CELEBRITY
Rywalki Polki mdlały i zjeżdżały z trasy na wózkach. Piekło na MŚ

Nie podniecajcie się – uspokajał Krzysztof Kisiel, wiążąc szaliki z lodem, więc i Katarzyna Zdziebło zachowała spokój. Rywalki wymiotowały, zjeżdżały z trasy na wózkach, a ona maszerowała i została piątą chodziarką mistrzostw świata na 35 km.
Trzy lata temu uczyliśmy się jej nazwiska i życiorysu w trybie przyspieszonym. Zdziebło spełniła wtedy amerykański sen, zdobywając w Eugene dwa srebrne medale mistrzostw świata w chodzie na 20 i 35 km. Wreszcie mogła przestać traktować sport jako hobby, bo wcześniej szła ścieżką rodziców. Córka chirurga naczyniowego i lekarki rodzinnej skończyła kierunek lekarski na Uniwersytecie Rzeszowskim, sport był tylko dodatkiem do studiów. Dwa srebra, które wychodziła jako podopieczna trenera Grzegorza Tomali, pozwoliły przestawić zwrotnicę.
Minęło kilka tygodni i została jeszcze wicemistrzynią Europy. To był jej sezon życia, później przyszły dwa lata chude. Zdziebło zmagała się z urazami, nie udała się trenerska współpraca z Robertem Korzeniowskim. Nie kończyła startów na mistrzostwach świata (2023) oraz Europy (2024) i statystowała podczas igrzysk, do których nie mogła się wyszykować przez kontuzję. Teraz wróciła – do formy i zdrowia, choć podkreśla, że to drugie bywa kruche. Już przed startem w Tokio słyszeliśmy, że jest wśród tych, które mogą w polskiej reprezentacji zaskoczyć.
Kiedy wyszła na trasę, mogło się jej przypomnieć Eugene. Tym razem nie było wprawdzie ekstremalnego upału i słońca zmieniającego asfalt w patelnię – organizatorzy właśnie w obawie przed skwarem przyspieszyli start rywalizacji chodziarzy o pół godziny – ale tegorocznym mistrzostwom świata, podobnie jak tokijskim igrzyskom sprzed lat, towarzyszy nieustanna lepkość. Wysoka wilgotność sprawiła, że chodziarze brnęli przez powietrze tak gęste, jakby najpierw trzeba było je przeżuć, żeby nim odetchnąć.
Skarpetki z lodem, których używam, wystarczyły tylko na cztery kilometry. Pomogło dopiero, gdy wpadłem na to, żeby trzymać w obu dłoniach dodatkowe worki z lodem – mówił za metą inny polski chodziarz Maher ben Hlima, a wielu przeceniło swoje możliwości. Widzieliśmy zawodniczki, które zjeżdżają z trasy na wózkach inwalidzkich, jak Karla Ximena Serrano, i wymiotują, jak dwukrotna mistrzyni świata Kimberly Garcia Leon. Zdziebło tymczasem maszerowała jakby miała w głowie metronom, wyprzedzając kolejne rywalki.
Kiedy “połykała” kolejne kilometry, pracujący z nią od dwóch lat trener Krzysztof Kisiel, weteran chodu i były szkoleniowiec m.in. Roberta Korzeniowskiego, uspokajał: “Nie podniecajcie się!”. Wiązał przy okazji szaliki z lodem wykorzystując patent, którym już w Eugene chwalili się Tomalowie. Zdziebło wymieniała je regularnie. Robiła swoje, choć na trasie panował chaos. “Powiedzcie mi, jeśli będę miała ostrzeżenie!” – prosiła Zdziebło, ale trenerzy nie widzieli telebimu, czasów ani listy z karami. Stan tej ostatniej przekazywali im dziennikarze.
Była dwukrotna wicemistrzyni świata minęła metę jako piąta i uniosła dłoń. Trudno się dziwić, skoro na taki wynik czekała od trzech lat. – Jestem zadowolona, bo wiedziałam, że będzie ciężko. Było wilgotno, a temperatura dawała się we znaki, więc warunki nie sprzyjały biciu rekordów życiowych. Pilnowałam tętna, żeby nie przejść w pracę beztlenową. Musiałam zwracać uwagę na chłodzenie, choć przez pobieranie worków i wody traci się energię oraz wybija z rytmu. Czuję więc radość. Dałam radę, nie miałam na końcu “dętki” – mówi Zdziebło.
Piąte miejsce, a więc także ministerialne stypendium i 11 tys. dolarów premii, to sukces jej oraz Kisiela, który żartował podczas zawodów, że “chodem zajmuje się od 60 lat”, a ona “wyciągnęła go już z emerytury”. – Faktycznie jest w wieku emerytalnym, ale na rowerku jeszcze zasuwa. Teraz jest w Japonii, zobaczy trochę świata i na pewno mu ta współpraca wyjdzie na zdrowie – przyznaje Zdziebło, przed którą w Tokio jeszcze start na 20 km. – Podchodzę do niego z czystą głową, ale i zarąbanymi nogami, bo czuję się, jakbym przebiegła maraton – nie kryje.
– Kasia jest bardzo mocna, widzę to od początku sezonu – przekonuje Ben Hlima, który jeździ z nią na obozy i choć przygotowuje się do startów samodzielnie, to czasami korzysta z pomocy głównego trenera chodu Lesława Lasoty oraz Kisiela. – Ona nie jest jak inne zawodniczki, które wygrywają mityngi, chwalą się tym w mediach i robią show. Ma potencjał i teraz go pokazała. Widać, że potrzebowała po prostu odpowiedniego planu, przygotowania. Na mecie powiedziała mi, że czuje się dobrze i to po niej widać. Ona jeszcze powalczy – mówi.
Maher ben Hlima postawił wszystko na chód. Walczy o przetrwanie
Ben Hlima też musi walczyć. On był w rywalizacji na 35 km dziesiąty i może być zadowolony, bo osiągnął życiowy sukces, ale przyznaje, że stać go na więcej, a na nagrody oraz stypendia może liczyć jedynie czołowa “ósemka” mistrzostw świata. – Nie wiem, co będzie teraz. Mam jeszcze wsparcie od klubu, urzędu miasta, województwa, ale do końca roku. To nie są wielkie pieniądze. Zbieram grosz do grosza i przeznaczam na szczytne cele, jak zakup obuwia czy trening. To walka o przetrwanie. To, co będzie w przyszłym roku, zależy od tego i kolejnego startu – wyjaśnia.
Jest naszym jedynym chodziarzem w Tokio, inni nie wypełnili minimum. Jako 36-latek bije rekordy życiowe, niedawno poprawił nawet rekord Polski na 35 km, choć treningi łączy z dorywczą, zdalną pracą w logistyce. Fach zna, bo kiedyś prowadził firmę transportową, ale biznes się załamał, gdy Rosja napadła na Ukrainę. Rok temu ją zamknął, postawił wszystko na chód. Kłopoty biznesowe wciąż się jednak za nim ciągną. – Są problemy, ale zajmę się nimi w Polsce – mówi. – Teraz skupiam się na zawodach. Walczę, bo na to zasłużyłem.
Wyniki
Chód na 35 km mężczyzn: 1. E. Dunfee (Kanada) 2:28.22, C. Bonfim (Brazylia) 2:28.55, 3. H. Katsuki (Japonia) 2:29.16… 10. M. Ben Hlima 2:33.08
Chód na 35 km kobiet: 1. M. Perez (Hiszpania) 2:39.01, 2. A. Palmisano (Włochy) 2:42.24, 3. P. M. Torres (Ekwador) 2:42.44… 5. K. Zdziebło 2:44.37, 25. A. Ellward 3:08.21