Connect with us

CELEBRITY

Remove term: Szorowała domy ”białasom” i dorabiała w domu publicznym. A potem jej płyty kupowały miliony. Historia Billie Holiday Szorowała domy ”białasom” i dorabiała w domu publicznym. A potem jej płyty kupowały miliony. Historia Billie Holiday

Published

on

Gdy się urodziła, jej matka miała zaledwie 13 lat. Gdy ona sama była dziesięciolatką, została zgwałcona. Niedługo później trafiła do burdelu. Śpiewać w nocnym klubie zaczęła z powodu niekończących się kłopotów finansowych. I już nie przestała. Tak narodziła się legenda amerykańskiego jazzu – Billie Holiday.

Billie Holiday ze swoim psem w Nowym Jorku, luty 1947 r. (fot. William P. Gottlieb / Wikimedia.org / Domena publiczna)
Some Other Spring
Mama i tatko ochajtali się za młodu. On miał osiemnaście lat, ona szesnaście, ja trzy. Mama robiła za służącą u białasów. Kiedy tylko dowiedzieli się, że jest w ciąży, wywalili ją z roboty. Starych mojego ojca też o mało szlag nie trafił. Wywodzili się z dobrego towarzystwa i w ich części Baltimore takie rzeczy się po prostu nie zdarzały*.

Moi rodzice byli biednymi dzieciakami. A kiedy jesteś biedny, dorastasz w trymiga.

To cud, że mama nie trafiła do przytułku, a ja nie skończyłam w sierocińcu. Ale Sadie Fagan kochała mnie już wtedy, gdy podczas zmywania podłóg poczuła pierwsze delikatne kopnięcie w żebra. Poszła do szpitala i zawarła umowę z ichnią szefową. Zobowiązała się, że będzie szorować podłogi i usługiwać pozostałym babskom czekającym na poród, żeby w ten sposób opłacić własne łóżko. I tak też zrobiła. Tej środy, kiedy w końcu przyszłam na świat w Baltimore – 7 kwietnia 1915 roku – moja mama miała trzynaście lat.

Zanim całkowicie wywiązała się z umowy ze szpitalem i zabrała mnie do rodzinnego domu, wyrosłam na tyle, że potrafiłam samodzielnie siadać i byłam całkiem rozgarnięta. Tatko robił to, co wszystkie inne chłopaki w tamtych czasach – roznosił gazety, biegał na posyłki, uczył się w szkole. Kiedyś wyjął mnie z wózka i zaczął się ze mną bawić. Jego matka zaraz przyleciała z wrzaskiem.

Clarence! Przestań się bawić z tym dzieckiem! – ryczała, ciągnąc go do domu. – Jeszcze ktoś pomyśli, że to twoje.

– Mamo, przecież ona jest moja – odpowiedział, a ona niemal kojfnęła na serce. W końcu miał dopiero piętnaście lat i wciąż biegał w krótkich gaciach. Marzyło mu się, że zostanie muzykiem, i pobierał lekcje gry na trąbce. Musiały upłynąć prawie trzy lata, nim po raz pierwszy włożył długie spodnie – na własny ślub. (…)

Mając szesnaście lat, byłam już dojrzałą kobietą. Wielką, grubokościstą, ze sporym biustem; porządna rosła klacz. Przed szkołą i po lekcjach chodziłam do pracy, opiekowałam się dziećmi, robiłam sprawunki i szorowałam te cholerne białe schody, których pełno w całym Baltimore.

Sąsiedzi dawali mi miedziaka za każde szorowanie, więc musiałam coś wykombinować, żeby zwiększyć zarobki. Kupiłam sobie szczotkę, wiadro, szmaty, mydło Octagon oraz środek czyszczący Bon Ami – zapamiętam do końca życia tę wielką kostkę.

Kiedy pierwszy raz stanęłam przed białymi drzwiami i zapytałam, czy zapłacą mi piętnaście centów za sprzątanie, właścicielka zareagowała, jakby zaraz miała jej pęknąć żyłka. Wytłumaczyłam, że przyniosłam swoje środki czyszczące, stąd taka cena. Usłyszałam, że mam cholerny tupet, więc obiecałam, że za te pieniądze wyszoruję też podłogę w kuchni albo w łazience. Zadziałało, dostałam robotę. (…) Czasem udawało mi się zarobić nawet dziewięćdziesiąt centów. Raz przyniosłam dwa dolary i dziesięć centów – zrobiłam wtedy czternaście domów: schody i kuchnie albo łazienki.

Przez tę robotę musiałam zrezygnować z jazdy na wrotkach i boksu. (…) Ale nie przestawałam śpiewać, śpiewałam przy szorowaniu schodów, śpiewałam, jeżdżąc na rowerze. Mogłam tak przez cały czas. Uwielbiałam muzykę. Wciskałam się wszędzie, gdzie tylko mogłam czegoś posłuchać.

Załatwiałam też sprawunki dla Alice Dean i dziewczyn z jej burdelu na rogu naszej ulicy. W tamtych czasach biegałam ludziom po zakupy, kasując piątaka albo dziesięć centów od każdego, bez wyjątku. Ale z Alice miałam inny układ – przynosiłam mydło, ręczniki i szorowałam balie w zamian za to, że dawały mi posłuchać Louisa Armstronga albo Bessie Smith z patefonu stojącego w salonie.

To było naprawdę coś – żaden inny przybytek nie mógł się poszczycić takim urządzeniem. Spędziłam tam wiele cudownych godzin, słuchając Popsa i Bessie. Pamiętam, jak kręciło mi się w głowie przy “West End Blues” Louisa. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam śpiew bez słów. Jeszcze nie wiedziałam, że Pops zapominał tekstów i wymyślał coś z głowy. Przecież nie rozumiałam różnych słów, a jego “ba ba ba” i tym podobne zdawały się coś znaczyć, choć ich znaczenie zmieniało się zależnie od mojego nastroju. Czasem nagrania sprawiały, że ryczałam jak bóbr. A czasem byłam tak szczęśliwa, że zupełnie zapominałam, ile się musiałam natyrać, żeby posłuchać płyt w salonie. (…) Nauczyłam się też zakradać do kina, żeby zaoszczędzić dziesięć centów. Widziałam chyba wszystkie filmy z Billie Dove. Całkiem mi odbiło na jej punkcie. Obsmyczyłam włosy jak ona, a w końcu pożyczyłam sobie od niej imię. (…)

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin