CELEBRITY
Przyjechała do Polski, by leczyć chorą córeczkę. Ukrywa się przed mężem Irlandczykiem. Decyzja sądu wywołuje emocje

Nie ma zgody Sądu Najwyższego na to, by czteroletnia chora dziewczynka, którą mama przywiozła z Irlandii do Polski na leczenie – została na razie w kraju. – Miałam nadzieję, że ktoś zrozumie, że moja córka nie może wrócić do Irlandii, bo tutaj ją ratujemy – mówi załamana Maria P. (imię kobiety na jej prośbę zmieniono). Szczegóły w artykule.
Przyjechała do Polski, by leczyć chore dziecko
O sprawie pani Marii i jej córki pisaliśmy w “Super Expressie” w sierpniu. Czteroletnia Anna przyjechała ze swoją mamą do Polski z Irlandii na początku ubiegłego roku, bo dziewczynka przestała komunikować się z otoczeniem, miała niepokojące tiki, prężyła się i często płakała.
Widziałam, że coś złego dzieje się z moją córką. Szukałam pomocy w Irlandii, ale wciąż dostawałam informacje, że mam czekać – opowiada pani Maria, dodając, że w końcu Anna w Irlandii została uznana za zdrową i wykreślona z kolejki oczekiwania do Ośrodka Pomocy Dzieciom z Niepełnosprawnością. – Natomiast czas oczekiwania na ponową diagnostykę został określony na około 2 lata – mówi kobieta. – Nie miałam na co czekać, widziałam, że z Anną jest coraz gorzej i wiedziałam, że liczy się każdy dzień. Dlatego na początku 2024 roku kupiłam bilety do Polski, żeby tutaj przebadali ją polscy lekarze – wyjaśnia pani Maria. – Już w marcu uzyskałam pierwsze wstępne diagnozy dotyczące autyzmu, lekarze nie mieli żadnych wątpliwości co do stanu zdrowia dziecka, w lipcu już uzyskałam orzeczenie o niepełnosprawności. Córka nadal jest diagnozowane z uwagi na inne schorzenia m. in. silne zaburzenia przetwarzania sensorycznego, które powodują bóle ciała, silne ataki paniki i regresję rozwoju, podejrzenie padaczki i innych rzadkich zaburzeń neurologicznych – wyjaśnia kobieta.
Jak dobrze przygotować dziecko na 1 września? 10 porad dla rodziców.
Pani Maria tłumaczy, że jej córeczka wymaga stałej opieki.
– Anna jest niezdiagnozowana i przyjmuje ciężkie leki, które wymagają stałego monitorowania. Wakacje były czasem pobytów w szpitalach, wizyt lekarskich, ale tez zapewnienia dziecku bezpiecznego i spokojnego wypoczynku. Teraz powinniśmy skupić się na dalszej diagnostyce, połączonej z terapiami i przedszkolem – jeśli jej stan zdrowia na to pozwoli – mówi mama dziewczynki. – 1 września, odbyła sią kolejna interwencja instytucji, która budzi mój ogromny niepokój – przecież są osoby, które mogłyby wstrzymać ten dramatyczny proces i pozwolić dziecku funkcjonować w bezpiecznym środowisko.
Anna potrzebuje leków, terapii, spokoju, wsparcia i czułości, tymczasem jej rodzice toczą w sądach spór, bo ojciec domaga się powrotu dziecka do Irlandii.
– Ojciec formalnie ma pieczątkę sadu, dzięki której może odebrać córkę – dodaje kobieta. – Jest zdrowy, mobilny i pracuje dla firmy, której działalność wymaga wyjazdów służbowych poza kraj zamieszkania. Skoro potrafił przyjechać po odbiór dziecka, nasuwa się pytanie: dlaczego nie potrafił pojawić się ani razu przez cały rok, zanim formalnie otrzymał pieczątkę? Tymczasem córka potrzebuje przede wszystkim stałości i stabilnego środowiska, które już dobrze zna i kocha. Chociaż jesteśmy w trakcie rozwodu i oboje możemy aktywnie uczestniczyć w życiu córki, nie można ignorować jej dobra i potrzeb zdrowotnych. Przez cały rok, kiedy ja walczyłam o jej zdrowie w szpitalach, nieprzespane noce, trzymałam ja, gdy gryzła siebie lub mnie, ojciec nie był obecny i nie wspierał finansowo opieki nad dzieckiem.
