CELEBRITY
Widział w niej swoją następczynię, nie krył dumy. Legendę muzyki łączyła z wnuczką wyjątkowa więź

Stanisław Soyka z czułością opowiadał o wyjątkowej relacji z wnuczką Niną. Wspólna pasja do muzyki sprawiła, że artysta dostrzegł w niej swoją następczynię. Dla artysty bycie dziadkiem było przełomowym momentem. Tak mówił o pokoleniowej więzi i nadziei, że jego muzyczna droga będzie miała swój ciąg dalszy.
Muzyczna tradycja w jego rodzinie jest żywa i będzie kontynuowana przez kolejne pokolenia. Stanisław Soyka jakiś czas temu otworzył się na temat swojej relacji z wnuczką Niną — wspólne muzykowanie i nauka w szkole muzycznej pierwszego stopnia sprawiły, że muzyk zerkał na nią jak na następczynię.
Wyjątkowa relacja Soyki z wnuczką Niną
Stanisław Soyka był artystą o niepodrabialnym głosie i wrażliwości. Trudno wyobrazić sobie scenę muzyczną bez jego talentu. Jednak dzięki swojej twórczości na zawsze pozostanie w sercach fanów. Swoją muzyczną pasję przekazał swoim czterem synom i wnukom: Ninie, Michałowi, Jaśkowi i Józkowi. W jednym z wywiadów uchylił rąbka prywatności, dzieląc się refleksjami o byciu dziadkiem. „Nie jestem człowiekiem, który się specjalnie rozrzewnia i jest przesadnie sentymentalny. Znam swoje miejsce, staram się czytać czas, który na nikogo nie czeka, tylko konsekwentnie biegnie do przodu. Należę do pokolenia, może jeszcze nie odchodzącego, ale przygotowującego się do drogi. Dlatego narodziny Michała, mojego pierwszego wnuka pamiętam, z jednej strony jako wydarzenie szczęśliwe, a z drugiej poważne i dające do myślenia”, relacjonował na łamach serwisu Salon24.
Dla Stanisława Soyki narodziny pierwszego wnuka były momentem przełomowym. W szczerej refleksji artysta nie ukrywał emocji: „Dla mnie na pewno poza radością i dumą, przyjście na świat pierwszego wnuka stało się także cezurą i znakiem czasu”. Musiał odnaleźć się w nowej roli. „Zobaczyłem, że w moim życiu zaczęła się nowa epoka”, mówił z nutą zadumy. To był początek zupełnie innego etapu – pełnego troski, ale też nowych obowiązków. „Skończył się czas, w którym dzieci nie wymagają już takiej opieki rodzicielskiej, jak wcześniej, a zaczęły się nowe obowiązki, obowiązki dziadkowe”, opowiadał. Z perspektywy dojrzałego człowieka, który przeszedł wiele scenicznych dróg, Soyka dostrzegał znaczenie rodziny jako fundamentu. Wnuki były dla niego inspiracją, a ich obecność – powodem do nadziei.
Wspólna muzykalna ścieżka — śpiew ze wnuczką
Dla Soyki muzyka była przestrzenią łączącą pokolenia. Nie tylko występował z synami, lecz także śpiewał ze swoją wnuczką. To córka jego syna, Antoniego. Wspólne muzykowanie z Niną stanowiło dla niego źródło radości i dumy. Obserwując jej rozwój i zaangażowanie w naukę, nie ukrywał, że czuł się z nią muzycznie związany. „Śpiewam z Niną, moją wnuczką, która jest niezwykle muzykalna. Miałem dwóch dziadków, a dziadek ze strony mamy był muzykiem samoukiem, wiejskim organistą. Słyszał moją muzykalność i powtarzał mojej mamie “Ucz tego synka!”. Dla mnie to było wydarzenie inicjacyjne, ale to, że jestem, kim jestem, to był mój wybór i chcę, aby moje wnuki, tak jak wcześniej moje dzieci, również mogły same podjąć decyzję, jaką iść drogą”, zwierzał się.
Słowa te nie pozostawiają wątpliwości — Soyka widział w młodej Ninie nie tylko bliską osobę, ale i potencjalną kontynuatorkę swojego dziedzictwa artystycznego. „Nina chodzi do szkoły muzycznej pierwszego stopnia, zerkam na nią trochę jak na następcę, ale niech ona zdecyduje, co dalej. Sam jestem w muzyce z powodu fascynacji i poczucia powołania. Nie robię tego dla kariery, choć wiem, że mnie się udało. Kilka moich utworów znalazło się w świadomości ludzi, a to jest wielki kapitał”, opowiadał w wywiadzie.
Choć Nina zajmowała wyjątkowe miejsce w sercu artysty, Soyka z ogromną miłością wypowiadał się o całym gronie swoich wnuków. Dla każdego z nich chciał wszystkiego, co najlepsze. „Wnucząt mamy czworo: Nina, Michał, Jasiek i Józek. Zawsze będziemy ich wspierać”, dodawał.