Connect with us

CELEBRITY

Lewandowski znów zadziwia. “Pokazał nową twarz” [OPINIA]

Published

on

Robert Lewandowski nie zna litości dla rywali, ale przy tym jest jak WOŚP: będzie zdobywał bramki do końca świata i jeden dzień dłużej. Po nuklearnej zagładzie na Ziemi przetrwają tylko karaluchy, Nokie 3310 i strzelający “Lewy”. Co to jest za gość!

Ile on ma żyć?! Tyle razy kładliśmy (w tym ja) Roberta Lewandowskiego do piłkarskiego “grobu”, a on stukał w wieko od środka i wołał: “Halo, jeszcze nie przestałem!”. Teraz znów to robi. Historia futbolu nie widziała tak skutecznego napastnika w wieku oldbojskim na najwyższym poziomie. Gol strzelony przez “Lewego” w czwartkowym meczu z Oviedo (3:1) był już jego 78. (!) po 35. urodzinach. Nikt w tym wieku nie gromadził dorobku bramkowego tak szybko. Złota jesień kariery.

Podtrzymuję przy tym zdanie – co bezpośrednio po meczu z Oviedo może wydać się karkołomne – że Lewandowski przestał być niezbędny Barcelonie. Najskuteczniejszy zespół w Europie zdobył w tym sezonie 21 bramek, ale “Lewy” miał udział tylko przy trzech: tych, których sam był autorem.

Blisko połowę goli (10) w tym sezonie Duma Katalonia strzeliła, gdy Polaka nie było na boisku. A w ośmiu pozostałych akcjach bramkowych, choć grał, nie brał udziału. Barcelona dwukrotnie w tym sezonie musiała odrabiać straty u dwukrotnie (z Levante i teraz z Oviedo) Flick uznał, że uda się to bez “Lewego” i miał rację.

Jest jednak różnica między “niebyciem niezbędnym” a “byciem niepotrzebnym”, co pokazał mecz z Oviedo. Po wejściu z ławki Lewandowski potrzebował raptem pięciu minut , by już przy drugim (a pierwszym w polu karnym rywali) kontakcie z piłką dać Barcelonie prowadzenie, odebrać beniaminkowi nadzieję na sprawienie sensacji i uciszyć krytyków. A raczej krytykantów, którzy w ostatnich tygodniach wypełzli spod kamieni.

“Lewy” zamknął usta usta dziennikarzom, którzy wypominają mu wiek (TUTAJ), wieszczą jego koniec w Barcelonie (TUTAJ) albo twierdzą, że już nie radzi sobie z obrońcami (TUTAJ). W czwartek zadał kłam temu wszystkiemu. Przestawiał sobie stoperów gospodarzy, a po dośrodkowaniu Frenkiego de Jonga podręcznikowo wygrał z Bailym walkę o pozycję. Nie mówiąc o wykończeniu, które można oglądać i oglądać. Lepiej się nie dało. Klasa sama w sobie.

Podobnie jak – co najważniejsze – reakcja Lewandowskiego na sytuację, w jakiej się znalazł. Mecz z Oviedo był już czwartym ligowym, który zaczął na ławce. Sezon dopiero ruszył, a “Lewy” był w La Lidze rezerwowym już więcej razy niż przez całe poprzednie rozgrywki (3). Od 15 lat, od pierwszego sezonu w Borussii Dortmund, nie miał tak słabej pozycji w drużynie klubowej.

Wtedy jednak dopiero stawiał pierwsze kroki na szlaku, który zaprowadził go na sam szczyt futbolu. Dziś jest sportowcem spełnionym, dwukrotnym Piłkarzem Roku FIFA, a przy tym wciąż pełnym ambicji. Hansi Flick wystawił go na trudną próbę i dzięki temu poznaliśmy nową twarz Lewandowskiego.

Lewy” z klasą znosi stratę statusu nietykalnego, postępującą marginalizację i przemijający czas. Nie grymasi, a kolejnym golu po wejściu z ławki nie wykonuje dwuznacznych gestów. Nie prowokuje. Nie podpala. A umówmy się – w przeszłości (nawet niedalekiej) zdarzyło mu się reagować bardziej emocjonalnie, gdy cierpiało jego ego. Teraz chowa je głęboko w kieszeni.

Na pewno duża w tym zasługa samego Flicka. Niemiec relacje interpersonalne ma wysoko na swojej liście priorytetów, ale postawa Lewandowskiego też zasługuje na uznanie nie mniejsze niż jego umiejętności snajperskie. Reakcja “Lewego” jest wzorowa. Gotowa do oprawienia i pokazywania w Sevres.

Z taką godnością powinny starzeć się gwiazdy sportów zespołowych. To pokazuje jego wielką klasę. Tak piłkarza, jak i człowieka. Nie było to oczywiste, ponieważ gigantom w swojej dyscyplinie, a Lewandowski w szczycie formy był istnym potworem, zwykle trudno pogodzić się z nieuchronnym upływem czasu i bezpowrotną utratą wielkości. Długo tego nie zauważają, a jeszcze dłużej nie akceptują.

Tymczasem Lewandowski totalnie zaskoczył. Z pokorą znosi rolę (ekskluzywnego) rezerwowego i fakt, że już nie zawsze jest dla kolegów pierwszym wyborem do podania w polu karnym. Dla kogoś, kto zwykle ściągał piłki jak magnesem i był przyzwyczajony do tego, że cały zespół pracuje na jego dorobek, to trudna nowa rzeczywistość. W przeszłości zdarzało mu się mocno gestykulować, dając upust frustracji, gdy partnerzy pomijali go w finalnej fazie akcji.

Teraz wyzbył się takich reakcji. A gdy już doczeka się okazji, to pokazuje, że opłaca się czasem pamiętać o weteranie. Lewandowski w tym sezonie imponuje skutecznością. Nie może być inaczej, bo… ma stuprocentową. Wykorzystał wszystkie sytuacje, które zespół mu wykreował. Poza dwiema z meczu z Valencią (6:0) i jedną z Oviedo (3:1) więcej realnych szans po prostu nie miał.

W czwartek dał sygnał, że zapomniał o kontuzjach, które wybijały go z rytmu od kwietnia. Jest pewny swojego ciała. W innym wypadku nie zdecydowałby się na strzał niemal z zerowego kąta jak w 78. minucie, tylko szukał prostszego rozwiązania. Świadczą o tym też wykonywane w wyskoku przyjęcia piłki na klatkę piersiową z rywalem “na plecach”. “Lewy” czuje się na boisku pewnie, a to zawsze był zwiastun tego, że zbliża się jego wielka forma.

Jest jeszcze jeden szczegół, na który być może nie wszyscy zwrócili uwagę. Sprint, który wykonał przy kontrataku w ostatnich sekundach rozstrzygniętego już przecież meczu pokazuje, że mimo 37 lat na karku i strzelenia ponad 700 goli w karierze wciąż jest nienasycony i jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Oczywiście, nie będzie już znaczył w Barcelonie tyle, co w poprzednim sezonie, ale nie zamierza jedynie odcinać kuponów. To jeszcze nie koniec tej historii.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin