CELEBRITY
W tym wypadku zginął ojciec Tomasza Adamka. Cała Polska słyszała o tej tragedii
15 listopada 1978 r. na Żywiecczyźnie doszło do jednej z największych katastrof drogowych w powojennej Polsce. W wąwozie Wilczy Jar (woj. śląskie) dwa autobusy wiozące górników runęły do Jeziora Żywieckiego. Zginęło 30 osób, w tym ojciec znanego polskiego pięściarza Tomasza Adamka. Mimo upływu lat lokalna społeczność wciąż pamięta o tej tragedii.
Feralnego listopadowego poranka dwa autobusy przewożące górników do kopalń Brzeszcze, Ziemowit i Mysłowice wpadły w poślizg na śliskiej drodze. Pierwszy z nich spadł z mostu w kilkunastometrową przepaść, lądując w lodowatych wodach Jeziora Żywieckiego. Kilka minut później ten sam los spotkał drugi pojazd, który runął zaledwie trzy metry dalej. To, co wydarzyło się w Wilczym Jarze, do dziś mrozi krew w żyłach.
Katastrofa, która wstrząsnęła Żywiecczyzną
Akcją ratunkową dowodził wówczas strażak kapitan Czesław Pruski.
— Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem… Kolejni — tak wspominał tę katastrofę po latach w rozmowie z “Dziennikiem Zachodnim” i akcję wydobywania ciał.
W katastrofie zginęło 30 osób — 27 górników, dwóch kierowców oraz wdowa po jednym z górników, który zaledwie dwa tygodnie wcześniej stracił życie w wypadku. Najmłodsze ofiary miały zaledwie 18 lat, najstarsza — 48.
Wśród tragicznie zmarłych był Józef Adamek, ojciec Tomasza Adamka, jednego z najbardziej utytułowanych polskich pięściarzy.
Mimo że od tragedii minęło już 47 lat, mieszkańcy Żywiecczyzny wciąż pielęgnują pamięć o ofiarach. W piątek (14 listopada) górnicy z kopalni Brzeszcze złożyli kwiaty i zapalili znicze pod obeliskiem upamiętniającym katastrofę. W sobotę dołączyły do nich władze Żywca oraz przedstawiciele lokalnej społeczności.
Pamięć o tej tragedii i ofiarach mimo upływu lat jest na Żywiecczyźnie żywa — powiedział Mariusz Hujdus, rzecznik żywieckiego magistratu, w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Obelisk, który znajduje się w miejscu tragedii, przypomina o tych, którzy zginęli tamtego dnia. Na tablicy widnieją nazwiska ofiar, ułożone w porządku alfabetycznym. Listę otwierają i zamykają nazwiska kierowców — Józefa Adamka oraz Bolesława Zonia.
Tragiczne śledztwo i nierozwiązane pytania
Oficjalną przyczyną katastrofy miał być błąd kierowców, którzy mieli nie dostosować prędkości do warunków panujących na śliskiej drodze. Jednak Paweł Zyzak, autor książki “Tajemnica Wilczego Jaru”, twierdzi, że śledztwo prowadzone przez prokuratorów z Bielska-Białej było pełne niejasności i nie wyjaśniło wszystkich okoliczności tragedii.
Dramat w Wilczym Jarze pozostaje drugą, największą katastrofą drogową w historii Polski. Więcej ofiar pochłonął jedynie wypadek z 1994 r. pod Gdańskiem, gdzie autobus uderzył w drzewo. Zginęły wtedy 32 osoby, rannych było 43.
Choć od tych dramatycznych wydarzeń minęły dziesięciolecia, pamięć o ofiarach Wilczego Jaru wciąż trwa.
