CELEBRITY
Robert Lewandowski najgorszy w Barcelonie. To musiało się tak skończyć

Podstawowy wniosek po meczu FC Barcelona — Getafe CF jest oczywisty: Robert Lewandowski był najgorszym zawodnikiem mistrza Hiszpanii. Tylko czy zarazem jego występ był katastrofalny? No nie. Czy to spotkanie w wykonaniu Polaka po prostu musiało tak wyglądać? No tak. Czy taka rola jak w tym meczu będzie mu na dłuższą metę odpowiadać? No właśnie… A skoro za niektóre rzeczy można go mimo wszystko pochwalić, to czy jednak to nie za mało w przypadku piłkarza takiego formatu? I czy aby na pewno sam jest sobie winien?
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Zachowaj spokój. Przyjmij postawę stojącą. Nie odwracaj się do niego tyłem. Utrzymuj kontakt wzrokowy. Nie odłączaj się od grupy, bo wtedy jesteś łatwiejszym celem. To podstawowe zalecenia w przypadku ataku rekina. Piłkarze Getafe w meczu Barceloną się do nich stosowali, ale Ferran “Rekin” Torres i tak rozszarpał ich na strzępy. Także dlatego, że miał u boku Roberta Lewandowskiego.
Getafe ostatecznie w Barcelonie poległo, bo i polec musiało. Nie tylko dlatego, że nie zastosowało się do innych wskazówek, jak odstraszyć rekina. Goście wystąpili przecież w żółtych strojach, a obok pomarańczowego to kolor, który najbardziej przyciąga uwagę tego drapieżnika.
No dobra, teraz będzie trochę bardziej poważnie.
Podopieczni Pepe Bordalasa napytali sobie biedy przede wszystkim tym, że wykonywali gwałtowne ruchy i podnosili niepotrzebnie głos. To rozjuszyło nie tylko Torresa, ale i całą drużynę Barcelony. Jeśli ekipa spod Madrytu myślała, że w ten sposób zdoła ograć mistrzów Hiszpanii, to śmiało można powiedzieć, że zginęła od własnej broni.
Kolejna strzelanina Barcelony. Robert Lewandowski długo nie zapomni tego meczu
Podopieczni Hansiego Flicka podjęli bowiem rękawicę w kwestii twardej gry i walki do upadłego. A to przecież domena drużyny Bordalasa, która potrafi uprzykrzyć życie każdemu rywalowi. Nie jest to jakaś łatka, która przypadkiem przylgnęła do Getafe, tylko fakty. I to niezależnie od tego, jak bardzo Bordalas nie wycierałby sobie gęby Johanem Cruyffem. Jego podopieczni znów uciekali się do najprostszych środków, które w przeszłości zdawały już egzamin w meczach z Barceloną.
Ale tym razem nie przyniosło im to powodzenia. Na ironię losu zakrawa fakt, że ekipie ze stolicy Katalonii pomógł… przypadek.
Hansi Flick? Ani kroku wstecz
Hansi Flick pozostaje wierny swoim ideałom. W poprzednim sezonie miejsce w pierwszym składzie z powodu spóźnienia tracili Jules Kounde i Inaki Pena. Przed tygodniem spotkało to Raphinhę, a w niedzielę — Marcusa Rashforda. Po dwóch bramkach w czwartek przeciwko Newcastle United w Lidze Mistrzów Anglik był wręcz pewniakiem w wyjściowej jedenastce na starcie z Getafe. Zwłaszcza że nadal niezdolny do gry jest Lamine Yamal.
Tymczasem totalnie niespodziewanie od pierwszej minuty na boisko wybiegli i Robert Lewandowski, i Ferran Torres. Trener Barcelony nie miał tak naprawdę wyjścia. Z nominalnych skrzydłowych zostali mu już tylko Roony Bardghji i Toni Fernandez. Obaj są tyleż utalentowani, co niedoświadczeni. Wybór padł więc na Ferrana, który jako skrzydłowy grał przez prawie całą karierę.
Cały ambaras polegał jednak na tym, że Hiszpan tak naprawdę przeciwko Getafe skrzydłowym wcale nie był. I to nie tylko dlatego, że już od pewnego czasu jest postrzegany przez Flicka jako napastnik.
Niedzielne spotkanie było pierwszym od kwietniowego z Celtą Vigo, w którym Ferran i Lewandowski znaleźli się w wyjściowym składzie. W tamtym meczu Hiszpan także został zaprezentowany na grafice przedmeczowej jako lewoskrzydłowy, ale tak naprawdę często dublował pozycję Polaka. Można więc było odnieść wrażenie, że panowie sobie przeszkadzali.
Mimo to Ferran zdołał wtedy trafić do siatki. Przedarł się środkiem boiska i płaskim uderzeniem rozpoczął strzelanie w tym szalonym meczu, który zakończył się wynikiem 4:3. Pewien udział w tej bramce miał Lewandowski, który odciągnął uwagę dwójki stoperów rywala. A gdy jeden z nich zdecydował się doskoczyć do Hiszpana, było już za późno — “Rekin” skutecznie zaatakował.
Lewandowski i Ferran zamienili się rolami
W niedzielę było podobnie. To głównie na Polaku skupiała się uwaga środkowych obrońców Getafe, przez co wszędobylski Ferran miał większe pole do popisu. Tym razem skorzystał z tego niemal w 100 proc.
Wszystko to wyglądało jak idealny plan na mecz, gdyby nie to, że któregoś z dwójki Ferran — Lewandowski na boisku od początku miało przecież nie być. Żaden z przedstawicieli mediów nie zapytał Flicka, kto pierwotnie miał znaleźć się na boisku od początku, gdyby Rashford jednak się nie spóźnił. Wydaje się, że miał to być Polak, który nie tylko rozpoczął poprzedni mecz w pierwszym składzie, ale i lepiej spisał się w przedostatnim spotkaniu Blaugrany.