Connect with us

CELEBRITY

— To cud, że żyję — przyznaje Włoch Filippo Baroncini ➡️

Published

on

Po koszmarnym wypadku w Polsce spędził dwa tygodnie w śpiączce, część z nich w szpitalu w Wałbrzychu. — To cud, że żyję — przyznaje Włoch Filippo Baroncini w specjalnej świątecznej rozmowie z dziennikarzem “Sporzy”. I zastanawia się, jak to możliwe, że karetka, która po niego przyjechała, czekała w miejscu wypadku aż 45 minut. Szczegóły tej sprawy nie dają mu spokoju.

Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Filippo Baroncini mówi, że nie jest w stanie patrzeć na swoje zdjęcia z chwil tuż po wypadku. Być może nigdy nie będzie na to gotowy.

— Miałem złamaną szczękę, nos, omal nie straciłem wzroku. Oczy uratowały mi okulary. Kilka milimetrów dalej i byłbym niewidomy — mówi 25-latek w wywiadzie dla belgijskiego portalu “Sporza”. A potem zaczyna dziękować Polakowi. — Pamiętam każdą chwilę — zapewnia.

Był 6 sierpnia 2025 r. i trzeci etap kolarskiego wyścigu Tour de Pologne. Na ostatnich kilometrach doszło do niebezpiecznej kraksy. Poszkodowanych było kilku zawodników, którym pomocy udzielano w miejscu wypadku. Wśród nich był Filippo Baroncini.

Pamiętam każdy detal. To był niebezpieczny zjazd i na zakręcie zebrało się sporo żwiru. Straciłem panowanie nad rowerem i upadłem — mówi. Włoch twierdzi, że uderzył w mur, prawdopodobnie przepust.

Czytaj również: Włosi uderzają w Polaków po kraksie na Tour de Pologne. Mamy odpowiedź
Koło niego upadł polski kolarz, Michał Kwiatkowski. Od razu zobaczył, że stan Włocha jest znacznie poważniejszy niż innych poszkodowanych. Wezwał lekarza swojej ekipy, by zajął się Baroncinim. — Do dziś jestem im obu niezmiernie wdzięczny — mówi Filippo.

Jedna rzecz wciąż mnie dręczy. Dlaczego w takim stanie, w jakim byłem, leżałem w karetce 45 minut? To nie do pojęcia — uważa. Karetka miała odjechać do szpitala dopiero po stanowczej interwencji wspominanego już lekarza grupy Michała Kwiatkowskiego.

W Specjalistycznym Szpitalu im. dr Alfreda Sokołowskiego w Wałbrzychu Włochowi natychmiast zoperowano złamany obojczyk. Ale to był najmniejszy z problemów. Najgroźniejsze były liczne obrażenia twarzy. Baronciniego wprowadzono w stan śpiączki, wzywając do Polski jego rodzinę.

Warto przeczytać: Tak Polak zrujnował swoją karierę. Po latach wreszcie przemówił
— Mój tata i brat natychmiast tu przylecieli, ale w Polsce nie porozmawialiśmy choćby przez chwilę. Dopiero potem usłyszałem, jak ciężko im było czuwać przy łóżku bez żadnego znaku ode mnie – mówi Baroncini w wywiadzie dla “Sporzy”.

Rodzina i zespół UAE Team Emirates podjęły decyzję o transporcie zawodnika do Włoch. Polskę opuścił po pięciu dniach w szpitalu, a szef ekipy dziękował lekarzom za znakomitą opiekę.

— Szpital w Polsce jest niesamowity. Napiszcie to wyraźnie. Opiekują się Filippo i nami wspaniale. Dziękuję Polsce i szpitalowi za to, co dla nas zrobili — mówił Przeglądowi Sportowemu Onet Mauro Gianetti.

Najważniejsze operacje Baroncini przeszedł jednak już w domu, w szpitalu w Mediolanie. — Kiedy obudziłem się dwa tygodnie po wypadku, zrozumiałem jakim cudem jest to, że żyję i wciąż widzę — mówi.

Czytaj też: Włoch wybudzony po wypadku w Polsce. Nowe, przerażające szczegóły
Po długich tygodniach rehabilitacji, pod koniec października usiadł na rower. Obecnie przygotowuje się do kolejnego sezonu ze swoją drużyną. Do ścigania chciałby wrócić w marcu. Pracuje też z psychologiem, by poradzić sobie z traumą wypadku.

Z okazji świąt opublikował w mediach społecznościowych serię zdjęć i poruszający wpis.

Największym lękiem nie był ból ani złamane kości. Choć przez chwilę poczułem, że mogę zostawić pustkę w rodzinie. (…) Dziś jest nowy początek. Żyję dalej z ogromną wdzięcznością i siłą, o której być może nawet nie wiedziałam, że ją mam” — napisał włoski kolarz.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin