CELEBRITY
Sędzia Ekstraklasy natychmiast odsunięty. Oto kulisy głośnej decyzji
Po skandalicznym błędzie w spotkaniu Górnik Zabrze — Jagiellonia Białystok, który rozgrzał całą Polskę, Kolegium Sędziów PZPN czasowo odsunęło Bartosza Frankowskiego i jego zespół od prowadzenia meczów. W rozmowie z nami przewodniczący kolegium Marcin Szulc mówi wprost: “To nie kara”. I zdradza kolejne kroki, które zostaną podjęte w tej sprawie.
Więcej informacji znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Błąd, który popełniono w końcówce spotkania Górnik Zabrze — Jagiellonia Białystok, odbił się szerokim echem w środowisku piłkarskim. Zawodnik gospodarzy Josema, powstrzymujący w niedozwolony sposób biegnącego sam na sam z bramkarzem napastnika gości, nie dostał czerwonej kartki, choć sytuacja wydawała się łatwa do oceny i Hiszpan powinien wylecieć z boiska. Zabrzanie wygrali 2:1, choć wielu uważało, że wynik mógł zostać w wyniku tej decyzji wypaczony. Do błędu przyznał się sędzia Frankowski w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet, ale to nie wszystko.
Kolegium Sędziów zareagowało błyskawicznie — już dzień po meczu arbiter i jego zespół zostali czasowo wyłączeni z obsady spotkań ligowych i pucharowych. Decyzję tę tłumaczy nam przewodniczący kolegium Marcin Szulc.
My wstrzymujemy sędziów w obsadzie i to jest decyzja administracyjna. “Czasowo” oznacza przerwę — moment na ochłonięcie, na zmierzenie się z tą sytuacją. Jeśli ktoś uważa, że popełnienie błędu przez zespół sędziowski nie ma wpływu na stronę mentalną czy psychiczną sędziego, to jest w błędzie.
Szulc podkreśla, że nie chodzi o karanie, lecz o odpowiedzialne zarządzanie ludźmi. — Ja, jako przewodniczący, uważam, że zarządzanie ludźmi to najważniejsza część tej pracy. Nikogo nie zawieszam. Z każdym rozmawiam i będę rozmawiał — również o tym meczu Górnik — Jagiellonia. Nie zostawiam sędziów samych sobie. “Czasowo” oznacza, że będziemy szukać najlepszych rozwiązań dla ich spokojnego i neutralnego powrotu do sędziowania. Tak jak zawodnicy po niewykorzystanych sytuacjach nie siedzą długo na ławce rezerwowych — podobnie jest i tutaj.
Kolegium Sędziów w komunikacie jasno wskazało, że w meczu doszło do błędu na niekorzyść Jagiellonii. Dla wielu kibiców była to forma przyznania się do winy i próba uspokojenia nastrojów. Szulc odrzuca jednak sugestię, że decyzja była podyktowana presją z zewnątrz.
Nie, to nie jest kara. Absolutnie. To jest wstrzymanie w obsadzie. Ten błąd, który miał miejsce, nazywamy błędem — stąd komunikat Kolegium Sędziów wydany jeszcze wczoraj. Nie robimy tego dla opinii publicznej. Informujemy po prostu, że taki błąd był, nazywamy go błędem i przyznajemy się do niego. Robimy to z troski o środowisko sędziowskie, a nie po to, żeby kogokolwiek ukarać.
Sytuacja i jej konsekwencje zrodziły wiele pytań, chociażby takich, czy zespół Bartosza Frankowskiego w przyszłości będzie mógł prowadzić mecze z udziałem Jagiellonii. Szulc przyznaje, że będzie unikał takiego zestawienia w najbliższym czasie, ale nie dlatego, by karać.
— Jeśli spojrzymy w obsady wszystkich meczów, to da się zobaczyć, że nie powielam drużyn. Zawsze szukam optymalnych zestawień. Zapewne będzie tak, że w tej rundzie Bartek nie poprowadzi spotkania Jagiellonii. Ale chciałbym, żebyśmy nie żyli przeszłością. Nazwaliśmy błąd błędem, wiemy, że nie powinien się zdarzyć, i tyle.
Zobacz również: Oficjalnie! Matty Cash wybrał klub. To tam będzie występował
Szulc zatem nie określił, jak długo Frankowski wraz ze swoim zespołem nie będzie przewidywany do prowadzenia meczów. — Nie zamierzamy ciągle wracać do tej sytuacji, bo ona i tak zostaje z tyłu głowy. Dla Bartka będzie lepiej, jeśli spokojnie wróci, nie prowadząc od razu meczu drużyny z Białegostoku. Nie przewidujemy jednak żadnych innych kar — poza nieuwzględnianiem w obsadzie. Traktuję to trochę tak, jak decyzje trenerskie wobec zawodników: czasem ktoś siada na ławce, żeby złapać dystans, ale to nie znaczy, że jest skreślony.
Dużo emocji wzbudziło zachowanie samego Bartosza Frankowskiego, który po meczu przyznał się do błędu i przeprosił Jagiellonię. Szulc docenia ten gest. — Zgodnie z przepisami sędziowie mogą wypowiadać się na temat podjętych przez siebie decyzji. Sam kiedyś stawałem przed kamerami Canal+ i wiem, jak to wygląda. Natomiast nie zauważyłem, żeby trenerzy czy piłkarze często podchodzili do sędziego i przepraszali za swoje zachowanie — powiedział były sędzia.
Szulc zdradził jednak, że jeszcze przed wywiadem Frankowskiego odbył rozmowę z arbitrem.— Chciałbym, żeby sędziowie w pierwszej kolejności tłumaczyli swoje decyzje przede mną — w rozmowie wewnętrznej. Ważne jest jednak, że sędzia Frankowski doskonale wie, że popełnił błąd. Nie czuje się z tym dobrze. Jego reakcja była szczera. Chciałbym, by takie sytuacje zdarzały się rzadko, ale zrozumiałe jest, że chciał zasygnalizować, iż nie czuje się komfortowo z zaistniałą sytuacją — mówi i dodaje:
Dlatego też najpierw odbyła się rozmowa z sędziami tego meczu, a dopiero potem przekazaliśmy komunikat do opinii publicznej. Kolejność była jasna: najpierw komunikat wewnętrzny, potem zewnętrzny.
Tajemnica sędziowskiej szatni
Szulc zdradza kulisy działania kolegium po zakończeniu spotkania. — Pierwsza rozmowa odbyła się zaraz po końcowym gwizdku, chciałem poznać sposób analizy sytuacji przez sędziów. Kolejna zaś miała miejsce po decyzji kolegium, wtedy przekazałem im informacje o podjętych decyzjach. Dopiero później poinformowaliśmy opinię publiczną.
Zobacz również: Zwolniony! Juventus bez trenera. Oto faworyci do przejęcia klubu
Co zawiodło? Komunikacja, interpretacja przepisów czy brak zdecydowania? Szulc nie chce rozkładać decyzji na czynniki pierwsze publicznie. — To temat, który omówimy wewnętrznie. To my teraz musimy wykonać wewnętrzną pracę szkoleniową, aby takie sytuacje się nie zdarzały. To pewna tajemnica “szatni sędziowskiej” — dlaczego decyzja była taka, a nie inna. Wiemy tyle, że doszło do błędu i zapewne każdy z sędziów miał w tym swój udział, swoją “cegiełkę”.
Choć decyzję na boisku podejmuje główny arbiter, Szulc nie zamierzał wskazywać winnych czy winnego, który mógł podpowiedzieć złą decyzję Frankowskiemu i wskutek tego ponieść inną karę. — Ostatecznie za decyzję odpowiada sędzia prowadzący mecz na boisku. Natomiast oczywiście widzimy odpowiedzialność całego zespołu. Dlatego będziemy rozważnie podchodzić do kolejnych obsad, ale bez piętnowania kogokolwiek.
Ten pojedynczy, acz duży błąd nie pociągnie za sobą żadnej rewolucji. Przewodniczący kolegium zapowiada jednak dalsze szkolenia i poprawę komunikacji między arbitrami. — My szkolimy się cały czas. Chcemy nieustannie podnosić umiejętności i doskonalić komunikację — zarówno tę podczas meczu, między arbitrami na boisku i w VAR-ze, jak i później, wewnątrz kolegium. To proces ciągły, ale po takich zdarzeniach na pewno będziemy te działania jeszcze intensyfikować.
