Connect with us

CELEBRITY

Może był prawdziwy tylko przed Bogiem”. Przyjaciółka Jana Pawła II nie kryje rozczarowania [FRAGMENT]

Published

on

Z reportażu “Franciszkańska 3” Marcina Gutowskiego wynika, że metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła wiedział o przypadkach molestowania seksualnego dzieci, których dopuszczali się małopolscy duchowni. Publikujemy fragment jego książki “Bielmo. Co wiedział Jan Paweł II”, która ukazała się w październiku zeszłego roku nakładem Wydawnictwa Agora.

W procesie beatyfikacyjnym na przesłuchania wezwano ponad sto osób, między innymi generała Wojciecha Jaruzelskiego, Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego, którzy opowiadali o walce papieża z komunizmem. Ale czy jego głównym duchowym osiągnięciem było zniszczenie komunizmu?

Politycznym na pewno tak, ale nie duchowym. Dlaczego w procesie beatyfikacyjnym nie brali udziału jego przyjaciele – tak zwane Środowisko (grupa duszpasterska, która skupiała się wokół księdza Karola Wojtyły od końca lat czterdziestych), czy aktorzy Teatru Rapsodycznego, świeccy znajomi Lolka (jak wołano na Wojtyłę w młodości), pisarze, intelektualiści, robotnicy z Solvay, którzy znali papieża na kolejnych etapach jego życia, nawet sama Wanda Półtawska? – dziwi się Anna Karoń-Ostrowska, która chciała zgłosić się ze swoimi listami, kiedy pojawił się edykt zachęcający wiernych, aby dostarczali “wszelkie informacje, które mogą zawierać jakiekolwiek elementy przemawiające na korzyść bądź przeciwko opinii świętości wspomnianego sługi Bożego”. Stary stół z ciemnego drewna w warszawskim mieszkaniu filozofki, wychowanki księdza profesora Józefa Tischnera, szczelnie pokrywają warstwy kopert, zapisanej papieską ręką papeterii, kart okolicznościowych. To grubo ponad sto listów. Karoń-Ostrowska traktowała Jana Pawła II jak przewodnika duchowego, ale nie tak jak miliony ludzi na całym świecie. Gdy studiowała w Rzymie, była stałym gościem papieskiego apartamentu i niejednokrotnie rozmawiała z papieżem na najbardziej osobiste tematy. Po jej powrocie do Polski więź nie osłabła. Papież towarzyszył jej w najważniejszych chwilach życia. Mimo odległości pozostały listy i częste wizyty, w których organizacji zawsze pośredniczył papieski sekretarz. Do niego zgłosiła się też po rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego.

Poszłam wtedy do kardynała Dziwisza z ponad stoma listami od Jana Pawła II, mówiąc, że jestem gotowa je przekazać, co on skwitował, że po co, że to była taka prywatna, intymna relacja, nie ma co tego ujawniać. Mówił, że później jeszcze będą mnie gdzieś ciągać, zadawać jakieś dziwne pytania. Że w tych listach nie ma niczego, co mogłoby wzbudzać jakiekolwiek wątpliwości moralne. Nie wiedziałam, o co chodzi, one po prostu, jak i cała bardzo bogata korespondencja papieża z różnymi ludźmi, pokazywały jego samego, jego głębokie, wielowymiarowe relacje. Wtedy jednak chciałam być lojalna wobec księdza kardynała i nie zrobiłam tego. Teraz myślę, że może popełniłam błąd
– zastanawia się Anna Karoń-Ostrowska. Mogłaby opowiedzieć o swoim “drugim ojcu”, opiekunie, przyjacielu, przed którym założyli sobie z mężem obrączki i który, o czym jest przekonana, wymodlił narodziny ich syna. Mogłaby opowiedzieć o papieżu, który zawsze czekał na wieści od znajomych, który w prywatnych listach był przyjacielem, czytał o planach na wakacje, o sytuacji w Polsce, o Kościele i tym, co się w nim dzieje dobrego, a co trudnego i bolesnego. Choć mimo problemów papież nie dopytywał, nie roztrząsał, tylko polecał modlitwie. Odpisywał albo: “Dziękuję, że mi o tym napisałaś”, albo: “Módlmy się, aby dobro zwyciężyło”. Trudne sytuacje najchętniej przenosił w wymiar duchowy.

To był inny jego świat – tłumaczy Karoń-Ostrowska. – Był inną postacią.

– Nie znaliśmy prawdziwego Jana Pawła II, władcy absolutnego?

Myślę, że tak. Coraz bardziej mam takie wrażenie, że my, świeccy, nie znaliśmy Jana Pawła II jako “szefa” instytucji, jaką jest Kościół, jako władcy, który niósł na sobie dziedzictwo wieków kształtowania się systemu hierarchicznego, korporacyjnego, z zamkniętym światem wspólnych interesów, gdzie obowiązywały odwieczne niepisane zasady, przemilczanie i pod osłoną świętości tolerowanie błędów, win, korupcji, po prostu dulszczyzny, tego, że brudy pierzemy we własnym gronie.

Wiele wskazuje na to, że w tym właśnie gronie i według podobnych schematów decydowano o wyniesieniu polskiego papieża na ołtarze.

Myślę, że pomysł na tę beatyfikację i później kanonizację był taki, że robimy wszystko jak najszybciej, wielu rzeczy nie ujawniamy, w tym dokumentów, świadectw, a potem już tylko będzie gloria chwały. Niestety, obróciło się to wszystko przeciwko dobrej pamięci o papieżu i otaczającym go świecie – mówi Karoń-Ostrowska, nie kryjąc rozczarowania.

Zamieszanie wprowadziła krakowska przyjaciółka Karola Wojtyły Wanda Półtawska, która w czasie procesu beatyfikacyjnego opublikowała Beskidzkie rekolekcje. Dzieje przyjaźni księdza Karola Wojtyły z rodziną Półtawskich. Wspomina w nich wspólne chwile z Wojtyłą oraz cytuje jego prywatne listy, które nie trafiły w ręce Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych. Watykanista Giacomo Galeazzi w związku z tym przewidywał “spowolnienie machiny biurokratycznej beatyfikacji zgodnie z watykańską praktyką gromadzenia wszystkich materiałów dokumentalnych przed ogłoszeniem przez Kościół nowego wzoru świętości”. Wanda Półtawska miała ponoć sporo do opowiedzenia o kandydacie na ołtarze. Pod łóżkiem trzymała listy z kilkudziesięciu lat, stanowiące ogromny materiał pokazujący nie tylko jej rozwój duchowy, ale też samego papieża. Dlaczego “kochana Dusia” nie znalazła się pierwotnie na liście osób, które zeznawały w procesie beatyfikacyjnym? Odpowiedzi na to pytanie udzielił kardynał Stanisław Dziwisz w wywiadzie dla “La Stampy”:

Pani Półtawska oczekuje wyjątkowości relacji i szczególnej więzi, która w rzeczywistości nie istnieje. Karol Wojtyła, jako ksiądz, jako biskup i jako papież, zawsze pielęgnował kontakty z mnóstwem ludzi, których poznał jako młody człowiek w Polsce, ale inni zachowywali dla siebie sprawy osobiste, prywatne wiadomości czy otrzymane znaki uwagi.

Eminencjo, co było szczególnego w pięćdziesięciopięcioletniej przyjaźni Karola Wojtyły i Wandy Półtawskiej?
Nic nadzwyczajnego ani szczególnego dla niego, bo traktował wszystkich ludzi jednakowo, ale każdy z nich myślał, że radość z tej wyjątkowej więzi ma tylko dla siebie. To był jego sekret: sprawić, by wszyscy, którzy się do niego zbliżyli, poczuli się jak posiadacze szczególnej relacji z nim. Wiedział, jak być postrzeganym jako papież wszystkich. Jest to powszechne uczucie wśród tych, którzy go odwiedzali. Różnica polega na tym, że pani Półtawska przesadza w tej postawie, a jej wypowiedzi i postępowanie są niestosowne, nie na miejscu, przesadne. Jak decyzja o publikacji części prywatnej korespondencji w Polsce.

Na listę świadków nie trafiła też Anna Karoń-Ostrowska, która nie ukrywa, że nasilające się wątpliwości wokół Jana Pawła II sprawiają, że przechodzi przez jeden z najtrudniejszych okresów w życiu. Jednocześnie jest przekonana, że musi uczciwie zmierzyć się z pytaniami, rozważyć różne możliwości, konteksty, motywy, które mogły kierować Wojtyłą. Jak ten, że bronił duchownych przed fałszywymi zarzutami, do których przywykł w komunistycznym kraju.

– Miał poczucie, że musi to swoje stadko, ten swój dom chronić, i myślę, że poszedł w tej ochronie za daleko. Nie mógł albo raczej nie chciał zobaczyć tego wszystkiego. Bardzo różnił się od kardynała Wyszyńskiego, który w tym samym komunizmie trzymał księży bardzo krótko i dbał o ich morale, wiedząc doskonale, że Służba Bezpieczeństwa wnikliwie śledziła wszelkie potknięcia polskiego kleru i potem poprzez szantaż wciągała księży do współpracy. A papież był takim dobrym tatą, który chciał chronić i bronić, uważając, jak się okazało niesłusznie, że tylko wrogowie Kościoła atakują duchownych. Z takich tłumaczeń korzystało, jak myślę, wielu złoczyńców w sutannach. Karol Tarnowski, bliski przyjaciel papieża, powiedział mi kiedyś, że Jan Paweł II nie widział w ludziach zła. Może nie chciał zobaczyć, jakimi ludźmi się otacza, byli wygodni, jako podwładni, cenił księży zaradnych, umiejących zdobywać pieniądze, ale i manifestujących swoje uduchowienie. Podobnie było w czasach krakowskich. Może nie potrzebował partnerów do dyskusji nad wspólnymi wizjami Kościoła, tylko wykonawców? – Moja rozmówczyni się zamyśla.

W każdym z tych światów miał być nieco inną postacią, jakby zmieniał maski. Był poetą i aktorem, co stanowiło ważną cechą jego osobowości, ponieważ kreował zarówno siebie, jak i swoje relacje w tych różnych wymiarach. Z wystąpień publicznych pamiętamy jego serdeczną, kordialną twarz. W rozmowach służbowych pozostawał bardziej stonowany.

– Ksiądz Tischner powiedział mi kiedyś, że był “jakby za szybą”, której nie dało się przeniknąć – dodaje Anna Karoń-Ostrowska. – Oddzielał relacje z księżmi od prywatnych bliskich kontaktów ze świeckimi przyjaciółmi.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin