CELEBRITY
Z ostatniej chwili👇
Krzysztof Cugowski podzielił się smutnymi wieściami. Takiej nowiny nikt się nie spodziewał.
Od momentu, gdy Krzysztof Cugowski pojawił się na polskiej scenie muzycznej jako charyzmatyczny frontman „Budki Suflera”, minęło już niemal pięć dekad. Jego dorobek artystyczny, liczba przebojów oraz wpływ na kolejne pokolenia słuchaczy sytuują go w gronie najważniejszych postaci polskiego rocka. Paradoks polega jednak na tym, że mimo tej pozycji i ogromnej rozpoznawalności artysta nie może pozwolić sobie na komfortową rezygnację z aktywności zawodowej. Jak sam przyznaje, zmusza go do tego trudna i niestabilna sytuacja finansowa, bezpośrednio związana z bardzo niskim świadczeniem emerytalnym.
Jeszcze kilka lat temu informacje o wysokości emerytury Cugowskiego wywołały duże poruszenie opinii publicznej. Do mediów dotarły dane, według których miesięczne świadczenie wokalisty wynosiło około 570 złotych. Trudno nie zauważyć, że jest to kwota, która nie pozwala na samodzielne utrzymanie, nie mówiąc już o jakimkolwiek poczuciu bezpieczeństwa finansowego. Choć od 2018 roku sytuacja uległa pewnej poprawie, zmiany te miały raczej charakter symboliczny niż realnie rozwiązujący problem.
Artysta nie ukrywał, że starał się myśleć o przyszłości w sposób odpowiedzialny, odkładając środki „na czarną godzinę”. Jednocześnie wielokrotnie podkreślał, że nie zamierza przerzucać ciężaru swojego utrzymania na dzieci. Mimo to trudno jednoznacznie ocenić, jak długo zgromadzone oszczędności będą w stanie rekompensować niskie świadczenie i brak stałych dochodów niezwiązanych z pracą sceniczną.
— „Moja sytuacja emerytalna bardzo się poprawiła ostatnio dzięki pani minister, bo podniosła najniższe świadczenia. Dostaję tysiąc złotych z kawałkiem. Mam oszczędności, nie jestem kompletnym szaleńcem. Dzieci na pewno nie będą mnie utrzymywać” — mówił w 2018 roku lider „Budki Suflera”.
Choć podwyżka emerytury oznaczała formalną poprawę sytuacji, nie zmieniła ona zasadniczego faktu: finansowa przyszłość Krzysztofa Cugowskiego wciąż pozostaje niepewna. Świadomość, że bez regularnych koncertów i działalności artystycznej nie byłby w stanie zapewnić sobie stabilnego bytu, sprawia, że mimo wieku i ogromnego stażu scenicznego artysta nie rezygnuje z występów. W jego przypadku muzyka nie jest więc wyłącznie pasją czy potrzebą twórczą, lecz także koniecznością — sposobem na zachowanie niezależności i godnych warunków życia.
Krzysztof Cugowski nie ukrywa, że z perspektywy wieloletniego doświadczenia scenicznego z dużym smutkiem patrzy na los wielu kolegów z branży, którzy nie zdołali odnaleźć się w realiach zmieniającego się rynku muzycznego. W audycji Marzeny Rogalskiej w Radiu Złote Przeboje artysta otwarcie mówił o tym, jak bolesne konsekwencje przyniosła dla części twórców transformacja ustrojowa i związana z nią zmiana zasad funkcjonowania kultury. Sam przyznaje, że zna wiele biografii, które kończyły się nie spektakularnym podsumowaniem dorobku, lecz ciszą, zapomnieniem i finansową niepewnością.
— „Znam niestety starszych kolegów, którzy odchodzili z tego świata, może nie w biedzie, ale w zapomnieniu i z trudnymi sytuacjami finansowymi. (…) Ludzie, którzy się nie weszli już w nowe czasy po 1989 r., gdzie artysta zarabiał tyle, ile ludzi na niego przychodzi, po prostu zeszli w bardzo skromnych warunkach. To jest przykra sprawa” — mówił Cugowski.
W tej samej rozmowie podkreślał, że po 1989 roku zasady gry uległy całkowitej zmianie: zniknęły gwarancje instytucjonalne znane z poprzedniego systemu, a sukces artysty zaczął być bezpośrednio uzależniony od zdolności odnalezienia się w realiach wolnego rynku. Ci, którzy nie potrafili dostosować się do nowych mechanizmów — promocji, samodzielnego zarządzania karierą czy budowania relacji z publicznością — często stopniowo znikali z życia kulturalnego, tracąc nie tylko rozpoznawalność, ale i źródła utrzymania.
Cugowski zaznaczył przy tym, że ma pełną świadomość własnej pozycji i nie traktuje jej jako oczywistości. Wprost przyznał, że w porównaniu z wieloma kolegami jest finansowym szczęściarzem, któremu udało się utrzymać aktywność artystyczną i zainteresowanie publiczności przez dekady. Ta świadomość sprawia, że z jednej strony z pokorą podchodzi do własnej kariery, a z drugiej — z empatią mówi o tych, którym los nie pozwolił przejść przez transformację równie bezpiecznie.
Na zakończenie rozmowy Krzysztof Cugowski zdecydował się na wyjątkowo szczere i trudne wyznanie, odsłaniające mniej oczywisty wymiar życia artysty z wieloletnim stażem. Wokalista przyznał, że coraz ciężej znosi fizyczne konsekwencje upływu czasu i że problem ten nie ma charakteru abstrakcyjnego czy metaforycznego — dotyczy bardzo codziennego doświadczenia, jakim jest zwykłe spojrzenie w lustro. Jak mówi, konfrontacja z własnym odbiciem bywa dla niego na tyle nieprzyjemna, że woli jej unikać, nie dlatego, że nie akceptuje samego siebie, lecz dlatego, że widzi w nim nieodwracalność procesu starzenia.
Artysta nie ukrywa, że nie żywi już złudzeń co do poprawy tej sytuacji. Ma świadomość, że czas nie działa na jego korzyść i że zmiany, które obserwuje, będą się pogłębiać. W jego słowach nie ma jednak patosu ani dramatyzowania — raczej gorzka rezygnacja i trzeźwe pogodzenie się z rzeczywistością, która dotyka każdego, niezależnie od pozycji, sukcesów czy popularności.
— „Coraz częściej staram się go nie oglądać. Omijam go. To jest niestety tak. Patrzę w lustro właściwie tylko wtedy, gdy jeszcze mogę te resztki włosów jakoś zmontować, żeby to wyglądało w miarę przyzwoicie. To jest jedyny moment. I nie dlatego, że nie mogę patrzeć w lustro z jakichś powodów. Nie, po prostu starość jest słaba” — podsumował gorzko Cugowski.
To wyznanie pokazuje artystę w zupełnie innym świetle niż sceniczny wizerunek charyzmatycznego wokalisty. Zamiast pewności siebie i siły — szczerość, bezbronność i zmęczenie własnym ciałem. Jednocześnie jest to refleksja uniwersalna, w której łatwo odnaleźć doświadczenia wielu osób mierzących się z nieuchronnością przemijania, niezależnie od tego, czy są gwiazdami estrady, czy anonimowymi obserwatorami codzienności.
