CELEBRITY
– Przytulamy się z mężem na kanapie, on dotknął mojej piersi i mówi: “Coś tu masz”. Wsunęłam dłoń w miejsce jego dłoni i poczułam pod palcami wielką śliwkę. Następnego dnia byłam już u ginekologa. Starsza pani, badając mnie palpacyjnie, zrobiła wielkie oczy i powiedziała: “Musisz iść pilnie na USG, dziecinko”. Nazajutrz leżałam na kozetce i patrzyłam w sufit, bo lekarz zabronił patrzeć w ekran. “Głowa w drugą stronę i niech się nie wierci”. Słyszałam tylko, jak robi kolejne zdjęcia i drukarka co chwila wypluwa nowy wydruk. “Tu będzie pilna biopsja” – powiedział, a mnie łzy zaczęły cieknąć ciurkiem. Więcej komentarzu
Ewelina jest po udanej mastektomii, ma nową pierś. Natalia dostała wyniki histopatologii, jest zdrow
Dziewczyny piszą do mnie i mówią o swoich historiach, wymieniamy się doświadczeniami. A te, które wyzdrowiały, dodają otuchy. “Wiesz, ja już jestem po leczeniu i wiem, jak może być ciężko. Ale teraz zaszłam w ciążę”. To daje nadzieję i jest dużo lepsze niż słuchanie w kółko tego przeklętego “będzie dobrze”. 4 lutego obchodzimy Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem.
Przytulamy się z mężem na kanapie, on dotknął mojej piersi i mówi: “Coś tu masz”. Wsunęłam dłoń w miejsce jego dłoni i poczułam pod palcami wielką śliwkę. Następnego dnia byłam już u ginekologa. Starsza pani, badając mnie palpacyjnie, zrobiła wielkie oczy i powiedziała: “Musisz iść pilnie na USG, dziecinko”.
Nazajutrz leżałam na kozetce i patrzyłam w sufit, bo lekarz zabronił patrzeć w ekran. “Głowa w drugą stronę i niech się nie wierci”. Słyszałam tylko, jak robi kolejne zdjęcia i drukarka co chwila wypluwa nowy wydruk. “Tu będzie pilna biopsja” – powiedział, a mnie łzy zaczęły cieknąć ciurkiem. Okazało się, że w lewej piersi mam siedem torbieli. W prawej cztery i guz. Odporny na ruch, zbity, twardy. A właściwie trzy guzy tuż obok siebie. To wyglądało jak chmurka, którą rysują dzieci.
Tak mi się skojarzyło, bo jestem nauczycielką przedszkola, wychowawczynią pięciolatków. To był początek marca, szykowaliśmy się już z maluchami do wiosny, której nie mogłam się doczekać. Pół roku wcześniej zaczęłam studia podyplomowe z integracji sensorycznej, żeby lepiej im pomagać. Myślałam o tym wszystkim, kiedy wyszłam z gabinetu. Za wizytę zapłaciłam 200 złotych, bo mój pakiet w prywatnej przychodni nie obejmował USG. Lekarz nie skomentował, że łzy mi lecą. Może ogląda to często i przywykł?
Pilna biopsja odbyła się tydzień później. Poszliśmy prywatnie, żeby było szybciej. 1500 złotych wzięliśmy z pieniędzy odłożonych na budowę domu. Boję się igieł, a ta była naprawdę gruba, więc lekarka na wszystkie sposoby próbowała mnie rozluźnić. Na chwilę nawet się udało. Na odchodne powiedziała, że guzy faktycznie dziwne, ale nie wyglądają na raka, bo nie mają wąsów. Nowotwory swoim kształtem podobno przypominają tego skorupiaka i stąd wzięły swoją nazwę.
Przez dwa tygodnie, czekając na wyniki, powtarzałam sobie: to niemożliwe, jestem za młoda. Diagnoza powaliła mnie z nóg. Do biopsji miałam pobranych osiem wycinków, każdy okazał się rakiem. To było jak liść w twarz, bo 10 miesięcy wcześniej robiłam kontrolne USG i piersi były czyste.
