CELEBRITY
Zaczepili Fernando Santosa po blamażu. Nie do wiary, co usłyszał

Fernando Santos, były selekcjoner reprezentacji Polski, znów znalazł się w ogniu krytyki, tym razem w Azerbejdżanie. Po klęsce 0:5 z Islandią czara goryczy się przelała. — Nie masz ani krzty szacunku do samego siebie? — grzmiał jeden z dziennikarzy.
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Azerbejdżan sprowadził Santosa jako człowieka z wielkim nazwiskiem, który miał wnieść drużynę na wyższy poziom i dać jej realne szanse w walce o Euro 2028. Rzeczywistość okazała się jednak bezlitosna – zamiast rozwoju przyszła seria bolesnych porażek, brak choćby jednego zwycięstwa i fatalny bilans bramkowy. Porażka 0:5 z Islandią była kulminacją tej bezradności i momentem, w którym cierpliwość mediów oraz kibiców pękła definitywnie.
“Zdobyłeś wystarczająco dużo trofeów i pieniędzy, by starczyło ci na kilka żyć, a mimo to upokarzasz naszą drużynę na arenie międzynarodowej. Czy nie masz ani krzty szacunku do samego siebie?” – uderzył jeden z dziennikarzy. Santos siedział spokojnie, odpowiadając z chłodną konsekwencją.
Czy kiedykolwiek w swojej karierze zrezygnowałeś z pracy? – padło pytanie.
– Nie – odparł.
– Czy rozważasz teraz rezygnację?
– Nie – dodał.
— Dlaczego nie? – drążył dziennikarz.
— Szanuję swój kontrakt — wyznał Santos, a na sali zawrzało.
Polecamy: “Najgorszy początek w karierze”. Tak, to o Robercie Lewandowskim.
Federacja oczekuje twojej rezygnacji. Dlaczego jej nie składasz? – Dlaczego miałbym zrezygnować? Pokaż mi trenera, który to zrobił. Jeśli uznają, że zrobiłem coś złego, federacja powinna ze mną porozmawiać i rozwiązać ten problem.
To już nie tylko sportowa porażka, ale i kompletna kompromitacja wizerunkowa. Santos, człowiek, który jeszcze niedawno prowadził Portugalię do mistrzostwa Europy i Ligi Narodów, dziś kurczowo trzyma się kontraktu w kraju, gdzie bilans jego drużyny to seria upokorzeń: dziewięć porażek, dwa remisy, stosunek bramek 4:29. Azerbejdżan, który miał marzyć o Euro 2028, stał się sceną jego największej sportowej klęski.
Ostatnie słowa Portugalczyka na konferencji brzmiały jak kapitulacja bez podnoszenia białej flagi. – Federacja zdecyduje – rzucił. I choć formalnie to prawda, trudno oprzeć się wrażeniu, że Santos, zamiast walczyć o reputację, walczy dziś wyłącznie o zachowanie zapisów w kontrakcie.