CELEBRITY
Żyła 27 lat w izolacji. Dyrektorka OPS przerywa milczenie
Mirella (42 l.) ze Świętochłowic była zamknięta w domu przez prawie trzy dekady. Nie wychodziła nawet na balkon. Od czasu, gdy skończyła 15 lat, żyła w czterech ścianach swojego maleńkiego pokoju. Nie miał dowodu, nie była ubezpieczona. Dla systemu nie istniała. Jej dramat ujrzał światło dziennie niedawno. Ludzie chcą wiedzieć, co było powodem izolacji oraz jaką tajemnicę skrywa rodzina Mirelli? Co zrobiono do tej pory, by pomóc zamkniętej w pokoju na lata dziewczynie? Jak wygląda teraz jej życie Mirelli i dlaczego po 2-miesięcznym pobycie w szpitalu, znowu trafiła do “celi”, z której ją wyprowadzono 29 lipca br.
Fakt” zapytał o to Monikę Szpoczek, dyrektorkę Ośrodka Pomocy Społecznej w Świętochłowicach. Do tej pory pracownicy socjalni nie chcieli ujawnić, jak pomagają Mirelli. Teraz zdecydowali się zabrać głos. Dyrektorka przyznaje, że sprawa 42-letniej dziś kobiety, to absolutny ewenement. Nigdy wcześniej w Polsce nie zdarzyło się, by ktoś tak po prostu “zniknął” ze świata na niemal trzy dekady. Jak wygląda teraz ta pomoc, której na co dzień nie widać?
Monika Szpoczek: Nigdy ta rodzina nie korzystała wcześniej z pomocy naszego ośrodka. Przeszukaliśmy nawet archiwa, nie było żadnego sygnału, czy to ze szkoły, czy ze środowiska, aby rodzina Mirelli potrzebowała pomocy. `Lata temu nie mieliśmy podstaw, aby zadziałać. Informacje o tym, że ta osoba przebywała w izolacji od 27 lat, posiadamy od 29 lipca br. Od tego czasu, gdy Mirella trafiła do szpitala, udzielamy jej wsparcia. Podjęliśmy kompleksowe działanie. Pracownik socjalny wykupił leki, sprawdzamy, czy je bierze. Nie miała dowodu osobistego, pracownik nasz już go załatwił. Teraz jest kwestia odbioru tego dokumentu.
Byłam u Mirelli w czwartek. Ma ubrania, jedzenie, ma leki…”
Jaki był powód tak długiego życia w ukryciu?
Śledztwa zostawiamy służbom i prokuraturze, my zajmujemy się pomocą. Zaproponowaliśmy usługi opiekuńcze, aby mieć monitoring nad sytuacją rodziny. Pani Mirella musi nabrać zaufania do osoby, która to wykonuje. Chcemy zapewnić jej też przestrzeń do swobodnej wypowiedzi. Sama osobiście byłam u niej w czwartek. Ma ubrania, jedzenie, ma leki, usługi opiekuńcze są wdrożone, do jej domu przychodzi osoba, która ją mobilizuje do działań. Lekarz zalecił chodzenie i wychodzenie na spacery, ale pani Mirella musi się na to zgodzić. Na razie zgodziła się na usługi opiekuńcze. Odwiedzi ją też lekarz i pielęgniarka.
Mamy plan pomocy dla niej, to będzie plan długofalowy, aby tę dziewczynę przywrócić do społeczeństwa. Zaproponowaliśmy pani Mirelli bezpłatną pomoc prawną, psychologiczną. Mamy środowiskowy dom samopomocy, chcemy, aby ona tam zaczęła uczęszczać, tam jest psycholog, są warsztaty, jest terapia. Ale na to trzeba czasu. To się może zadziać, ale jeszcze nie na tym etapie. Jeśli tylko wyrazi chęć, będzie tam dowożona. Na ten moment jeszcze nie jest na to gotowa. Ona dopiero wyszła ze szpitala. Była 27 lat w izolacji, nie wiemy z jakich powodów. Na razie się boi wychodzić z domu.
Sytuacja jest megadelikatna i małokomfortowa dla każdej ze stron”
Czy Mirella współpracuje? Czy chce tej pomocy?
Praca socjalna polega na budowaniu relacji, my to robimy, a Mirella musi do nas nabrać zaufania. To nie jest proces, który da się wykonać od razu. Sytuacja jest megadelikatna i małokomfortowa dla każdej ze stron, i dla tych rodziców, którzy są w podeszłym wieku i dla tej 42-latki.
Dlaczego trafiła do domu rodziców? To tam zaczął się jej dramat. Gdy ją wyprowadzono w lipcu, była skrajnie zaniedbana. Czy to dobry pomysł by znów była w tych samych czterech ścianach?
Proponowaliśmy inne lokum, ale ona nie chciała. Jeżeli my nie mamy informacji, że ktoś nie może sam za siebie podejmować decyzji, to my nie mamy prawa kogoś na siłę umieścić w danym miejscu. Żeby kogoś umieścić w DPS-ie, musimy napisać wniosek do sądu lub wystąpić do sądu o ubezwłasnowolnienie. Bez zgody sądu tego nie możemy zrobić. Na siłę nie da się tego zrobić, bo ktoś zarzuciłby nam przestępstwo. Moją rolą nie jest wydawanie wyroków, tylko długofalowa pomoc dla Mirelli. Ona zaczyna się otwierać, nie możemy naciskać, potrzeba czasu.
Co z rodzicami Mirelli? “Zaproponowaliśmy im pomoc, ale rodzice nie chcą”
Osoby, które oferują pomoc i poznały Mirellę w szpitalu, założyły zbiórkę. Chcą pomagać jej w rehabilitacji, pójść na spacer. Ludzie z całej Polski wpłacają pieniądze, aby Mirella stanęła na nogi.
Zapraszamy te panie do naszego ośrodka, do mnie lub do pracownika socjalnego, który się tą panią zajmuje. Porozmawiamy i wspólnie ustalimy, jak pomóc. Sama napisałam do moich studentów, bo jestem też wykładowcą, że szukam wolontariusza dla Mirelli. Chcemy, aby ona zaczęła funkcjonować w społeczeństwie, ale to się nie stanie od razu, w ciągu tygodnia czy dwóch, to proces długofalowy, który będzie trwał lata.
Czy rodzice Mirelli też potrzebują pomocy?
Zaproponowaliśmy im pomoc, ale rodzice nie chcą.
Sprawa Mirelli jest wyjątkowa, nie słyszeliśmy wcześniej, aby kiedykolwiek w Polsce na tyle lat “zniknął” ze świata — na niemal trzy dekady. Jak sprawić, by podobne tragedie już się nie powtórzyły?
Jeżeli ktoś ma sygnał, że w jakimś środowisku dzieje się krzywda, to bardzo prosimy, aby nie trzymał tego w tajemnicy, tylko nas powiadomił. Wolimy sprawdzić, niż przeoczyć. W sprawie Mirelli nie odpuścimy, bo zależy nam na niej.
Mirella ze Świętochłowic spędziła 27 lat w izolacji. Wielu oferuje pomoc, ale jest jeden problem
“Uratował mnie sąsiad, inaczej bym nie wyszła”. Sąsiadka Mirelli ujawnia, co usłyszała w szpitalu
