym sezonie zaplanowano na siódmą kolejkę. Real Madryt na Wanda Metropolitano przyjechał po wygraniu wszystkich meczów w sezonie, to Atletico było pod ścianą. Tę przewagę motywacji widać było na murawie. Gospodarze dominowali, co doprowadziło do ich zwycięstwa aż 5:2.
Poprzedni sezon dla Realu Madryt był koszmarem. Zespół, który po przyjściu Kyliana Mbappe wydawał się faworytem do wygranej we wszystkich rozgrywkach, szybko został sprowadzony na ziemię. Ostatecznie “Królewscy” zakończyli rozgrywki z dorobkiem “ledwie” dwóch zdobytych trofeów. Tym razem nie były to te najważniejsze tytuły, a jedynie superpuchar Europy i puchar Interkontynentalny FIFA.
W związku z tym w ekipie ze stolicy Hiszpanii doszło do szeregu zmian, na czele z tą na stanowisku trenera. Władzę w drużynie przejął Xabi Alonso, na którego w Madrycie czekano od dłuższego czasu. Dodatkowo hiszpański szkoleniowiec dostał kilku nowych piłkarzy. Całość tych działań doprowadziła do tego, że “Królewscy” w pierwszych siedmiu meczach sezonu nie zgubili nawet punktu.
Niewiarygodne emocje w derbach Madrytu
To sprawiało, że do pierwszego wielkiego hitu sezonu – derbów Madrytu, podchodzili w roli liderów tabeli La Liga z przewagą dwóch oczek nad FC Barcelona i aż dziewięciu nad ósmym w tabeli rozgrywek Atletico Madryt. Patrząc na to wszystko, gospodarze do spotkania siódmej kolejki ligowej podchodzili pod kreską, w zdecydowanie gorszej sytuacji niż przyjezdni z Santiago Bernabeu.
Różnicę w nastawieniu widać było na murawie właściwie od pierwszych minut. To Atletico chciało dominować. W pierwszych piętnastu minutach ofensywa gości praktycznie nie istniała. Co najgorsze dla Realu, w 14. minucie piłkę w pole karne “Królewskich” dośrodkował Giuliano Simeone, a najwyżej wyskoczył Robin Le Normand, który wygrał walkę o futbolówkę z Aurelienem Tchouamenim oraz Deanem Huijsenem i wpakował ją z bliska głową do siatki.
Dramat w Barcelonie. Głośno o Szczęsnym. To znowu się stało, aż trudno uwierzyć
Gdy wydawało się, że przewaga gospodarzy zaczyna wyraźnie rosnąć znakomicie zachował się Arda Guler, który popisał się doskonałym prostopadłym podaniem do Kyliana Mbappe, a Francuz bez kłopotów płaskim strzałem po ziemi pokonał stojącego między słupkami Jana Oblaka. Niedługo później, bo w 36. minucie pierwszy wielki przebłysk geniuszu pokazał Vinicius Junior. Brazylijczyk w znakomity sposób okiwał Robina Le Normanda, a potem dograł w pole karne do wchodzącego Gulera, a Turek wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
Treść zewnętrzna
Kilka minut później gola wyrównującego strzelił po rzucie rożnym Clement Lenglet. Sprawna analiza VAR wykazała jednak, że Francuz przy golu skorzystał z przedramienia. Arbiter nie miał innego wyjścia, jak tylko anulować trafienie. Kibice Atletico nie musieli długo czekać na ponowny wybuch radości. W 48. minucie w pole karne Realu dośrodkował Koke, a tam najwyżej wyskoczył Sorloth, który pokonał w powietrzu Huijsena i doprowadził do remisu strzałem głową. Wynikiem 2:2 zakończyła się pierwsza połowa.
Druga część spotkania rozpoczęła się w sposób możliwie najlepszy dla gospodarzy. Znów problemy w polu karnym gości zaczęły się od dośrodkowania. Piłka leciała na głowę Nico Gonzaleza, ale Argentyńczyk został kopnięty przez próbującego interweniować Gulera. Sędzia bez zawahania się wskazał na rzut karny. Do futbolówki ustawionej na 11. metrze od bramki Thibaut Courtois podszedł Julian Alvarez i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.
To nie był koniec koszmaru “Królewskich”, którzy w drugiej połowie nie prezentowali swojego poziomu, choćby z tych ostatnich 20 minut pierwszej części. W 64. minucie dość głupi rzut wolny podarował gospodarzom wprowadzony z ławki Franco Mastantuono. Do piłki ustawionej około 18. metrów od bramki gości podszedł Julian Alvarez. Argentyńczyk kolejny raz w karierze udowodnił, że jest w tym genialny. Piłka po strzale wpadła do siatki, mimo że Courtois miał ją w zasięgu.
Gdy wydawało się, że nic już się w tym meczu nie wydarzy, gospodarze wyszli z jeszcze jedną kontrą. Tym razem przeprowadzili ją zmiennicy. Fatalnie zagraną piłkę przez Fede Valverde przejął Alex Baena. Hiszpan zagrał doskonałe podanie do Antoine’a Griezmanna, a ten ze spokojem wykończył akcję, strzelając gola na 5:2. To pierwszy gol Francuza w La Liga od…22 spotkań. Takim wynikiem zakończyło się to spotkanie, co sprawia, że FC Barcelona w niedzielę może objąć prowadzenie w tabeli La Liga.