Connect with us

CELEBRITY

– Gdybym została nauczycielką, na co się zanosiło tuż po studiach, to byłabym zmęczona w wieku 40 lat. Uczyłam, więc wiem, jaka to trudna praca. A więc błagam, niech pani nie robi ze mnie emerytki – mówi dziennikarka. Link do wywiadu

Published

on

Alicja Resich-Modlińska: Jeżeli mogę, to chcę pracować. Emerytura w wieku lat sześćdziesięciu jest wymysłem głupim

Gdybym została nauczycielką, na co się zanosiło tuż po studiach, to byłabym zmęczona w wieku 40 lat. Uczyłam, więc wiem, jaka to trudna praca. A więc błagam, niech pani nie robi ze mnie emerytki – mówi dziennikarka.

ówią o pani “królowa wywiadów”.

Bardzo miło mi to słyszeć. Nagrywa pani naszą rozmowę na dyktafon?

Miałam przeróżne doświadczenia z dyktafonami. Albo zapomniałam, albo nie włączyłam, albo źle włączyłam. Albo nie było baterii… I to akurat podczas wywiadów z takimi osobami, że nie powinno się to zdarzyć. Na przykład z José Carrerasem – nie dość, że długo jechałam do niego taksówką, to jeszcze nie wzięłam sprzętu.

Z kolei podczas pierwszego wywiadu z Krystyną Jandą byłam bardzo zdenerwowana i nie włożyłam do dyktafonu baterii. Byłam tak przejęta, że nie potrafiłam dociec, dlaczego nie działa. Dopiero jej mąż, Edward Kłosiński, odkrył powód. Poprosiła go o pomoc Krystyna, która jest osobą niezwykle empatyczną i bardzo mi współczuła, że się denerwuję.

Fasada spokojna, w środku się kotłuje. Ale miewam refleks. Kiedyś, gdy na żywo prowadziłam Studio 2, wymyśliłyśmy z wydawczynią konkurs odwołujący się do książki o tenisie. Jej autora znałam od dziecka, od kiedy tylko zaczęłam trenować tenisa na Legii.

Zaczynam go przedstawiać, mówię, że teraz będzie konkurs o początkach tenisa i już wiem, że nie pamiętam nazwiska tego pana. Rzucam więc pierwsze pytanie dla telewidzów: “Jak ten pan się nazywa?”.

Miałam więcej takich sytuacji. Ale od tamtego pamiętnego doświadczenia trzymam się zwyczaju pisania na kartce nazwisk wszystkich gości. Lech Wałęsa też. Nie ufam już swojej koncentracji. Scenariusz rozmowy, choć zawsze mam w pamięci, też zapisuję.

Ale czasami i to nie wystarczy.

Miałam taką sytuację, mrożącą krew w żyłach. Przez siedem lat prowadziłam na żywo program z Marią Czubaszek “Czubaszek na śniadanie”. W trakcie naszej rozmowy na monitorze w studiu pojawiały się zdjęcia z prasy i filmiki ilustrujące wydarzenia, które komentowałyśmy. Program był realizacyjnie dość skomplikowany, bo treść musiała być zbieżna z obrazem. Na każdą historię miałyśmy określoną ilość czasu. No mercy.

Maria nie miała słuchawki, była wpatrzona we mnie. Wchodzimy na żywo. Ja zaczynam, Maria sobie jak zwykle dowcipnie używa, ale czuję, że coś jest nie tak. W słuchawce cisza, nie słyszę komend realizatora. Daję więc znaki operatorowi. A on stoi tak, że ja w ogóle nie widzę monitora. Nie słyszę i nie widzę. Mam przerwać? Nie mogę!

Rozmowa
Alicja Resich-Modlińska (fot. mat. prasowe Polsat News)
Alicja Resich-Modlińska: Jeżeli mogę, to chcę pracować. Emerytura w wieku lat sześćdziesięciu jest wymysłem głupim
Angelika Swoboda
17.07.2019 22:00
Gdybym została nauczycielką, na co się zanosiło tuż po studiach, to byłabym zmęczona w wieku 40 lat. Uczyłam, więc wiem, jaka to trudna praca. A więc błagam, niech pani nie robi ze mnie emerytki – mówi dziennikarka.
Alicja Resich-Modlińska (fot. mat. prasowe Polsat News)
Mówią o pani “królowa wywiadów”.

Bardzo miło mi to słyszeć. Nagrywa pani naszą rozmowę na dyktafon?

REKLAMA

Tak. A dlaczego pani pyta?

Miałam przeróżne doświadczenia z dyktafonami. Albo zapomniałam, albo nie włączyłam, albo źle włączyłam. Albo nie było baterii… I to akurat podczas wywiadów z takimi osobami, że nie powinno się to zdarzyć. Na przykład z José Carrerasem – nie dość, że długo jechałam do niego taksówką, to jeszcze nie wzięłam sprzętu.

REKLAMA

Z kolei podczas pierwszego wywiadu z Krystyną Jandą byłam bardzo zdenerwowana i nie włożyłam do dyktafonu baterii. Byłam tak przejęta, że nie potrafiłam dociec, dlaczego nie działa. Dopiero jej mąż, Edward Kłosiński, odkrył powód. Poprosiła go o pomoc Krystyna, która jest osobą niezwykle empatyczną i bardzo mi współczuła, że się denerwuję.

A pani jaka jest?

REKLAMA

Fasada spokojna, w środku się kotłuje. Ale miewam refleks. Kiedyś, gdy na żywo prowadziłam Studio 2, wymyśliłyśmy z wydawczynią konkurs odwołujący się do książki o tenisie. Jej autora znałam od dziecka, od kiedy tylko zaczęłam trenować tenisa na Legii.

Zaczynam go przedstawiać, mówię, że teraz będzie konkurs o początkach tenisa i już wiem, że nie pamiętam nazwiska tego pana. Rzucam więc pierwsze pytanie dla telewidzów: “Jak ten pan się nazywa?”.

Alicja Resich-Modlińska i Wojciech Mann, rok 1994 (fot. Andrzej Iwańczuk / AG)
Alicja Resich-Modlińska i Wojciech Mann, rok 1994 (fot. Andrzej Iwańczuk / AG)
Sprytnie.

Miałam więcej takich sytuacji. Ale od tamtego pamiętnego doświadczenia trzymam się zwyczaju pisania na kartce nazwisk wszystkich gości. Lech Wałęsa też. Nie ufam już swojej koncentracji. Scenariusz rozmowy, choć zawsze mam w pamięci, też zapisuję.

Ale czasami i to nie wystarczy.

Miałam taką sytuację, mrożącą krew w żyłach. Przez siedem lat prowadziłam na żywo program z Marią Czubaszek “Czubaszek na śniadanie”. W trakcie naszej rozmowy na monitorze w studiu pojawiały się zdjęcia z prasy i filmiki ilustrujące wydarzenia, które komentowałyśmy. Program był realizacyjnie dość skomplikowany, bo treść musiała być zbieżna z obrazem. Na każdą historię miałyśmy określoną ilość czasu. No mercy.

Maria nie miała słuchawki, była wpatrzona we mnie. Wchodzimy na żywo. Ja zaczynam, Maria sobie jak zwykle dowcipnie używa, ale czuję, że coś jest nie tak. W słuchawce cisza, nie słyszę komend realizatora. Daję więc znaki operatorowi. A on stoi tak, że ja w ogóle nie widzę monitora. Nie słyszę i nie widzę. Mam przerwać? Nie mogę!

REKLAMA

Więc?

Zaczęłam mówić, co pamiętałam, posiłkując się wyobraźnią. Skończyłam to ośmiominutowe wejście spocona jak mysz. Po programie usłyszałam, że był bardzo dobry! Wyjątkowo z Marią nam “jechało”… Choć ja nic nie słyszałam i nie widziałam. No ale z Marysią, z którą znałyśmy się od wieków, zawsze czułam się świetnie.

Przed kamerą od początku czuła się pani jak ryba w wodzie. Prędzej czy później musiała pani trafić do telewizji.

Uważa pani, że to było nieuchronne? Nie, to raczej telewizja wyrobiła we mnie umiejętność zachowywania zimnej krwi w najróżniejszych sytuacjach. Początki miałam raczej pożałowania godne. Z mojego punktu widzenia.

Gdybym uprawiała zawód, który sobie wymarzyłam jako dziecko, to zostałabym pisarką i tłumaczką. Miałabym święty spokój. Ale spodobało mi się Studio 2 prowadzone przez Bożenę Walter. Byli w nim też Tadeusz Sznuk i Edward Mikołajczyk. Nowa formuła, na żywo. Inteligentni, zabawni, ona prześliczna. Myślałam sobie: “O, tak to bym chciała…”.

Ale najpierw były “Szpilki”, w których poznałam Marysię Czubaszek, i radiowa Trójka, w której robiłam “Wywiady spod estrady” i “Nie tylko dla orłów”. Kolega operator w TVP mi powiedział, że telewizja ogłosiła konkurs na prezenterkę. Stanęłam do niego, zabrnęłam dość daleko, jednak nie wygrałam. Miejsca były dwa.

Zatem jak się pani załapała?

Jako tłumaczka z angielskiego tłumaczyłam filmy w TVP. Chodziłam sobie po tych korytarzach, marzyłam, żeby tam pracować na stałe, więc zanosiłam dyrektorom swoje teksty satyryczne. Znano mnie z radia. Przez przypadek weszłam w nagły wakat na miejsce chorej prowadzącej. To były późne lata 80. Nie było par prezenterów, prowadziło się spikerkę pojedynczo. Sama w studiu na sygnał do słuchawki wchodziłam na antenę, zapowiadałam filmy i programy. Musiałam się zmieścić w ściśle wyznaczonym czasie. Potem dyrektor Józef Węgrzyn wybrał mnie z Grażyną Torbicką, Jolantą Fajkowską i Piotrem Radziszewskim do “żywego” studia Dwójki. Zaczęłam nabierać coraz większej wprawy.

Józef Węgrzyn wymyślił Teleexpress i wynalazł Macieja Orłosia?

Macieja Orłosia chyba odkryłam ja. Pojawił się u mnie w programie jako gość. Opowiadał o swojej roli w nowym filmie. Od razu zobaczyłam w nim dziennikarza. Miał świetny głos, cięty dowcip, telewizyjny wygląd. “Rób u mnie rozmowy z koleżankami aktorkami” – zaproponowałam mu. Przychodził na moje dyżury i prowadził krótkie rozmowy, pierwsza była Kasia Figura. Potem zwróciła na niego uwagę Nina Terentiew i poszły konie po betonie.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAtalkin