CELEBRITY
Słupsk wstrząśnięty brutalnym morderstwem młodego Mateusza. Mieszkańcy nie mogą uwierzyć w okrucieństwo, które miało miejsce w ich mieście.
On nie zasłużył na taką śmierć — mówi z przejęciem pani Beata, ekspedientka ze sklepu przy ul. Wileńskiej w Słupsku (woj. pomorskie). Dobrze znała Mateusza D., 31‑letniego pracownika strefy płatnego parkowania, który padł ofiarą makabrycznego morderstwa. Jego ciało zostało poćwiartowane i zakopane w parku nad rzeką Słupią. Mieszkańcy są przerażeni, wciąż nie potrafią pojąć tego okrucieństwa.
Do zbrodni przyznał się 19-letni Alan G., współlokator ofiary. W środę, 3 grudnia prokuratura przekazała, że mężczyzna usłyszał zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i zbezczeszczenia zwłok.
Ciało Mateusza znaleziono 1 grudnia, w workach na śmieci, zakopane kilka metrów od alejki spacerowej w Parku Kultury i Wypoczynku w Słupsku. W środę wykopany w ziemi dół wciąż pozostawał odsłonięty. Głęboki na 70 cm znajduje się między drzewami, niedaleko rzeki, nieco ponad dziesięć metrów od asfaltowej ścieżki.
Zabójca zakopał zwłoki przy olsze. Takie rozgałęzione drzewo, trudno je przeoczyć — mówi nasz reporter, który był na miejscu. — Okolica jest niby trochę osłonięta krzakami, ale z alejki wszystko widać. Zwłaszcza że nocą palą się latarnie. Sprawca najwyraźniej w ogóle się tym nie przejmował.
Według lokalnych relacji ciało było rozczłonkowane na wiele części, które Alan G. zaniósł nad rzekę w walizce. Po wszystkim walizkę spalił.
Pani Beata znała zamordowanego Mateusza od lat. Widywała go często. Wpadał do sklepu, zamieniał kilka zdań. Potem wracał do swojego zajęcia. Sprawdzał parkujące samochody.
— On był bardzo spokojny. Aż za spokojny. Dlatego niektórzy go wykorzystywali. Nie opowiadał o sobie dużo, nie skarżył się. Może gdybym więcej pytała, coś by powiedział… Ale to był taki skromny chłopak — dodaje. — Zawsze unikał awantur.
Mateusz wynajmował pokój w mieszkaniu ze wspólną kuchnią i łazienką. Pani Beata pamięta, jak kiedyś spytała go: “A co ty nie masz tam zamykane?” — Chyba miał jakiś zamek. Ale mówił, że miał kłopoty ze współlokatorami. Narzekał, że musiał robić porządek.
— Nie był bogaty — uważa znajoma ofiary. Opowiada, że niedawno wziął na raty iPhona, bo poprzedniego zgubił. — Palił rzadko. Nie pił. Nie ćpał. Podobno miał braci. Wspominał, że pochodzi z Miastka i bardzo kocha mamę. Chciał ją kiedyś do siebie sprowadzić — dodaje nasza rozmówczyni.
— Raz próbowaliśmy go zeswatać z koleżanką — wspomina. — Nic z tego nie wyszło, ale się ucieszył, że ktoś pomyślał.
Zbrodnia z premedytacją
Mateusz był uznany za zaginionego. Kiedy znaleziono jego ciało 1 grudnia, policja szybko zatrzymała podejrzanego. Alan G., 19-latek, został przesłuchany tego samego dnia. Przyznał się i wskazał miejsce zakopania ciała.
Z ustaleń śledztwa wynika, że najpierw zadał ofierze kilka ciosów nożem w okolice serca. Dopiero po śmierci poćwiartował ciało, w łazience wspólnego mieszkania. Używał do tego noży kuchennych.
Według prokuratury motywem zbrodni był rabunek. Alan G. miał plan, miał narzędzia, nie działał w afekcie. Prokuratorzy ujawnili, że podejrzany leczył się psychiatrycznie, ale wcześniej nie był karany.
Zarzuty i decyzja sądu
Prokurator Paweł Wnuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku, potwierdza: — Alanowi G. postawiono zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem oraz zbezczeszczenia zwłok. Złożono wniosek o tymczasowy areszt na trzy miesiące.
Wniosek ma zostać rozpoznany w ciągu 24 godzin.
Brzeg rzeki Słupi, gdzie zakopano ciało Mateusza, wygląda zwyczajnie. Zbyt zwyczajnie. Policja odgrodziła teren taśmami, ale ślad po zbrodni w dosłownym sensie wciąż tam jest.
Ludzie przychodzą, żeby zobaczyć to miejsce. Kręcą głowami, szepczą tylko jedno: — Przerażające.
— Stałem tam może dziesięć minut. Przewinęło się sześć, siedem osób. Sporo, jak na grudzień — mówi reporter “Faktu”. — To nie jest odludzie. Tu się chodzi na mostek, na korty. A Alan kopał grób, jakby to była sobota na działce…
