CELEBRITY
NASZ WYWIAD. Zalewska: Wiatraki żywią się wyłącznie subwencjami, dotacjami, gwarancjami i pieniędzmi z ETS. Prąd z nich nie jest wcale tańszy

Europoseł PiS Anna Zalewska nie ma wątpliwości, że za zahamowanie budowy elektrowni atomowych w Polsce oraz szkodliwe działania lobbingowe na rzecz budowy wiatraków w przyszłości ktoś poniesie odpowiedzialność. „Wszystko trzeba czytać po niemiecku. Za wygaszanie elektrowni atomowych w Niemczech ktoś powinien spędzić kilka najbliższych lat w kryminale” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl była szefowa MEN. „W sprawach rozwoju polskiej energetyki nic się nie dzieje, oni nie mają żadnego pomysłu, poza wiatrakami” – dodaje.
Portal wPolityce.pl: Czy chaos w planach rządu dotyczących energetyki się pogłębi? Opóźnieniom w budowie elektrowni atomowych towarzyszy przepychanie kolejnej ustawy wiatrakowej i lekceważenie polskich kopalni.
Europoseł PiS Anna Zalewska: W sprawach rozwoju polskiej energetyki nic się nie dzieje, oni nie mają żadnego pomysłu, poza wiatrakami. Słyszymy opowieść, że elektrownie wiatrowe mają powstawać w dziesiątkach tysięcy i mają w jakikolwiek sposób zastąpić stabilną energię z innych źródeł. Całkowicie porzucono węgiel, nie istnieje aktualna, kompleksowa umowa społeczna między rządem a kopalniami węgla. Obecny minister energii opowiada, że z węgla trzeba się wycofać, co powoduje, że rzeczywiście grozi nam utrata bezpieczeństwa energetycznego, ponieważ wiatraki jej nam nie radzą.
Nawet kiedy postawimy tysiące wiatraków, jak chcą tego rządzący?
Polska nie jest po prostu wietrznym krajem. Wiatr wieje u nas tak naprawdę przez 1/3 roku, mówimy tu oczywiście o jego określonych parametrach, które powodują, że taka elektrownia wiatrowa jest opłacalna i bezpieczna. Poza tym elektrownie wiatrowe ciągle „rosną” i teraz mają już prawie 200 m wysokości. Może w Wilanowie rządzący mogliby postawić, powiedźmy 11 elektrowni wiatrowych, które są niewiele mniejsze od Pałacu Kultury. Być może przemówiłoby to do wyobraźni tych, którzy w różnego typu badaniach, nie widzą żadnych ujemnych skutków stawiania farm wiatrowych.
Szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz skrytykował prezydenta za weto do ustawy wiatrakowej i zapowiedział, że z wiatraków nie zrezygnuje. Skąd ta determinacja?
To była wyjątkowo lobbystyczna ustawa, która rozwijała przed inwestorami farm wiatrowych czerwony dywan. W grę na rzecz obcego lobby zaangażowani są posłowie, to gra prowadzona wbrew społeczeństwu. Uczestnicząc w dożynkach w wielu gminach, rozmawiam z ludźmi, naradzamy się, co w tej sytuacji trzeba zrobić. Na Dolnym Śląsku lobbyści są właściwie w każdej gminie. Podpisywane są straszne umowy, które ubezwłasnowolniają rolników. To są umowy dzierżawy bardzo dobrych ziem pod elektrownie wiatrowe, które zabetonują te obszary na zawsze. To jest przecież kilkanaście ton żelbetu koniecznego do utrzymania takich wiatraków. Nie ma na to społecznej zgody.
Politycy koalicji rządzącej uspokajają twierdząc, że decyzja o budowie wiatraków zależy od gminy. Nikt nikogo nie zmusi do takiej decyzji.
Gminy borykają się często z problemami finansowymi, zresztą jak zawsze w czasach rządów Donalda Tuska. Myślą, że będą na tym zarabiać pieniądze i dlatego takie zgody burmistrzów, czy innych decydentów się pojawiają. Zapewniam jednak, że będą to małe pieniądze, bo bardzo duże zarabiają ci, którzy są właścicielami tych wiatraków. Zresztą w tych gminach pojawiają się firmy, które mają często kapitał założycielski ok. 5 tys. zł, a rolnicy, czy też samorządowcy wierzą im, kiedy mówią do nich o milionach. To jest już prawie gospodarczy bandytyzm, uprawiany bez kontroli służb, które takimi sytuacjami powinny się zainteresować. W szczególności malowniczymi miejscowościami, gdzie ludzie wzięli kredyty, wyprowadzili się z miast i osiedlili, a później okazuje się, że wartość ich nieruchomości spada niemal do zera, bo w pobliżu postawiono wiatraki. Takich nieruchomości wręcz nie da się sprzedać, bo któż chciałby mieszkać w towarzystwie elektrowni wiatrowej.
Skrócenie odległości pomiędzy farmami wiatraków a zabudowaniami znacząco zwiększa ilość możliwych lokalizacji.
Chcieli, aby wiatraki były 500 m od zabudowań, a przecież to tak naprawdę jest już niemal podwórko. Bez udziału społecznego inwestor mógł robić wszystko, co chciał. Pojawiły się zapisy mówiące o tym, że można podjąć jedną uchwałę o zintegrowanym planie inwestycyjnym i całe władztwo – bez udziału burmistrza i radnych – oddać w ręce inwestora. Były także dziwne zapisy o nadrzędności takiej inwestycji, która nie występuje w żadnych innych przepisach. To budzi ogromne wątpliwości prawne.
Dlaczego jest tak ogromne ciśnienie ze strony rządzących, aby stawiać wiatraki? Pamiętamy, że w 2023 roku, zanim jeszcze został powołany rząd Donalda Tuska, Sejm przegłosował już pierwszą ustawę wiatrakową.
Muszą zebrać z całej Europy to, co naprodukowano. Przypominam, że to są głównie firmy niemieckie i duńskie. To oni mają największy procent elektrowni wiatrowych w swoim miksie energetycznym, ale mają jednocześnie najdroższy prąd. Szczególnym orędownikiem tak ukształtowanej energii odnawialnej jest u nas polityk PSL Waldemar Pawlak. Tymczasem opowieści o tym, że za sprawą wiatraków prąd będzie tańszy, są nieprawdziwe. Cała energia odnawialna, szczególnie wiatraki, żywią się tylko i wyłącznie subwencjami, dotacjami, gwarancjami i pieniędzmi pochodzącymi z ETS, czyli podatku pobieranego od wszystkiego, co jest związane z węglem, ropą i gazem.
Dlaczego podkreśla się, że gdybyśmy mieli więcej energii ze źródeł odnawialnych, to płacilibyśmy mniej z ETS-u?
Wypełniamy wszystkie standardy, normy, które są zapisane w przepisach między innymi w pakietach „Fit for 55” do 2030 r., 43-procentowego udziału energii odnawialnej w miksie energetycznym. Obecnie na lipiec tego roku jest to już prawie 47 proc. Mimo to podejmowane są niebezpieczne z punktu widzenia naszej energetyki działania.
Jakie to działania, oprócz forsowania budowy farm wiatrowych?
Zahamowanie programu budowy elektrowni jądrowych. Z powodu działań rządu Donalda Tuska wycofali się już z inwestycji w elektrownię atomową Koreańczycy. Obecny minister energii nigdy niczym nie zarządzał i na energetyce raczej się nie zna. Wszyscy wiedzą, że ulokowanie i rozpoczęcie budowy elektrowni atomowej jest procesem długotrwałym i bardzo skomplikowanym. Tu liczy się każdy miesiąc. Powiem tak, to wszystko trzeba czytać po niemiecku. Za wygaszanie elektrowni atomowych w Niemczech ktoś powinien spędzić kilka najbliższych lat w kryminale. Za naszych rządów z dużym trudem udało się nam w Parlamencie Europejskim i Komisji Europejskiej przyjąć zapisy dotyczące elektrowni atomowych. Zadbaliśmy m.in. o to, aby na ich budowę można było brać kredyty. Ale czekają nas jeszcze różnego rodzaju decyzje i protesty, między innymi ze strony niemieckiej. Proszę zauważyć, że Donald Tusk właściwie abdykował i teraz każdy robi, co chce. Poważni partnerzy biznesowi to widzą i nie chcą podejmować ryzyka.