CELEBRITY
Nikola Grbić rozlicza się po MŚ. “Możecie to zapisać dużymi literami”

Nikola Grbić pozostaje najbardziej utytułowanym selekcjonerem w historii reprezentacji Polski, a pod jego wodzą Biało-Czerwoni nie schodzą z podium wielkich imprez. Mimo wielu zmian w zespole i kontuzji, Polacy zakończyli sezon ze złotem Ligi Narodów i brązem mistrzostw świata, w których drużyna liczyła na triumf. Zwłaszcza ten ostatni turniej mocno podzielił środowisko w ocenie zakończonego sezonu kadrowego. — Nie uciekam od odpowiedzialności — mówi trener Nikola Grbić w długiej rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet. I szczerze odpowiada na pytania, jakie zadaje sobie wielu kibiców. Także tych, którzy go krytykują.
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Edyta Kowalczyk: Wie pan, że po mistrzostwach świata spłynęła na pana chyba największa fala krytyki od rozpoczęcia pracy z reprezentacją Polski? Pojawiły się nawet głosy, że powinien pan zostać zwolniony.
Nikola Grbić (trener reprezntacji Polski siatkarzy): Możecie to zapisać dużymi literami: NIC MNIE TO NIE OBCHODZI. Każdy ma prawo do swojej opinii, a ja mam prawo do tego, żeby mieć to gdzieś. Jeżeli federacja uzna, że powinienem stracić pracę, bo z mundialu przywieźliśmy tylko brąz, nie mam z tym problemu. Wiem, jak to jest być zwolnionym. Nie śledzę komentarzy, bo wiem, że część z tych osób nie rozumie siatkówki albo nie pojmuje jej w taki sposób jak ja. Czy Andrea Giani, Laurent Tillie albo Bernardo Rezende stracili swoje posady, bo Francja, Japonia i Brazylia odpadły z mistrzostw świata po fazie grupowej? Nie.
Przytoczę proste fakty. Zanim objąłem reprezentację Polski nie było tak, że z każdego turnieju przywoziliście medal. Tymczasem stanęliśmy na podium osiem razy z rzędu i to jest zrozumiałe, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z jednej strony nie chcę obniżać wartości tych osiągnięć, ale z drugiej — musimy pamiętać o tym, że jest to sytuacja daleka od normy. Nie ma drugiej takiej drużyny, która regularnie sięga po medale wielkich imprez. Weźmy pod uwagę, że na mistrzostwa świata pojechaliśmy bez siedmiu medalistów z Paryża, zmieniliśmy parę rozgrywających, walczyliśmy z problemami zdrowotnymi, a tacy zawodnicy jak Bartłomiej Bołądź czy Bartosz Bednorz nie wrócili do formy po kontuzjach z sezonu klubowego. W trakcie mundialu kłopoty zdrowotne najpierw wykluczyły z gry Tomasza Fornala, a przed kluczowym półfinałem z Włochami także Bartosza Kurka. Podczas gdy ekipa z Italii miała tylko jedną zmianę w wyjściowej szóstce oprócz kontuzjowanego Daniele Lavii w porównaniu do zeszłego roku.
Tak wyglądała szatnia Polaków po dotkliwej porażce. Grbić mówi wprost
W wywiadzie dla Weszło powiedział pan, że czas po przegranym półfinale mundialu z Włochami a spotkaniem o brąz z reprezentacją Czech był najtrudniejszym momentem, odkąd prowadzi pan Biało-Czerwonych. Pod jakimi względami?
Ze względu na morale. Po dotkliwej porażce mieliśmy mniej niż dobę do walki o brązowy medal przeciwko drużynie, która też miała swoje ambicje i chciała napisać historię. W naszym przypadku to było jak dalsze wyciskanie wyciśniętej już cytryny. Musieliśmy zagrać mecz, choć każdy z nas wiedział, że brąz nie jest stawką, o jaką pojechaliśmy tam walczyć. Proszę mi wierzyć — nikt bardziej od nas samych nie pragnął tego złota. Zrobiliśmy wszystko, co było możliwe, aby je zdobyć.
Wszyscy milczeli. W takim momencie nie ma za bardzo o czym rozmawiać. Tak jak brakuje czasu na analizę tego, co się wydarzyło. Czas jest dopiero kiedy po sezonie siadam i oglądam mecze od nowa.
Kamil Semeniuk był w mistrzostwach świata zdecydowanie najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem reprezentacji Polski aż do meczów w strefie medalowej. Sam przyznawał, że w półfinale z Włochami próbował wszystkich swoich sztuczek, żeby zdobyć punkt, ale rywale byli nieugięci. W meczu o brąz też nie grał już tak efektownie w całym turnieju. Z czego to wynikało?
W meczu z Czechami grał naprawdę dobrze przez półtora seta, także w serwisie. Kiedy w trzeciej partii wpuściłem go do zagrywki w miejsce Marcina Komendy [Semeniuk zaczął ten mecz w szóstce, ale po dwóch partiach zmienił go Tomasz Fornal], przy jego serwisach zrobiliśmy dwa break pointy. Z kolei Włosi bardzo mocno naciskali nas swoją zagrywką, dlatego Kamil nie mógł złapać swojego rytmu w ataku. Większość piłek, jakie dostawał na skrzydło, musiał uderzać z trudnej pozycji albo walczyć z podwójnym czy potrójnym blokiem. Zresztą my to samo robiliśmy z Italią w finale Ligi Narodów w Ningbo, wywierając presję na Alessandro Michieletto, czy w ćwierćfinale mundialu z Mirzą Lagumdziją, gdy naciskaliśmy serwisem. Trudność rywalizacji z najlepszymi drużynami polega na tym, że najczęściej one nie pozwalają ci pokazać pełni swoich możliwości. Wiem, że łatwo jest wydawać osądy, siedząc na kanapie z filiżanką cappuccino albo butelką piwa.
Czytaj także: Oto do czego Włosi doprowadzili Polaków na MŚ. “Aż coś we mnie pękło”
Grbić wyraźnie postawił na Kurka. Pojawiły się problemy
Gdyby miał pan powiedzieć z perspektywy byłego rozgrywającego, jak pomóc zawodnikowi dobrze wejść w mecz, na co by pan wskazał? Mam na myśli sytuację Kewina Sasaka, który od półfinału musiał zastąpić kontuzjowanego Bartosza Kurka. W meczu z Włochami dostał 20 piłek, ale już dzień później przeciwko Czechom widać było, że Marcin Komenda dwa razy częściej kieruje piłki do Wilfredo Leona niż do niego, co mogło być efektem jego występu dzień wcześniej.
Kewin mocno cierpiał w pierwszym secie półfinału z Włochami i zdobył jeden punkt [skończył jeden z ośmiu ataków]. Jednak Marcin dobrze wprowadzał go do gry. W pewnym momencie prowadziliśmy 11:7, Kewin był w pierwszej linii i miał naprzeciwko siebie pojedynczy blok. Jeżeli masz kogoś wprowadzić do gry, to właśnie wykorzystując taką sytuację. Kewin nie kończył, ale wybór Marcina był dobry. Na pewno lepszy niż próba dogrania piłki od siatki na drugą linię, by inny zawodnik mierzył się z podwójnym czy potrójnym blokiem. Mówię to jako były rozgrywający. Dopiero później, gdy pewne opcje nie działają, szukasz innych rozwiązań i zmiany dystrybucji.
Wcześniej mówiliśmy o Kamilu Semeniuku, który jest niezwykle doświadczonym zawodnikiem na poziomie międzynarodowym, a mimo to miał problemy z kończeniem ataków w półfinale. Zatem proszę sobie wyobrazić, jakie trudności musiał mieć w tym aspekcie Sasak, który tego doświadczenia ma decydowanie mniej. Dodatkowo musiał się mierzyć z presją wejścia w buty Kurka. W jego głowie była myśl o tym, że musi sprostać oczekiwaniom, a może nawet obawiał się, że to on będzie winien ewentualnej porażki. To ogromna presja dla zawodnika. Ja też nie jestem czarodziejem, który sprawi, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawi, że ktoś będzie grał znakomicie. To tak nie działa.
Jednak Sasakowi wyraźnie brakowało rytmu grania. Wiem, że Kurek musiał grać, by złapać rytm po nieobecności w Lidze Narodów, ale czy dało się stworzyć system, w którym ten balans między zawodnikami mógłby zostać zachowany właśnie na wypadek takich sytuacji jak kontuzja kapitana?
Gdybym tylko miał szklaną kulę i mógł przewidywać przyszłość, inaczej zorganizowałbym pewne kwestie. Jednak to tak nie działa, że wpuszczam go na boisko i on tam pokazuje najlepszą wersję siebie. Po przerwie Bartek też potrzebował zgrywania się z Marcinem Komendą, żeby złapali odpowiedni rytm. Nie można próbować zjeść ciastko i mieć ciastko, czyli w takim samym stopniu przygotować dwóch zawodników. Dlatego w tej sytuacji postanowiłem, że naszą jedynką w ataku będzie w tym sezonie Kurek.