CELEBRITY
Zmowa milczenia w reprezentacji Polski. Oto dlaczego trzeba z tym skończyć

Z filuternym uśmiechem przyjmowałem kolejne doniesienia o tym, jak to Robertowi Lewandowskiemu wcale nie zależało na powrocie do funkcji kapitana reprezentacji Polski. Starego misia próbować nabrać na sztuczny miód… Trzeba nie znać natury napastnika Barcelony i jego świty, by łykać takie informacje bez mrugnięcia okiem. Trzeba też przykładać ucho tylko w okolicach Katalonii. Lewandowskiemu na opasce nie zależało do tego stopnia, że gdy mu ją odebrano, wcale nie zrezygnował z gry w reprezentacji Polski, prawda? Zarazem nie ma co się dziwić, że Jan Urban znów zrobił z niego kapitana. Nie ma też przypadku w tym, że Piotr Zieliński o tę funkcję się nie zabijał. To musiało się tak skończyć.
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
— To chyba nie jest dobry moment, żeby o tym opowiadać. Nie była to łatwa sytuacja dla mnie i reprezentacji — powiedział Robert Lewandowski. Te słowa padły na konferencji prasowej otwierającej wrześniowe zgrupowanie. Chodziło oczywiście o potężne zamieszanie, które wybuchło po odebraniu mu opaski kapitana. Ale równie dobrze te słowa mogły paść i po wcześniejszych aferach w drużynie narodowej.
Ktoś powie: “Hej, ale to nie Lewandowski zaczął ostatnią aferę”. Tyle że to jest jak w klasycznej maminej ripoście: “Bądź mądrzejszy i ty skończ”.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam zamiaru bronić Michała Probierza za czas i miejsce podjęcia tej decyzji, a następnie za próby ugaszenia tego pożaru. A właściwie ich brak. Fakty są jednak takie, że tak brzemiennej w skutkach decyzji nie podjąłby wbrew panującym nastrojom. Po prostu wsłuchał się w głosy płynące z wnętrza drużyny.