– Złośliwość poziom drugi, komórki dzielą się bardzo szybko, guz ma 3,7 cm, będzie chemia i operacja, straci pani włosy – powiedziała lekarka na kolejnej wizycie. Powtórzyłyśmy USG. Pokazało nowego guza pod pachą, na węzłach. 16 dni wcześniej go nie było. Teraz jest i ma 1,5 cm. Lekarka umówiła mnie na maraton badań i konsylium.
Przed gabinetem czekał mąż. W samochodzie zapytałam, dlaczego nic nie mówi. – Bo się boję – krzyknął i się rozpłakał. Jego mama zmarła na raka, brat mamy i jego żona też. Wszystkie pogrzeby w jego rodzinie to były pogrzeby osób chorych onkologicznie. Tata również chorował, ale się wykaraskał.
Do mamy zadzwoniłam, płacząc. Chwilę milczała, a później powiedziała: “To nie jest wyrok, przejdziemy przez to”. Była twarda, głos jej nawet nie drgnął. Zaczęła ryczeć, dopiero jak się rozłączyła, wiem od młodszej siostry.
Po powrocie do domu zaczęłam googlować. Wrzuciłam w wyszukiwarkę swoje parametry. Pierwszy wynik: z tym rodzajem raka żyje się 19 miesięcy. Kiedy mąż zobaczył, co robię, zagroził: “Odłączę ci internet i zabiorę telefon!”. Okazało się, że artykuł, który przeczytałam, jest sprzed ośmiu lat. Od tego czasu powstało dużo nowych programów lekowych, a mój podtyp dobrze reaguje na chemię.
Kiedy powiedzieli, że po chemii mogę stracić płodność, zaniemówiłam. Miesiąc wcześniej odstawiłam tabletki antykoncepcyjne. Pod koniec roku mieliśmy się starać o dziecko. Lekarka zasugerowała zabezpieczenie płodności. Dała namiary na klinikę, która zajmuje się pobieraniem i mrożeniem komórek jajowych. Mnóstwo kasy na to poszło. W Warszawie jest program refundacji in vitro, który obejmuje też odroczenie płodności u chorych na nowotwór, więc zabieg i mrożenie miałam za darmo. Ale za wszystkie wizyty i badania musiałam zapłacić. W pewnym momencie przestałam liczyć, ale razem kilka tysięcy na pewno.
Weekend może być codziennie – najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje na wakacje >
Wszystko trwało dwa tygodnie. Dostałam leki i zastrzyki, które miały pobudzić produkcję jajeczek. Codziennie igła w brzuch. Co drugi dzień w klinice na badaniach. Zastrzyki robił mąż, bo ja się boję igieł i sama sobie nic w ciało nie wbiję. Brzuch bolał koszmarnie, kiedy tworzyły się te wszystkie komórki. Pobrali 24, więc mnóstwo.
Gdy się obudziłam, wszystko mnie bolało od środka. Ale trzeciego dnia było najgorzej. Zwijałam się z bólu, nie mogłam się wyprostować. Te komórki wciąż się tworzyły. To ustało, dopiero kiedy dostałam miesiączkę. Tydzień później znowu narkoza, żeby założyć port naczyniowy. Tytanowy trójkącik z membraną, od którego syntetyczny przewód wiedzie do żyły centralnej. Tędy puścili chemię.
Włosy miałam do pasa, zawsze długie i gęste. To był mój znak rozpoznawczy. Po pierwszej chemii były wszędzie. Na poduszce, podłodze, ubraniach, szczotce. Wyścielały mieszkanie jak dywan. Przestałam je myć, bałam się czesać. Gdy włosy zostały mi w garści, zwinęłam się w kulkę na podłodze w łazience i wyłam. Dlaczego ja, dlaczego muszę to przeżywać? Przecież mówili, że ten czepek mi pomoże. Podczas przyjmowania chemii na mokre włosy można założyć czepek typu paxman, który ma mrozić cebulki włosów i w ten sposób je chronić. U mnie nic nie ochronił, może był źle założony.
