CELEBRITY
Miał pretensje, że syn nie pracuje. Mateusz chwycił za nóż do chleba i zabił ojca
22-letni Mateusz S. zabił własnego ojca. Zadał mu 15 ciosów nożem kuchennym, a potem spokojnie zadzwonił na policję i powiedział „zabiłem tatę”. Śledczym mówił, że nie wytrzymał presji. 66-letni ojciec nie szczędził synowi pretensji o życiu na jego koszt, o braku pracy i ambicji.
22-letni Mateusz S. zabił swojego ojca w Kortowie, zadając mu 15 ciosów nożem, po czym spokojnie wezwał policję.
Zabójstwo było kulminacją narastającego konfliktu, gdzie ojciec zarzucał synowi brak ambicji i życie na jego koszt.
Proces Mateusza S. rozpoczął się 17 października; grozi mu dożywocie.
Co doprowadziło do tak drastycznego czynu i dlaczego nikt nie zauważył narastającego dramatu?
Do tragedii doszło 9 października 2024 roku wieczorem w Kortowie – miejscu, gdzie kiedyś mieszkali profesorowie, a dziś mieszkania wynajmują studenci. Jest tam też sporo domów, w jednym z nich mieszkał Mateusz S.
Sebastian M. przeprosił rodziny ofiar tragicznego wypadku
Feralnego dnia przyjechał do niego ojciec, 66-letni Władysław S. ze Szczytna. Między mężczyznami od dawna narastał konflikt. Ojciec miał zarzucać synowi lenistwo, brak ambicji, pracy i życie na jego koszt. Mateusz miał dość słuchania, że nic nie osiągnął.
Wieczorna wizyta przerodziła się w kolejną awanturę. Krzyki, pretensje, wyrzuty. A potem – furia. Mateusz sięgnął po kuchenny nóż. Wbił go ojcu w szyję, potem w głowę, dźgał 66-latka po całym ciele. Nie przestał nawet wtedy, gdy jego ofiara już nie żyła.
Patolog naliczył 15 ciosów, część zadanych po śmierci. Władysław S. nie miał żadnych szans na obronę. Krew tryskała na ściany, podłogę, meble. – Było jej tyle, że utworzyła się kałuża – mówi osoba, która widziała mieszkanie po zbrodni.
Po wszystkim Mateusz odstawił nóż, usiadł w fotelu i wybrał numer alarmowy. Nie uciekał, nie próbował się tłumaczyć. Czekał. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, zastali go spokojnego. W pokoju leżał martwy Władysław S.
Podczas przesłuchania Mateusz przyznał się do winy. Powiedział, że nie wytrzymał, że presja była zbyt duża. Sąd w Olsztynie ze względu na drastyczne szczegóły nie ujawnił pełnych wyjaśnień. Proces rozpoczął się 17 października. Mateusz nie zaprzecza, nie prosi o łagodny wyrok, nie okazuje skruchy. Grozi mu dożywocie.
W Kortowie wciąż pamiętają o tragedii sprzed roku. Sąsiedzi nie chcą o niej mówić. Boją się. Słychać tylko echo jednego pytania: jak to możliwe, że nikt nie zauważył, co się dzieje za tymi drzwiami? I tylko ten obraz nie daje spokoju – młody mężczyzna siedzący w fotelu, obok martwy ojciec, a on czeka spokojnie. Jakby właśnie skończył kolację, nie morderstwo.