Sąd już wcześniej orzekł, że dziewczynka powinna wrócić do Irlandii
W maju 2025 roku sąd w Polsce orzekł, że dziewczynka, która urodziła się w Irlandii i posiada irlandzkie obywatelstwo, powinna tam wrócić, ponieważ matka przeniosła ją do Polski bez zgody ojca.
Biegli powołani do sprawy sądowej, którą wniósł w Polsce ojciec dziecka uznali, że ich zdaniem dziecko może wrócić pod opiekę ojca do Irlandii. Od tamtego czasu w domu, w którym czasowo przebywała kobieta z córką regularnie stawia się kurator, policja i ojciec Anny, by zabrać ją do Irlandii, ale Maria z córką albo przebywają w szpitalach, albo pod innym adresem.
– Nie chcę, by tam wróciła i przerwała leczenie tutaj. Robię wszystko dla dobra mojej córki – wyjaśnia kobieta, która złożyła już także w sądzie dokumenty rozwodowe. – Nie chcę być z mężczyzną, który nie chce leczenia naszej córki. Pozwólcie nam zostać w Polsce – apeluje kobieta.
Do sprawy pani Marii i jej córki włączyła się Rzecznik Praw Dziecka, której zdaniem prawomocne postanowienie o wydaniu dziecka jego ojcu powinno być wstrzymane, dlatego skierowano kasację do Sądu Najwyższego w Warszawie.
Sąd Najwyższy podtrzymuje decyzję
Niestety, najnowsze decyzje Sądu Najwyższego są takie, że dziecko ma wrócić do Irlandii. Choć kasacja nie została jeszcze rozpatrzona, sędziowie nie wydali decyzji, by dziecko zostało, co oznacza jedno: Anna ma wrócić do Irlandii.
– Moim zdaniem sądy pominęły konstytucyjną zasadę ochrony dobra dziecka. Tymczasem klauzula generalna dobra dziecka wymaga, aby każdorazowo odmówić wydania dziecka w sytuacji, gdy jego powrót wiązałby się z ryzykiem naruszenia podstawowych praw – w tym prawa do ochrony życia i zdrowia – ocenia mec. Barbara Prokop z Kalisza, która jest pełnomocniczką pani Marii.
Adwokatka wyjaśnia, że – w jej ocenie – sądy przyjęły, że powrót dziewczynki do Irlandii nie niesie realnego zagrożenia, mimo że zgromadzona dokumentacja medyczna, orzeczenia o niepełnosprawności oraz opinie specjalistów jednoznacznie wskazują, iż nagłe przerwanie leczenia i zmiana otoczenia spowodują dla niej poważną szkodę zdrowotną i psychiczną
– Jako adwokat do spraw rodzinnych podkreślam, że złożona skarga kasacyjna nie jest walką rodziców, lecz walką o zdrowie i życie dziecka. Przerwanie terapii i nagła zmiana środowiska naraziłyby dziecko na nieodwracalną szkodę fizyczną i psychiczną. Naszym stanowiskiem jest, że dobro dziecka – chronione zarówno przez Konstytucję RP, jak i Konwencję haską – wymaga, aby pozostało ono w Polsce, gdzie ma zapewnioną opiekę, stabilność i poczucie bezpieczeństwa – mówi mec. Prokop.
Ojciec dziewczynki walczy o kontakt z córką
Ojciec Anny w mailowej rozmowie z “Super Expressem” przyznał, że będzie walczył o prawo córki do kontaktu z nim.
– Mocno wierzę, że moja żona cierpi na pewną formę depresji i lęku oraz nie jest w stanie wychowywać mojej córki na takim poziomie, na jakim ja potrafię – dodał.