Connect with us

CELEBRITY

Wszyscy Polacy go uwielbiali. Był królem życia. Po latach syn wyjawił o nim całą prawdę

Published

on

Ojciec był bardzo lubiany, chętnie opowiadał różne historie, był duszą towarzystwa. Stąd wziął się problem w trakcie jego choroby i po jego śmierci. Byłem posądzany o to, że źle oceniam własnego ojca. Że jak mogę być wobec niego tak niesprawiedliwy, skoro to był tak wspaniały człowiek — mówi nam Waldemar Kulej, syn wybitnego pięściarza Jerzego. W niedzielę dwukrotny mistrz olimpijski w boksie skończyłby 85 lat.

Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Dariusz Dobek (PS Onet): W filmie “Kulej. Dwie strony medalu” jest taka scena, w której reporter anonsuje pańską mamę jako “najszczęśliwszą Polkę w kraju”. Chyba jednak nie do końca tak było…

Waldemar Kulej (syn Jerzego Kuleja): Ojciec jest w tej scenie rozchwytywany przez kolegów, dziennikarzy, kibiców i działaczy, a mama zagubiona. Nie wie nawet, gdzie jest. Finał tej sceny jest bardzo pozytywny, bo tata ją znajduje i wracają razem do domu.

Gdy bywali razem na salonach, mama unosiła się powyżej parkietu. Była bardzo szczęśliwa i zadowolona. Nie ma też co ukrywać, że takie życie codzienne bywało dla niej udręką. Zwłaszcza wtedy, gdy zostawała ze mną sama w domu, a jak ojciec w końcu przyjeżdżał, to pijany

Jak bardzo uciążliwe dla małżeństwa pana rodziców było to, że ojciec był tak rozchwytywany?

Bardzo. Ojciec przebywał głównie na treningach, zgrupowaniach czy walkach. Gdy w końcu pojawiał się w domu, co chwila był z niego wyciągany. A gdy dał się skusić na wyjście, to zazwyczaj długo nie wracał. Ojciec czerpał z życia pełnymi garściami, tyle że kosztem życia rodzinnego.

W jakich momentach brakowało panu taty?

Byłem przyzwyczajony do jego nieobecności. Jak miałem trzy lata, a on wracał ze zgrupowania, wołałem do niego wujku, dziadku, a dopiero później tatusiu. Tak rzadko go widywałem, że nie wiedziałem, kim jest.

Potem żyłem jego mitem: wiadomościami w mediach czy opowieściami bliskich i znajomych. Dlatego narastało we mnie poczucie takiego wielkiego guru. Był dla mnie autorytetem w każdej dziedzinie, a przecież nie na wszystkim się znał. Rzeczywistość rodzinna była taka, a nie inna, co rodziło we mnie wielki konflikt. Czułem się z tym bardzo źle.

Pozostanie jednak na zawsze w mojej pamięci jako wybitny człowiek i wybitny sportowiec. Na pewno będę wspominał go pozytywnie.

Podobnie jak mama mam takie dwuznaczne wspomnienia. Przede wszystkim był to dla mnie wspaniały wzorzec człowieka sportu. Wielka góra nie do zdobycia. Miałem ogromny kompleks taty.

A z drugiej strony nie mogłem tolerować, zwłaszcza już jako starszy chłopak, jego zachowania w stosunku do mojej mamy. Zawsze stawałem w jej obronie, gdy ojciec bywał agresywny. Doskonale znałem tę jego ciemną stronę. Wiedziałem, że lubi kobiety i że zdradzał mamę. No i do tego jeszcze ten alkohol, którego też nadużywał.

To był taki wewnętrzny konflikt między wspaniałym sportowcem a tym nie do końca realizującym się ojcem i mężem. To było bolesne dla całej rodziny. To było dla mnie trudne życie: z jednej strony obfitowało w wiele wspaniałych chwil, a z drugiej strony były też takie chwile, gdy człowiekowi chciało się płakać i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Z tego powodu już jako dorosły mężczyzna miewałem stany depresyjne.

Z ojcem nie było łatwo. To był człowiek wyjątkowy, wybitny, ale z drugiej strony miał też swoje zmory i problemy psychiczne.

Miewał też jakieś momenty otrzeźwienia, gdy docierało do niego, że nie postępuje właściwie?

Tak. Na kacu (śmiech). Jak trzeźwiał, zaczynało się przepraszanie, ale to było bardzo powierzchowne i chwilowe. Gdy głowa przestała już boleć, wszystko było już po staremu.

Można pokusić się o tezę, że rodzice dobrze dobrali się pod względem charakteru? Z książki Piotra Szaramy “W cieniu podium” wyłania się obraz twardej i nieustępliwej kobiety.

Zgadza się. Moja mama też ma zadziorny charakter i nie dawała sobie do końca dmuchać w kaszę. Starała się nawet rywalizować z ojcem w różnych dziedzinach życia. Dopiero w późniejszym okresie ojciec docenił pewne walory mamy, jeśli chodzi o jego karierę sportową. Chodzi przede wszystkim o pracę nóg. Ojciec był tak znakomity w tym aspekcie dzięki temu, że mama bardzo lubiła tańczyć. Doceniał to nawet sam Feluś Stamm.

To prawda, że pańska mama jako jedyna go znokautowała?

(śmiech) Tak. Ta scena jest zawarta w filmie, choć w nieco inny sposób niż miało to miejsce w rzeczywistości. Ojciec nigdy nie leżał na deskach, ale gdy kiedyś przesadził z alkoholem — co zdarzało mu się dość często — miał zamiar odjechać samochodem. Mama w porę do niego podbiegła i zanim wsiadł za kółko, dostał od niej cios i nie był już w stanie prowadzić auta. Może dzięki temu uratowała mu życie?

O kwestiach związanych z ojcem opowiada pan niezwykle szczerze. Nie spotkał się pan z głosami, że niepotrzebnie odbrązawia pan jego postać?

Nigdy nie zależało mi na tym, żeby ocena naszych stosunków miała negatywny wydźwięk. Chodzi właśnie o szczerość.

Przez całe jego życie byłem od niego uzależniony, a po jego śmierci poczułem się wolny. W końcu mogłem realizować się jako człowiek i robić to, czego ojcu się nie udało. Mam tu na myśli m.in. film o jego życiu. Bardzo zależało mu na ekranizacji jego losów, ale się to nie udało. Ja natomiast dołożyłem cegiełkę do tego projektu, co ma dla mnie duże znaczenie.

Już w latach 90. pojawiła się propozycja, żeby zrobić amerykańską wersję historii taty. To był jednak niewypał. Człowiek, który miał być producentem, zebrał podobno 60 tys. dol. i je zdefraudował. A tata sprzedał mu prawa do ekranizacji za symbolicznego dolara. Trzeba było poczekać, aż upłynie czas obowiązywania umowy z tamtym człowiekiem. Dopiero później można było wziąć się za realizację tego projektu w Polsce.

Spotykałem się raczej tylko z pozytywnymi reakcjami. Ojciec był bardzo lubiany, chętnie opowiadał różne historie, był duszą towarzystwa. Na zewnątrz tata bardzo dbał o swój image. Stąd wziął się problem w trakcie jego choroby i po jego śmierci. Byłem posądzany o to, że źle oceniam własnego ojca. Że jak mogę być wobec niego tak niesprawiedliwy, skoro to był tak wspaniały człowiek.

Nie uwłaczało mu to, że on, wielki mistrz, dwukrotny złoty medalista olimpijski, musiał wyjeżdżać za granicę do pracy fizycznej? W Niemczech budował betonowe tarasy, a w Anglii — na taśmie przy produkcji plastikowych części do samochodów.

Ojciec nigdy nie był aż tak zadufany w sobie, żeby nie podejmować się takich prac.

Jak miałem bodajże 11 lat, zrobiliśmy sobie długą wycieczkę syrenką po Europie. Gdy zagraniczni turyści zobaczyli nas na granicy grecko-tureckiej, od razu do niego zawołali: “Panie Jurku, a to fabryka panu płaci za reklamę polskiego samochodu?”. Nie mogli uwierzyć, że nie stać nas na lepsze auto.

To był w sumie skromny człowiek. Znał swoją wartość, był z siebie dumny, ale nie pokazywał, jaki to jest wielki. Jak trzeba było, to pracował fizycznie. Szukał różnego rodzaju rozwiązań, żeby zarobić na życie.

Nie wstydził się tego, podobnie jak swojego nałogu alkoholowego. Gdy już z niego wyszedł, chętnie o nim opowiadał.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin