Connect with us

CELEBRITY

Tak Iga Świątek rozsypuje się na naszych oczach. “Wpadła w panikę”

Published

on

Od 12 lat nikt nie przegrywał tak, jak w tym sezonie Iga Świątek. – To szokujące – komentują dziennikarze i kibice, widząc kruchą wersję polskiej gladiatorki. Słyszymy i czytamy nawet takie opinie, że Świątek wpada w panikę. Niestety, niezbyt budujące jest to, co mówi sama Iga – pisze Łukasz Jachimiak ze Sport.pl.

W poniedziałek w meczu drugiej kolejki WTA Finals w Rijadzie Iga Świątek przegrała decydującego seta z Jeleną Rybakiną 0:6 (w całym meczu było 6:3, 1:6, 0:6). Tak samo skończył się dla Polki niedawny mecz z Emmą Navarro w 1/8 finału turnieju w Pekinie. I z Aryną Sabalenką w półfinale Roland Garros. To są wyniki zdumiewające tym bardziej, że wcześniej przez całą karierę Świątek nigdy nie przegrała do zera żadnego decydującego seta!

Świątek wpadła w panikę. Czuła, że nic nie może zrobić. Widać było, że rozmawia z Wimem Fissettem i że wykonuje mnóstwo gestów. To nie był dobry znak – mówiła zaraz po meczu Świątek-Rybakina była świetna tenisistka, Laura Robson. Takich analiz, jak ta ze Sky Sports, powstało i wciąż powstaje mnóstwo. I nic dziwnego, przecież niecodziennie wielka mistrzyni przegrywa w taki sposób. I jeszcze jedno “przecież” – przecież nie tylko my, Polacy szczególnie dobrze życzący rodaczce, dostrzegamy pewien problem, z którym ta utalentowana sportsmenka sobie nie radzi.

Świątek wstrząśnięta. Kolejny raz to samo
Przegrywanie setów do zera to w tenisie rzecz może nie powszechna, ale zdarzająca się na tyle często, że nikogo nie szokuje. Zresztą to Świątek najbardziej oswaja widzów z takimi wynikami – Polka od lat regularnie występuje w roli właścicielki tenisowej piekarni i rozdaje “bajgle”. Problem w tym, że teraz i ona sama nagle zaczęła je dostawać. I to w znamiennych momentach.

0:6 z Sabalenką na Roland Garros;
0:6 z Navarro w Pekinie;
0:6 z Rybakiną w Rijadzie.
Co łączy te wyniki? Że pochodzą z ostatnich, decydujących setów. I teraz uwaga – coś takiego, czyli aż trzy przegrane decydujące sety do zera, zdarzyło się w światowym tenisie po raz pierwszy od 12 lat!

Co jeszcze łączy 0:6 Świątek z Rybakiną z jej 0:6 z Navarro i z 0:6 z Sabalenką? To, że każdego z tych setów Polka zaczynała od podania i pękała po tym, jak rywalka ją przełamywała. Pękała to właściwie mało powiedziane – rozsypywała się, rozdawała rywalkom prezenty, przestawała walczyć. Pod koniec każdego z tych setów, a zarazem meczów, samą mową ciała Świątek jasno dawała do zrozumienia, że chce już tylko jednego – żeby to się wreszcie skończyło. Rybakina w secie wygranym 6:0 zdobyła 27 punktów, z czego aż 17 Polka podarowała jej własnymi, niewymuszonymi błędami. Navarro dostała od Świątek aż 25 z 32 punktów, a Sabalenka – 12 z 24.

Naprawdę nie może dziwić, że tenisowy świat to wszystko analizuje, że szuka wspólnego mianownika, że się zastanawia, że wydaje opinie, a nawet feruje wyroki. Niepokoić się jest czym. Zwłaszcza gdy posłucha się tego, co i jak mówi Iga Świątek.

Świątek się dziwi, że ktoś się dziwi
Weźmy pod lupę tę jej wypowiedź z krótkiego spotkania z dziennikarzami pracującymi w Rijadzie:

Czy Świątek ma rację, mówiąc, że kluczem do zwycięstwa Rybakiny była jej większa agresja? Kto widział mecz, ten wie, że z taką opinią trudno się zgodzić. Kto nie widział, niech spojrzy na liczby. W pierwszym secie Świątek zagrała pięć uderzeń kończących i popełniła sześć niewymuszonych błędów. W drugim i trzecim secie miała łącznie bilans 7:36. A Rybakina? W pierwszym secie jej stosunek winnerów do niewymuszonych pomyłek to było 10:17, a w dwóch kolejnych partiach w sumie było identyczne – 10:17.

Już liczby pokazują, kto wiernie trzymał się swojej strategii, wierząc, że przyniesie efekt, a kto nagle zmienił plan. A kto oglądał mecz, ten widział, jak Świątek znów próbuje wszystkie swoje kłopoty rozwiązać siłą. I choć przez to wpada w coraz większe tarapaty, to nie ma żadnej siły, żeby zawrócić ją po tym, jak już wzięła rozpęd i ruszyła na zderzenie ze ścianą.

Spójrzmy jeszcze na rozmowę Świątek z Joanną Sakowicz-Kostecką. Była tenisistka pracuje w Rijadzie jako komentatorka i reporterka stacji Canal+. Każdy może ocenić formę, w jakiej starsza koleżanka pytała o pewne sprawy Igę. Osobiście czułem dyskomfort, oglądając ten materiał. Bałem się, że – mimo klasy i kultury zachowywanej przez pytającą – Świątek w pewnym momencie tę rozmowę przerwie.

Sakowicz zaczęła od opiewania gry Świątek w pierwszym secie, po czym usłyszeliśmy od reporterki: “I nagle wydarzyło się coś, co można nazwać radykalną zmianą strategii. Dlaczego?”.

Świątek po dwóch-trzech sekundach milczenia odpowiedziała chyba (wyraźnie nie słychać): “Nie wiem, o czym mówisz”.

– Takie mam wrażenie, że przestałaś się trzymać swojego planu gry, który tak świetnie działał w pierwszym secie, który był znakomity, i zaczęłaś się bardzo spieszyć tak, jakbyś chciała jak najszybciej zagrać uderzenie kończące, co w konsekwencji spowodowało dużo niewymuszonych błędów – cierpliwie tłumaczyła dziennikarka.

– Okej – stwierdziła sportsmenka. I wzruszyła ramionami. – Dzięki za analizę – dodała.

– Chciałam cię zapytać, dlaczego tak nagle zmieniłaś swój plan gry, który tak dobrze przecież funkcjonował – kontynuowała niezrażona Sakowicz.

I dopiero tu Świątek zdobyła się na rzeczową odpowiedź. – Szczerze mówiąc, nie miałam takiej zmiany w planach, więc jeśli to było tak widoczne, to myślę, że też zobaczę to, oglądając ten mecz – powiedziała. A następnie tłumaczyła, że straciła stabilność w odgrywaniu szybkich piłek, ale nie zmieniła taktyki, że starała się robić to samo, co w pierwszym secie. I dodawała, że dopiero później pojawiły się u niej błędne decyzje spowodowane presją.

Całą rozmowę można obejrzeć tu:

Ciekawe, jak potoczyłaby się ta rozmowa, gdyby prowadził ją dziennikarz bez takiej przeszłości, jaką ma Sakowicz-Kostecka. Była tenisistka nigdy nie była na szczycie światowego rankingu, czyli w miejscu, w którym Świątek się urządziła, ale ona w tę grę grała (była na początku drugiej setki), ona ją rozumie, ona doskonale wie, co widzi. A skoro jej zdziwienie tym, co zobaczyła, dziwi Igę, to ciekawe, jak Iga reaguje na spostrzeżenia swojego trenera. Na ile jest przekonana do wniosków, propozycji i wskazówek Fissette’a, a jak dalece jeszcze, po roku współpracy, jest nieufna, bo ma swój, odmienny, ogląd sytuacji.

Oczywiście można powiedzieć – i robi to część kibiców – że te pomeczowe rozmowy są bez sensu, bo emocje są wówczas jeszcze za duże i wtedy trudno o jakościową analizę. Ale cóż, rzeczywistość jest, jaka jest, tego się nie zmieni, w tym trzeba się próbować odnaleźć. I tak naprawdę to może być dobry trening radzenia sobie z wyciąganiem wniosków, z podnoszeniem się. Także – a może nawet szczególnie – po meczach kończonych bolesnym wynikiem 0:6.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin