CELEBRITY
Zmiana Millera? A może powrót do korzeni! [OPINIA]
Leszek Miller od wielu miesięcy promuje narracje antyukraińskie. Niekiedy zaskakująco zbieżne z interesami Federacji Rosyjskiej. I choć część komentatorów czy publicystów przekonuje, że oznacza to zmianę w myśleniu Leszka Millera, to – moim zdaniem – można na to spoglądać raczej jako na powrót do korzeni intelektualnych i politycznych tego polityka – pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Atak na Pawła Kowala, promowanie antyukraińskich fobii, opowieści o rzekomo zamordowanych przez Ukraińców rosyjskojęzycznych mieszkańcach Donbasu rodem z rosyjskich mediów – to wszystko kumulowało w czasie rozmowy z Piotrem Kraśką w TVN 24, i to do tego stopnia, że prowadzący zarzucił byłemu premierowi, że ten się zmienił. – Momentami pana nie poznaję, kiedy słyszę to, co pan mówi – stwierdził dziennikarz.
Przy całym szacunku dla Piotra Kraśki nie mogę się zgodzić z jego tezą. Jesteśmy obaj w wieku, który pozwala stwierdzić, że Leszek Miller nie tyle się zmienił “nie do poznania”, ile – co bardziej prawdopodobne – wrócił do swoich ideowych intelektualnych korzeni. PZPR, którego był istotnym członkiem, twarda część postkomunistycznej lewicy, którą budował nigdy z niego nie wyszła, a teraz wraca w debacie.
I piszę to mimo, że wiem, że Leszek Miller miał ogromnie dużo szczęścia, bo – trochę z politycznego przypadku, a także dzięki sukcesom jego formacji – był premierem, który wprowadzał Polskę do Unii Europejskiej, a także – do czego jeszcze wrócę – wysyłał polskich żołnierzy do Iraku i był jednym z sygnatariuszy listu ośmiu europejskich premierów popierających stanowisko USA w sprawie ataku na Irak.
Te decyzje (czy w przypadku Iraku będące sukcesem to już sprawa do osobnego osądzenia), a nawet zasługi dla Polski, nie powinny przesłaniać faktu, że Miller wchodził do polityki III RP przez PZPR, i to raczej nie jako przedstawiciel jej frakcji liberalnej. Na początku lat 90. był znany jako ten, który przywiózł do Polski “moskiewską pożyczkę” od towarzyszy komunistów z upadającego Związku Sowieckiego.
Miliard dolarów od ZSRR
Młodszym czytelnikom warto przypomnieć, że w styczniu 1990 roku Związek Radziecki przekazał na rzecz PZPR 1,2 mln dolarów amerykańskich. Operację koordynowali ze strony PZPR – Mieczysław Rakowski i Leszek Miller, a pieniądze – przynajmniej zdaniem części historyków – miały być przekazane za pośrednictwem kanałów KGB. Pieniądze zostały przekazane Mieczysławowi Rakowskiemu w gotówce i według strony rosyjskiej wykorzystane na finansowanie Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej (SdRP) oraz dziennika Trybuna. Udział Leszka Millera w tej sprawie także był potwierdzony.
I już tylko ta sprawa pokazuje, że… prorosyjskość Leszka Millera nie musi szczególnie zaskakiwać. I nie chodzi wcale o to, by – odwołując się do starego hasła Leszka Moczulskiego uznać, że członkowie PZPR byli – tłumacząc skrót ich partii – “płatnymi zdrajcami pachołkami Rosji”. Tak wcale być nie musiało (a nie brakuje byłych członków PZPR, którzy pokazali, że nigdy nie reprezentowali – szczególnie w III RP – interesów Rosji). Chodzi o to, by uświadomić sobie, że myślenie geopolityczne Leszka Millera, jego spojrzenie na politykę ukształtowało się w konkretnej sytuacji historycznej. I wiele wskazuje na to, że się szczególnie nie zmieniło.
O czym mówię? Wcale nie o koniecznej służbie Rosji, ale o głębokie przekonanie – budowane przez Związek Sowiecki, ale obecne także w myśleniu części z ludzi, którzy zarządzali PRL – że wielka geopolityka polega na tym, że trzeba słuchać silniejszych, że nie ma się, co im narażać, i że rzeczywiście istnieją strefy wpływów.
Polska znajdowała się wówczas w strefie rosyjskiej, więc wielkiego wyboru nie było, trzeba było się podporządkować. Gdy znalazła się w strefie wpływów NATO i USA, to też trzeba było się podporządkować i wysłać żołnierzy do Iraku (na podstawie, co już dzisiaj wiemy, nieprawdziwych doniesień). Własna ocena nie miała znaczenia.
Model myślenia Millera
Ukraina zaś – jak się zdaje tak wygląda model myślenia Leszka Millera – powinna wiedząc, że uznawana jest za należącą do przestrzeni geopolitycznej podporządkować się Rosji, bo innego wyjścia nie ma. Jeśli tego nie zrobiła, to jest sama sobie winna. Polska zaś nie powinna angażować się w spory, które jej nie dotyczą, powinna pozwolić wielkim świata załatwiać sprawy między sobą, nie wystawiać głowę z okopów. Możliwe też, że dziwna sympatia dla rosyjskiej propagandy bierze się też z dawnego dobrego zapoznania się z modelem rosyjskiego myślenia.
Źródła tego myślenia (niezależnie od tego czy uznamy go za zmianę czy kontynuację) nie mają aż takiego znaczenia. O wiele istotniejsze jest to, że jest ono zwyczajnie niebezpieczne dla Polski. Warto mieć świadomość, że rosyjskie służby za dobrze znają Polskę, by nie wiedzieć, że wprost pro-putinowskie narracje nie mają tu szansy. Zamiast nich proponuje się więc narracje anty-ukraińskie, podważające autorytet polskich władz, ośmieszające lub dyskredytujące polskich polityków, których szczególnie nie lubią rosyjskie władze (i to jest choćby Paweł Kowal), a także promujące niektóre elementy rosyjskiej propagandy (ale raczej nie na twardo).
Taką propagandę Polacy mogą kupić, i to szczególnie w sytuacji, gdy płynie ona z ust byłego premiera. I to dlatego to, co opowiada Leszek Miller w mediach jest szczególnie niebezpieczne.
Jakie są tego powody? Czy moja analiza psychologiczno-politologiczną jest prawdziwa? Nawet to, dlaczego Leszek Miller myśli tak jak myśli – ostatecznie nie ma znaczenia. Istotne jest raczej to, by na te szkodliwe z punktu widzenia interesu narodowego narracje reagować. I dobrze, że to się stało.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
